Czy 26-letni piłkarz może być odkryciem ligi i kandydatem do reprezentacji? Nie tylko przykład Henryka Kasperczaka pokazuje, że jak najbardziej tak. Dziś, w dobie znakomicie rozwiniętego skautingu, jest to już trudniejsze, ale przed laty wcale nie takie rzadkie w rodzimej ekstraklasie. Kiedy Michał Marcin Gębura został latem 1990 roku zaproszony do Poznania na rozmowy w sprawie przejścia do Lecha, nie zdawał sobie z pewnością sprawy, jak szybko i barwnie potoczy się jego dalsza piłkarska kariera.
Pochodzi ze Starachowic, gdzie urodził się 10 listopada 1964 roku i w miejscowym Starze jako dziesięciolatek rozpoczął treningi w grupie trampkarzy. Jego pierwszym trenerem był Jerzy Glibowski, prawdziwa historia starachowickiego futbolu. Michał, choć zawsze wyróżniał się wzrostem, rwał się do gry w ataku i zdobywania goli. Dopiero z czasem zaczął występować w obronie, gdzie zwykle szufladkowano wysokich zawodników. Początkowo niechętnie zmieniał barwy klubowe i w rodzinnych Starachowicach pozostał do 1982, gdzie posmakował gry w drugiej lidze. Skusiła go jednak ciekawa propozycja z Błękitnych Kielce, najsilniejszego wówczas klubu w regionie, występującego na zapleczu ekstraklasy. To tam zetknął się po raz pierwszy z utalentowanym juniorem Błękitnych, a dziś właścicielem Korony Kolporter Kielce – Krzysztofem Klickim. Znajomość zaowocowała po latach współpracą w Koronie.
W gwardyjskim klubie z Kielc grał do 1988, po czym przeniósł się do Siarki Tarnobrzeg, z którą po 10 miesiącach awansował do II ligi. W pierwszym roku występów, jeszcze w III lidze, dokonał niezwykłego wyczynu w meczu ze Stalą Nowa Dęba, wygranym przez tarnobrzeżan 5:0. Sam zdobył wszystkie gole i później należał zwykle do najskuteczniejszych w drużynie, strzelając w sumie 30 bramek. Kolejne 11 zdobył dla Siarki w drugoligowych już grach. To między innymi zaważyło, że na bramkostrzelnego piłkarza zwrócili uwagę piłkarscy szperacze z Bułgarskiej. Miał zastąpić odchodzących z Kolejorza Czesława Jakołcewicza i Damiana Łukasika. Obaj jednak ostatecznie zostali, więc Gębuś miał niemały dylemat, bo nie zamierzał wyłącznie siedzieć na ławce rezerwowych. Szkoleniowy duet Lecha, Kopa i Strugarek, znalazł dla niego właściwą pozycję na boisku – defensywnego pomocnika - i Michał zaczął grać jak z nut. Oczywiście miał obawy, bo trafiał do Mistrza Polski, w którego barwach czekał go wkrótce start w PEMK.
Debiutował 30 czerwca 1990 w Izraelu w meczu Pucharu Lata z Bnei Yehuda Tel-Awiw (4:2). Cała ta edycja Intertoto była wielce udana dla Kolejorza i Gębury, bo pierwsze miejsce w grupie przyniosło satysfakcję i finansową nagrodę, a Michał strzelił 3 ważne gole. Miesiąc później nastąpił jego debiut ligowy, który nie był już, niestety, tak radosny. Lech, choć wzmocniony także supersnajperem Kazimierzem Moskalem z krakowskiej Wisły, przegrał niespodziewanie u siebie ze Śląskiem Wrocław 1:2. Mimo że Gębura zagrał poprawnie, to jedynym pocieszeniem dla niego był fakt, iż został dwusetnym piłkarzem grającym dla Lecha w ekstraklasie. Również kolejne mecze nie były udane dla Kolejorza, bo w 5 grach odniósł tylko jedno zwycięstwo.
Nie przeszkadzało to popisywać się na boisku samemu Gęburze, nazwanym przez kolegów wdzięcznie Poziomką. W meczu z Motorem Lublin (4:0), w trzecim swoim ligowym występie ustrzelił hat-trick, a skutecznością popisywał się do końca sezonu. Zdobył w sumie 11 bramek, tylko o jedną mniej od najlepszego strzelca zespołu Andrzeja Juskowiaka. Później był jeszcze świetny mecz o Superpuchar Polski z Legią, wygrany w Bydgoszczy przez poznaniaków 3:1, tradycyjnie z golem Gębury. Ale punktem kulminacyjnym jesieni 1990 był start w europejskich pucharach, jeden z najbardziej udanych w historii Lecha. W I rundzie PEMK poznaniacy trafili na faworyzowany Panathinaikos Ateny, dwukrotnie zwyciężając rywala 3:0 i 2:1. Szczególne wrażenie na piłkarzach Kolejorza zrobiła oprawa rewanżowego meczu w Atenach, bo przy tak pełnych trybunach (50 tysięcy) nigdy wcześniej i później nie grali. Gdy w kolejnej rundzie Lech zwyciężył naszpikowany futbolowymi gwiazdami Olympique Marsylia 3:2, do akcji musiał wkroczyć „szarlatan” Bernard Tapie – właściciel francuskiego klubu.
W Marsylii niemal wszyscy lechici poruszali się jak senne mary, a co było tego przyczyną, pewności nie ma do dziś, choć podejrzenia do niecnych działań Tapiego pozostają. To był ostatni występ Poziomki w europejskich pucharach. Zaaferowani grą w PEMK poznaniacy pogubili nieco punktów w lidze i na końcu sezonu wylądowali zaledwie na 6. miejscu. Debiutancki start w ekstraklasie dla samego Gębury był bardzo udany. Zagrał we wszystkich 30 ligowych meczach, trafił do jedenastki sezonu, a wiosną 1991 nawet do reprezentacji Polski. W narodowych barwach wiele szans nie otrzymał, ostatecznie rozegrał tylko trzy mecze – z Czechosłowacją, Irlandią w el. do ME i z Walią. Dziś, po latach, sam fakt gry w narodowych barwach napawa go wielką dumą i radością.
W kolejnym sezonie piłkarze Lecha bezapelacyjnie sięgnęli po Mistrzostwo Polski, ale rola Gębury była już nieco inna. Nie należał wszak do pupilów trenera Henryka Apostela i nie zawsze już wybiegał na boisko w pierwszym składzie. Swoje bramki, rzecz jasna, wciąż zdobywał. Na dobre zyskał wśród poznańskich kibiców miano najlepszej „główki” w zespole. Dobra gra spowodowała, że zainteresował się nim angielski zespół Portsmouth, niestety, działacze obu klubów nie dogadali się ze stratą przede wszystkim dla samego piłkarza. Do następnego sezonu 1992/93 nadal przygotowywał się w Kolejorzu. Wystąpił jeszcze w zwycięskim meczu o Superpuchar z Miedzią Legnica (4:2) i w pierwszej kolejce z wrocławskim Śląskiem (3:1), po czym niewidziany w składzie przez trenera Apostela odszedł do poznańskiej Olimpii, gdzie czekał na niego duet dawnych lechitów: Okoński-Pachelski.
W Poznaniu rozpoczynał ekstraklasę od przegranej ze Śląskiem, a kończył na zwycięstwie z tą właśnie ekipą. Na dobre rozstawał się z Kolejorzem, a trzy spędzone w Poznaniu sezony były najpiękniejsze i najowocniejsze w sukcesy w całej jego karierze. Dwa mistrzowskie tytuły, dwukrotnie wywalczony Superpuchar Polski, 68 spotkań w niebiesko-białych barwach (54 w ekstraklasie, 6 w Pucharze Lata, 4 w PEMK oraz po 2 w Superpucharze i w PP) oraz 19 strzelonych goli (15 pierwszoligowych, 3 w Intertoto i 1 w Superpucharze). Zdecydowanie za krótko grał w Lechu. Kto wie, jak potoczyłaby się jego kariera, a i może Kolejorz byłby bogatszy w trofea.
Na Bułgarską Gębura zawitał jeszcze raz w październiku 1992 na derbowy pojedynek, który zdecydowanie (6:1) wygrał jego dawny klub, a on od 70. minuty zagrał na bramce, zastępując ukaranego czerwoną kartką golkipera z Golęcina – Grzegorza Stencla. W Olimpii występował tylko ten jeden sezon, grając w 11 spotkaniach, strzelając bramkę bytomskim Szombierkom.
W tym czasie była szansa na grę w 2. Bundeslidze w VfB Lipsk, ale ostatecznie jesienią 1993 wylądował w szwedzkim FF Södertäjle, gdzie był jedynym zawodowcem w tym amatorskim klubie. Później wrócił już w swoje rodzinne strony na Kielecczyznę, kończąc piłkarską karierę w Bucovii Bukowa (1994-96) i Błękitnych Kielce (1996-98). Dość szybko zajął się pracą szkoleniową jako absolwent warszawskiej Szkoły Trenerskiej, trenując kolejno Pogoń Miechów, Górnik Miedziankę, GKS Rudki, Star Starachowice i Heko Czermno.
Pracował też z reprezentacją młodzieży Świętokrzyskiego ZPN, dalej w Naprzodzie Jędrzejów i ostatnio w Koronie Kielce jako asystent i wcześniej trener II drużyny. Do dziś pozostaje człowiekiem niezwykle sympatycznym, towarzyskim i niekonfliktowym, więc w każdym środowisku i miejscu pozostawiał po sobie dobre wspomnienia. Już jako trener kieleckiego klubu, podczas każdej z ligowych czy pucharowych wizyt w Poznaniu z podziwem zerka na piękniejący stadion przy Bułgarskiej, gdzie wielokrotnie dawał swoją grą radość poznańskim kibicom. Czy oni o tym pamiętają? Z pewnością nikt w stolicy Wielkopolski Poziomki nie zapomniał, a on przynajmniej odrobinę serca tu pozostawił.
Jan Rędzioch
* tekst opublikowany w programie meczowym "Heeej Lech" z informacjami aktualnymi na moment publikacji artykułu.
Next matches
Friday
29.11 godz.20:30Friday
06.12 godz.20:30Recommended
Subscribe