Pięć lat mija od śmierci Macieja Opali. Kibica Kolejorza oraz fotografa, którego zdjęcia mogliśmy oglądać na oficjalnej stronie klubu. Jego odejście poruszyło środowisko mediów, kibiców, a także drużynę, której był fanem.
Pustka. Cisza. Szok. Te słowa najlepiej oddają ten dzień. Poniedziałek, 23 lipca 2012 roku. Lech grał we Wronkach mecz towarzyski. Początek sezonu to doskonała okazja, aby porobić zdjęcia nowym zawodnikom, dlatego zawsze wzbudzają one duże zainteresowanie fotoreporterów. Wśród nich miał być także Maciej. Miał przyjechać na stadion z Jakubem Kaczmarczykiem i Przemysławem Szyszką, którzy od wielu lat pracują na meczach Lecha. Kuba dzwonił do niego kilkukrotnie, ale bez skutku. Maciej nie odbierał telefonu. To mu się zdarzało. Nikt jednak nie przypuszczał, dlaczego tym razem nie odebrał. Postanowili pojechać na stadion, bo czas naglił. Gdy dojechali... dowiedzieli, co się stało. - Nie żyje - usłyszeli. - Tak, ten Maciej. Dzwoniła jego żona.
Z Kubą znał się znacznie dłużej, z Przemkiem od dwóch lat. - Poznałem Macieja jakoś w połowie 2010 roku. Pamiętam, że na wiosnę 2012 roku często siedzieliśmy dość blisko siebie na wysokości pola karnego i cieszyliśmy się po każdym zdobytym golu przez Kolejorza. Zawsze po meczu przybijaliśmy mocną „piątkę” - wspomina Przemysław Szyszka, który dzisiaj jest jednym z klubowych fotografów. O śmierci Macieja dowiedział się kilkadziesiąt minut przed sparingiem Lecha. - Maciej miał jechać z nami. Niestety już nie pojechał – mówi.
Mecz jego Kolejorza, nawet jeśli mowa tylko o sparingu, przestał mieć jakiekolwiek znaczenie. Dla wszystkich. Każdy co chwile nerwowo spoglądał na telefon. Tragiczna wiadomość rozeszła się bardzo szybko. Moment, chwila, w której potwierdza się odejście kumpla jest trudny. Kumpla, z którym widziałeś się jeszcze kilka dni temu, z którym jeszcze wczoraj planowałeś wyjazd. - Ty jesteś jak dobry wujek - usłyszał kilka lat wcześniej. Stąd też jego ksywa. Dobrze zbudowany, uśmiechnięty "misio", na którego można było liczyć w potrzebie. "Dobry Wujek" to określenie, które pasowało do niego idealnie.
Przez dziesięć lat znał się z Patrykiem Pindralem, kibicem i fotografem, którego możecie kojarzyć ze zdjęć robionych przede wszystkim kibicom. Patryk poznał się z Maciejem jesienią 2002 roku podczas domowego meczu z Legią. - W tym okresie na mecze dojeżdżał ze Świnoujścia, z którym związany był przez wiele lat. Warto przypomnieć był jednym z pierwszym członków grupy e-Lech '02. Zamiłowanie do fotografii plus fanatyzm do Kolejorza - te kwestie dały wymierny efekt w postaci regularnych galerii zdjęciowych, dokumentujących dokonania kiboli Lecha, w Poznaniu i na wyjazdach - mówi Patryk.
Wszyscy, których prosimy o wspomnienie, mówią o jednym - o jego charakterystycznym uśmiechu. - Zawsze był uśmiechnięty. Chyba, że był bardzo skupiony na pracy, ale wtedy było widać prawdziwą pasję i radość z tego, co robi. I takim go właśnie pamiętam. Z wielu wspólnych wyjazdów, imprez, akcji kibicowskich - wspomina jeden z jego kolegów, Marek. Jeden, z tych którego śmierć poruszyła bardzo. A najlepiej świadczy o tym fakt, że jego śmierć poruszyła naprawdę wiele osób.
Jak wiele? Minęły trzy dni, a Lech grał kolejny mecz. Znacznie ważniejszy, niż wspomniany wcześniej sparing. Bo kogo tak naprawdę obchodzi jakiś tam sparing. Teraz piłkarze grali o stawkę, a dokładniej o awans do kolejnej rundy eliminacji Ligi Europy. Ich rywalem był azerski Chazar Lenkoran, z którym poznaniacy grali po raz drugi w historii. Nazwa tego rywala na długo pozostała w pamięci. Ze względu na Macieja. On na Bułgarskiej był obecny zawsze. Nigdy nie opuszczał meczów. - Nie takich - mówią jego koledzy po fachu. Tym razem jednak go nie było, nie pojawił się.
- Zawsze był uśmiechnięty. Chyba, że był bardzo skupiony na pracy, ale wtedy było widać prawdziwą pasję i radość z tego, co robi. I takim go właśnie pamiętam. Z wielu wspólnych wyjazdów, imprez, akcji kibicowskich - mówi Marek.
Jeszcze przed pierwszym gwizdkiem tego meczu upamiętniono "Dobrego Wujka". Kibice odpalili race w kształcie krzyża, a w Kotle pojawił się transparent z jego podobizną. Obecni na meczu fotoreporterzy nie robili w tym momencie zdjęć - chwycili się za ramiona i minutą ciszy uczcili pamięć swojego zmarłego kolegi. Ta chwila ciszy przed meczem była wzruszająca, pełna emocji, których nie da się opisać. Ludzie na stadionie płakali, nawet jeśli nie znali Macieja. Wiedzieli, że stało się coś bardzo złego.
Jego miejsce, z którego podczas meczów przy Bułgarskiej robił zdjęcia, tego dnia było puste. Obok niego znalazł się jedynie znicz, który świecił się przez 90 minut. Piłkarze zagrali z czarnymi opaskami na ramieniu. - Zwycięstwo dedykujemy pamięci Macieja Opali - powiedział podczas konferencji prasowej trener Kolejorza, Mariusz Rumak. Maciej miał 29 lat. - Za Lechem przemierzył tysiące kilometrów po Polsce i Europie, dopingując i dokumentując na zdjęciach piłkarzy i kibiców Lecha. Maciej na zawsze pozostaniesz w naszej pamięci! - gdyby w kilku słowach opisać "Dobrego Wujka", to te słowa zrobiły to perfekcyjnie. Był on bowiem nie tylko fotoreporterem, ale przede wszystkim lechitą.
Przez kilka lat współpracował z klubem. Dokładniej przez sześć, od 2006 roku. Co przykre zastąpił na tym miejscu także tragicznie zmarłego Pawła "Sargona" Stencela, który odszedł już jedenaście lat temu. Maciej robił zdjęcia nie tylko pierwszej drużynie, ale też zespołom młodzieżowym. To on jest autorem zdjęcia młodego Karola Linettego, a także kilkunastoletniego Dawida Kownackiego. W galeriach z meczów często znajdywali się jego koledzy ze szlaku. Ponieważ był kibicem znał doskonale fanów Kolejorza, którzy przemierzali kilometry, aby wspierać niebiesko-białych.
- Nie pamiętam dokładnie, kiedy i gdzie się poznaliśmy. W zasadzie to znaliśmy się "od zawsze". Jak to zwykle na stadionie bywa, najpierw kojarzy się twarz z trybun a potem po prostu jest się kumplami. Tak samo było z "Dobrym Wujkiem". Jego ksywka była idealnym odzwierciedleniem Jego charakteru. Zawsze można było na Macieja liczyć. Nigdy nie odmówił zrobienia zdjęcia na trybunie, za każdym razem charakterystycznym gestem potwierdzając, że jest fotka – mówi Marek, którego z kibicowskiego szlaku kojarzy niemal każdy.
Jego zdjęć w meczowych galeriach na „oficjalnej” jest co najmniej kilkanaście, a może i kilkadziesiąt. Ale to nie o fotografie chodzi, a kibicowską wieź. Bo nawet jeśli jesteś fotoreporterem, to możesz pozostać kibicem. Szczególnie, gdy pracujesz dla klubu, który kochasz. A tak było w przypadku Macieja. W swojej pracy najczęściej współpracował z Jakubem Szymczakiem, który do grudnia 2014 roku pisał na stronie internetowej klubu.
- Po pierwszej rozmowie, a właściwie krótkim odburknięciu z jego strony, miałem wrażenie, że jest po prostu grubym bucem. Gdy już nabrał przekonania do mnie, okazało się, że jest typowym „wielkim misiem z sercem na dłoni”. Wyznawał trochę zasadę, że jak ktoś mu serce, to on mu trzy. Jednak jak ktoś mu ch…, to on mu dziesięć. Historie ze wspólnych wyjazdów na mecze wspominamy do dziś - wspomina "Cubolan".
Jaki był Maciej? Najlepiej oddaje to anegdota z zakończenia sezonu 2010/2011, w którym Kolejorz zdobył na obcych stadionach jedynie jedenaście punktów. - Policja złapała nas na przekroczeniu prędkości i wlepiła wysoki mandat wraz z 10 punktami karnymi. Gdy nas spisywali, akurat przejeżdżał autokar z drużyną, która wszystko widziała. Gdy spotkaliśmy się pod klubem piłkarze i kierownik drużyny „kręcili z nas bekę”. Do czasu aż Wujek odparł: „My przynajmniej punktujemy na wyjeździe”. Beka skończyła się natychmiast. Takich historii było mnóstwo, bo Wujek taki był - mówi Kuba.
- Wyznawał trochę zasadę, że jak ktoś mu serce, to on mu trzy. Jednak jak ktoś mu ch…, to on mu dziesięć. Historie ze wspólnych wyjazdów na mecze wspominamy do dziś - mówi Kuba Szymczak.
W domu, Maciej posiadał kolekcje koszulek piłkarskich. - Otrzymywał je od piłkarzy, związanych nie tylko z Lechem. Szczególnie cieszył się kiedy byli zawodnicy Kolejorza pamiętali o nim, wysyłając trykoty z nowych klubów - wspomina Patryk, którego znajomość z byłym już fotografem Lecha nie ograniczała się tylko do meczów. - Mogę przytoczyć wiele anegdot, wymieniać za co jestem mu wdzięczny. Napiszę tylko, że Jego ksywa - "Dobry Wujek" - idealnie oddawała jego osobowość. I takiego Macieja mam w pamięci - dodaje kibic Lecha.
I takim samym kibicem był "Dobry Wujek". Radość sprawiało mu obserwowanie jak jego ukochany klub osiągał dobre wyniki i zapisuje się w historii. Tym bardziej, że mógł przyglądać się tym sukcesom z bliska. Jako członek zespołu. Szczególnie wtedy, gdy Kolejorz po siedemnastu latach przerwy sięgnął w maju 2010 roku po tytuł mistrza Polski. I to, obok fotografii, było jego największą pasją. To, czyli kibicowanie.
Do zobaczenia kiedyś tam u góry, Bracie.
Next matches
Friday
29.11 godz.20:30Friday
06.12 godz.20:30Recommended
Subscribe