Jest takie rosyjskie powiedzenie – Ciszej jedziesz, dalej zajedziesz. Z pewnością znakomicie ono obrazuje piłkarską karierę Waldemara Krygera (na zdjęciu po lewej - przyp. red.), zwłaszcza w aspekcie osiągniętych sukcesów i niezwykle spokojnego jej przebiegu. Nigdy nie był w epicentrum afer i skandali, nigdy nie wywoływał wokół siebie zbędnego szumu, nie zabiegał też o sławę i zbędny rozgłos. Długo wręcz musiał przystosowywać się do sportowej popularności i oswajać się z nią. Cichy, spokojny, skromny, ale swoje spojrzenie i zdanie na otaczający świat rzecz jasna zawsze miał. A jednak to on stał się jednym z najwybitniejszych futbolistów w historii Kolejorza i od razu trzeba dodać, że całkiem zasłużenie.
Swoim profesjonalizmem w podejściu do piłkarskich obowiązków i niekonfliktową postawą wzbudzał sympatię i szacunek u trenerów, działaczy, kolegów z drużyny, także rywali i w końcu u samych kibiców, w każdym miejscu swego pobytu. Klubów w jego karierze nie było zbyt wiele, a dokładnie trzy. Nie lubił bowiem zmieniać środowiska, choć nowe wyzwania podejmował jak zawsze w swoim stylu – racjonalnie i obowiązkowo. Te najlepsze cechy wyniósł z domu i dziś sam przekazuje je swoim dzieciom.
Na świat przyszedł w Poznaniu 8 listopada 1968 roku, ale wychowywał się w rodzinnym Buku i tam jako jedenastoletni budrys rozpoczął piłkarskie treningi pod okiem Stanisława Kluczyka w miejscowej Patrii. Wówczas to w Poznaniu rodził się już wielki Kolejorz, w którym rządy rozpoczął legendarny dziś trener Wojciech Łazarek, zmieniający od podstaw klubowy system szkolenia. To wtedy w Lechu zwrócono uwagę na konieczność starannej pracy z młodzieżą i penetrację bogatego wielkopolskiego rynku.
Nastoletni Waldek szybko zainteresował swoją osobą wysłanników poznańskiego klubu, choć nie z racji wybitnego talentu czy jakiś nieziemskich umiejętności piłkarskich. Zauważono u niego niespotykaną w tak młodym wieku postawę – odpowiedzialność, pracowitość i roztropność. Sam zawsze uważał, że do wszelkich sukcesów tak naprawdę doszedł ciężką treningową harówką i odpowiednią gradacją wartości w życiu. Do młodzieżowej grupy Lecha trafił w 1985, a dwa lata później zdobył wraz z kolegami pierwszy w dziejach klubu tytuł mistrza Polski juniorów. Już wcześniej pojawiał się w szerokiej kadrze pierwszego zespołu.
W ekstraklasie zadebiutował w ostatniej kolejce sezonu 1987/88 w meczu z GKS Katowice, zmieniając w 16. minucie kontuzjowanego Damiana Łukasika, ale na ławce rezerwowych pojawił się już w listopadzie 1986 w meczu z Legią. Wówczas jeszcze nie zagrał, ale każdą minutę wykorzystywał na obserwacji i podglądaniu ligowych rutyniarzy. Umiejętności wyjątkowo skutecznego obrońcy kryjącego wykazał już w drugim swoim ligowym występie z Ruchem w Chorzowie, wyłączając zupełnie z gry reprezentanta Krzysztofa Warzychę – miejscowego pupila i napastnika zwykle bardzo skutecznego. I właściwie od tej chwili – od sierpnia 1988 - stał się podporą Lecha na długie lata.
„Hela”, jak nazywano Krygera w drużynie, sam oczywiście także marzył o występach w biało-czerwonych barwach i cel osiągnął, choć dopiero 9 lat później. Debiutował w kadrze 14 lutego 1997 w meczu z Litwą pod okiem Antoniego Piechniczka, wcześniej wiele lat będąc wyróżniającym się zawodnikiem „młodzieżówki”. Ostatecznie reprezentacyjnych występów nie było zbyt wiele, bo doszył jeszcze tylko 4 gry – w 1997 z Cyprem, z Łotwą (jego zwycięska bramka w 90. minucie!), Czechami oraz z Izraelem w lutym 1998, z którym grał już jako zawodnik Wolfsburga. Kryger potrafił docenić i radować się z każdego wyróżnienia, z każdego odniesionego sukcesu i nie obrażał się na nie zawsze sprawiedliwe decyzje kolejnych selekcjonerów.
Do zagranicznego wyjazdu nie parł za wszelką cenę, jak czyniło to wielu ligowców, ale transfer do VfL Wolsburg pozwalał mu na nowe doświadczenia i wyzwania, dawał pewną stabilizację finansową, a przede wszystkim był nagrodą za lata wierności i znakomitej gry dla Kolejorza. Rozstając się jesienią 1997 roku z Bułgarską, był przekonany o swym powrocie tu w przyszłości, bo z Poznaniem nie zamierzał się rozstawać na dłużej. Marzył też, by żegnać się z kibicami i futbolem znów w barwach Lecha i to w sposób spektakularny.
Nie każdy z polskich futbolistów sprawdzał się na niemieckich boiskach, „Hela” poradził sobie tam znakomicie i do dziś w mieście Volkswagena jest ciepło wspominany. W Wolfsburgu spędził 5 sezonów, tradycyjnie wzbudzając uznanie i szacunek. W barwach „Wilków” rozegrał 126 ligowych spotkań, zdobywając jednego gola i będąc jednym z najważniejszych ogniw drużyny. Z ekipą VfL wystąpił też czterokrotnie w Pucharze UEFA i trzykrotnie w Pucharze Niemiec, ale z czasem obie strony uznały, że drużynę należy odmładzać. Kryger podjął więc decyzje o powrocie do Poznania, a ówczesny szkoleniowiec Kolejorza – Bogusław Baniak - mógł tylko z radości zacierać ręce, bo dla awansującego do ekstraklasy Lecha tak rutynowany obrońca był wręcz bezcenny. Grał w Kolejorzu jeszcze przez 2 sezony, pracując w tym czasie aż z 5 szkoleniowcami, z czasem sam zostając włączony w sztab trenera Czesława Michniewicza. Choć ten etap kariery zakończył się zbyt szybko i przebiegł nie tak, jak sobie go wyobrażał.
Ostatni sezon w niebiesko-białych barwach - 2003/04 - był dla niego pod wieloma względami niezwykły. On, grający zwykle bez faulu, zaliczył aż 2 czerwone kartki, jedyne w swojej długiej karierze. Najpierw w Wodzisławiu z Odrą pochopnie został wyrzucony z boiska przez słowackiego arbitra Richarda Havrillę, gościnnie sędziującego mecz polskiej ekstraklasy. Z kolei w Łęcznej przypadkowe zagranie ręką znów kosztowało Krygera przedwczesne zakończenie występu przeciwko miejscowemu Górnikowi. Ale były i miłe momenty - jak zdobycie Pucharu Polski i 300. mecz w ekstraklasie, po którym trafił na ekskluzywną kibicowską flagę „Symbole Lecha”. Do Pucharu Polski nie miał dotąd szczęścia. Już w czerwcu 1988 na stadionie łódzkiego Widzewa usiadł wprawdzie na ławce rezerwowych, ale z pokonania w rzutach karnych Legii i pucharowego triumfu cieszył się wyłącznie w roli rezerwowego, choć pamiątkowy medal jako uczestnik finału oczywiście otrzymał.
Później Kolejorz z różnych powodów w finale krajowego pucharu nie wystąpił aż do roku 2004. W pamiętnych meczach z Legią Kryger zagrał jednak tylko symbolicznie, odpowiednio 6 i 2 minuty, choć we wcześniejszych rundach pojawiał się w pierwszym składzie. Jeszcze gorzej było w ostatniej ligowej kolejce w meczu z nowokreowanym mistrzem Polski – Wisłą Kraków. Spotkanie to za zgodą obu klubów i PZPN było jednocześnie meczem o Superpuchar Polski , a „Hela” do końca pozostał tylko na ławce rezerwowych. Remis 2:2 i wygrana w rzutach karnych dała Kolejorzowi sensacyjny triumf. Była więc okazja na godne pożegnanie Krygera, w sposób rzeczywiście spektakularny, o którym kiedyś marzył. A tak nieświadomie rozstawał się z Lechem w rewanżowym meczu finału PP w Warszawie kilkunastosekundowym ledwie występem. Wielkich graczy trzeba żegnać w wielkim stylu, a tego znów zabrakło, zresztą nie tylko w przypadku Waldka.
W barwach Lecha w ciągu 13 sezonów rozegrał 340 oficjalnych spotkań, w tym 301 w ekstraklasie – najwięcej w dziejach klubu po Hieronimie Barczaku, 11 w europejskich pucharach, 6 w Pucharze Lata, 19 w PP i 3 w Superpucharze Polski. Gdyby nie pięcioletni pobyt w Niemczech, pobiłby z pewnością wszelkie klubowe rekordy w ilości występów (301 w polskiej ekstraklasie i 126 występów w Bundeslidze daje niebagatelną liczbę ligowych potyczek). Dobrze pamięta zdobyte przez siebie w polskiej ekstraklasie gole, wszystkie 3 padały w zwycięskich dla Kolejorza meczach, dwukrotnie z Wisłą Kraków (1:0 i 2:0) i raz z Zawiszą Bydgoszcz (3:1). Był też kapitanem drużyny i dobrym jej duchem.
Na swym koncie ma wiele sukcesów osiągniętych z Lechem: wywalczone trzykrotnie mistrzostwo Polski (1990, 92 i 93), dwukrotnie Superpuchar Polski (1990 i 92) oraz mistrzostwo Polski juniorów (1987), od którego zaczynał start do wielkiej kariery. Indywidualnie powody do radości dał mu rok 1996, kiedy wybrano go najlepszym futbolistą Wielkopolski w dwóch niezależnych od siebie plebiscytach: „Głosu Wielkopolskiego” i „Gazety Poznańskiej”.
Ukończone studia na poznańskiej AWF i zdobyty tytuł trenera II klasy umożliwiły mu szybki start do szkoleniowej pracy, którą rozpoczął od asystentury u Michniewicza. Później zajmował się jeszcze rezerwami, a także juniorami Lecha i wszystko się jakoś dziwnie i przedwcześnie zakończyło. Dziś kontakt z futbolem i Kolejorzem ma już wyłącznie przez zespół Lech Oldboys. Być może jego młodsi koledzy zawitają czasem na przedsezonowe zgrupowanie do pensjonatu w Świerardowie Zdrój, którego jest właścicielem. Ale czy jego miejsce nie jest jednak przy futbolu? Lata spędzone na boisku, zyskane doświadczenie, wrodzona cierpliwość i umiejętności nie tylko piłkarskie z pewnością pomogłyby mu wychować swego niejednego następcę, co byłoby ukoronowaniem jego futbolowej pasji.
Jan Rędzioch
* tekst opublikowany w programie meczowym "Heeej Lech" z informacjami aktualnymi na moment publikacji artykułu.
Next matches
Friday
29.11 godz.20:30Friday
06.12 godz.20:30Recommended
Subscribe