Mirosław Justek w swoim życiu często musiał podejmować ważne decyzje i niemal zawsze wychodziło mu to na dobre. Żmudną i ciężką pracą doszedł do niemałych sukcesów, ale czekał na nie blisko 30 lat. Był drugim, po Romanie Jakóbczaku, piłkarzem Lecha w ekipie reprezentacyjnej na Mistrzostwa Świata, a piątym w ogóle (po nim już tylko Piotr Mowlik oraz grający na Mundialu Krzysztof Pawlak i Bartosz Bosacki). Zbyt szybko odszedł od futbolu. Po rozstaniu się z murawą nie chciał już tracić czasu na rozłąkę z najbliższymi, choć pewne próby trenerskie poczynił.
Na świat przyszedł 23 września 1948 w Słupsku. Był chłopcem sprawnym fizycznie i bardzo ambitnym, ale nie wyróżniał się wśród rówieśników jakimś nadzwyczajnym talentem. Jako dwunastolatek rozpoczął piłkarskie treningi w miejscowym klubie MKS Cieśliki pod okiem niezwykłego wychowawcy młodzieży – Mariana Boratyńskiego. W słupskim klubie pojawiło się wielu uzdolnionych graczy, ale na wyżyny futbolu poza Justkiem dotarli jeszcze tylko jego przyszli koledzy ze szczecińskiej Pogoni – Tadeusz Czubak, Czesław Boguszewicz (późniejszy szwagier) oraz Ryszard Szpakowski, z którym zetknął się ponownie już w Lechu.
Niemal od zawsze grywał na najbardziej ulubionej przez każdego młodzieńca pozycji – na środku ataku. W dorosłej piłce z czasem był przesunięty na skrzydło, gdzie w pełni wykorzystywał wrodzoną szybkość i przebojowość. W związku z tym, że Cieśliki były klubem młodzieżowym, jej gracze po wejściu w odpowiedni wiek szukali innych drużyn, nie zawsze z tych najwyższych lig. Justek miał szczęście trafić w 1967 do Pogoni Szczecin, powracającej właśnie na pierwszoligowe boiska. Nie od razu dostał się do pierwszego zespołu, cierpliwie odbywając staż najpierw w zespole juniorskim, a później w rezerwach. Gdy już trafił do szerokiej kadry Pogoni, szybko i na stałe wywalczył miejsce w pierwszej jedenastce.
W sumie w ekstraklasie w barwach szczecińskiego klubu rozegrał 154 spotkania, strzelając 13 goli. Był niezwykle dynamicznym i widowiskowym napastnikiem, ale nie typem snajpera. W lidze nie raz rywalizował z Lechem, rzecz jasna zawsze jako napastnik i w takiej też roli rozpoczął latem 1976 roku swoje występy w barwach Kolejorza. Z czasem grywał jako pomocnik, a karierę kończył jako boczny obrońca. Szczególnie pamiętny dla kibiców Lecha był sezon 1975/76, kiedy to poznaniacy sromotnie przegrali oba mecze z Pogonią 2:4 i 0:4, a w każdym z nich swoją bramkę zdobył właśnie Justek.
W Szczecinie przebywał przez 10 sezonów, a mimo to fanatyczni kibice Pogoni żegnali go ze złością, nigdy nie wybaczając „zdrady”, jaką była w ich mniemaniu gra u największego konkurenta. W Lechu debiutował w Pucharze Polski 18 sierpnia 1976 z Arkonią Szczecin (2:0), zdobywając bramkę już w 3. minucie. W lidze zagrał po raz pierwszy trzy dni później w przegranym 0:1 meczu z Arką w Gdyni, a dalsze dwa tygodnie później strzelił swego pierwszego gola ligowego dla Kolejorza, niestety tylko honorowego, w spotkaniu z Wisłą (1:4) w Krakowie. Do Poznania przybył z grupą rutynowanych i uznanych ligowców m.in. Romualdem Chojnackim z Ruchu Chorzów i Jerzym Kasalikiem z Lechii Gdańsk. Wydawało się, że te wzmocnienia szybko przyniosą Lechowi sukces.
Ostatecznie takowy w postaci trzeciego miejsca w ekstraklasie i startu w Pucharze UEFA pojawił się dopiero w następnym sezonie, a ten – 1976/77 należał do najgorszych w dziejach Kolejorza. Poznańska ekipa przegrywała mecz za meczem i długo broniła się przed spadkiem z ligi. Dopiero trzy ostatnie kolejki zakończone zwycięstwami nad ROW-em Rybnik, GKS-em Tychy i nowokreowanym Mistrzem Polski – Śląskiem Wrocław, zapewniły Lechowi utrzymanie w ekstraklasie. Ten fatalny sezon dał na szczęście wiele do myślenia samym zawodnikom, trenerowi Jerzemu Kopie i działaczom Kolejorza. Przeanalizowano niepowodzenia, zmieniono taktykę i ustawienie zespołu. To wówczas właśnie Kopa przekwalifikował niedawnego napastnika na lewego obrońcę, co było posunięciem znakomitym.
Justek osiągnął na nowej pozycji życiową formę i wiosną 1978 trafił do reprezentacji Polski jako dziesiąty piłkarz w dziejach Kolejorza. Wybierany był niemal po każdym ligowym meczu do najlepszej jedenastki kolejki. Imponował nie tylko skutecznością w działaniach obronnych, ale przede wszystkim znakomitym włączaniem się do ataku. Sam już goli praktycznie nie strzelał, ale jego dośrodkowania umożliwiały zdobywanie bramek innym zawodnikom. Kilkakrotnie obserwujący występy Lecha członek sztabu szkoleniowego kadry PZPN – Waldemar Obrębski - uznał Justka za najlepszego polskiego bocznego obrońcę.
Nie dziwiło więc reprezentacyjne powołanie. Jego debiut z Luksemburgiem (3:1) wypadł znakomicie, zresztą i pozostałe występy przeciw Grecji (5:2) i Irlandii (3:0) były dla Polski zwycięskie, a dla lechity bardzo udane. Ówczesny selekcjoner kadry Jacek Gmoch nie miał żadnych wątpliwości i Mirosław Justek na Mundial ‘78 do Argentyny pojechał. Wydawało się nawet, że z ogromnymi szansami na grę w wyjściowej jedenastce. W pierwszym spotkaniu na bokach zagrali jednak Antoni Szymanowski i Henryk Maculewicz, na tyle skutecznie, że polska defensywa nie podlegała już przez całe mistrzostwa zmianom i poznaniakowi ostatecznie przypadła jedynie rola rezerwowego.
Ten najbardziej udany w jego karierze rok przyniósł mu wolą czytelników „Głosu Wielkopolskiego” miano najlepszego piłkarza Wielkopolski 1978. W Lechu przebywał tylko przez trzy sezony i rozegrał dla niego 93 spotkania (78 w ekstraklasie, 2 w Pucharze UEFA, 9 w PP i 4 w Pucharze Ligi), strzelając w nich 10 bramek – 7 w I lidze i 3 w PP. Po powrocie z Mundialu pozostał w stolicy Wielkopolski jeszcze tylko przez rok, po czym skorzystał z nadarzającej się okazji zagranicznego wyjazdu, na co pozwalał mu już nie tylko wiek, ale tzw. zasługi. W Belgii świetnym ambasadorem polskiego futbolu był Włodzimierz Lubański, więc Justek udawał się tam bez większych obaw. Wcześniej jeszcze 6 czerwca 1979 pożegnał się poznańską publicznością w meczu z Wisłą Kraków pewnie wygranym 2:0.
W sezonie 1979/80 wystąpił już w barwach pierwszoligowego RFC Antwerp w 18 ligowych potyczkach, strzelając jedną bramkę rywalom z Club Brugge KV. W jednym z pierwszych w nowym klubie meczów zagrał towarzysko przeciwko słynnej FC Barcelonie, remisując 2:2 i wypadając całkiem dobrze. Kolejne dwa sezony spędził w drugoligowym RSC Charleroi, gdzie spotkał się z wiślakiem – Kazimierzem Kmiecikiem, a piłkarską karierę zakończył w 1982 we francuskim AC St. Dizier.
Po powrocie do ojczyzny krótko pracował w Lechu z młodzieżą. Z czasem zerwał jednak sportowe kontakty, poświęcając się wyłącznie pracy zawodowej i rodzinie. Po nieszczęśliwym wypadku sporo chorował. Okrutna śmierć zabrała go przedwcześnie 24 stycznia 1998 na kilka miesięcy przed ukończeniem 50 lat.
Najwierniejsi kibice Kolejorza wspominają jego fantastyczne, pełne fantazji rajdy wzdłuż linii bocznej boiska. Dobrze rozbudowana klatka piersiowa torowała mu drogę pod samo pole karne rywala, a co odważniejsi przeciwnicy odbijali się od Justka niczym muchy od maski pędzącego samochodu. Zawsze wyróżniał się szybkością, przygotowaniem kondycyjnym, ogólną sprawnością i ambicją. Był bardzo lubiany przez poznańskich kibiców, którym odpowiadał jego efektowny i bojowy styl gry. Dziś ta sympatyczna postać staje się nieco zapomniana. Zdecydowanie niezasłużenie, bo choć grał w Lechu dość krotko, to nigdy nie był postacią tuzinkową. W jego wypadku maksyma Nieobecni nie mają racji w futbolowej historii Kolejorza nie powinna mieć zastosowania.
Jan Rędzioch
* tekst opublikowany w programie meczowym "Heeej Lech" w sezonie 2006/2007 z informacjami aktualnymi na moment publikacji artykułu.
Next matches
Friday
29.11 godz.20:30Friday
06.12 godz.20:30Recommended
Subscribe