- Zawsze jest taki moment, że jeśli zespół wygląda trochę słabiej, to posiada on jednak swoje rezerwy, może grać znacznie lepiej. Ja znam tych zawodników i zdaję sobie sprawę, że różne opinie krążą odnośnie ich przydatności i jakości w zespole. Natomiast nie mam wątpliwości, że obecne miejsce w tabeli Lecha nie jest adekwatne do możliwości tej drużyny - mówi Dariusz Żuraw, który 31 marca został trenerem pierwszej drużyny Lecha Poznań.
Jeszcze w sobotę około godziny 17 cieszył się trener z drużyną rezerw Lecha Poznań z trzecioligowego zwycięstwa w Kleczewie z Sokołem (3:2), a niespełna dobę później objął pan pierwszy zespół Kolejorza. Jak odnajduje się w tej nowej-starej dla siebie rzeczywistości?
- To niecodzienne uczucie, bo z jednej strony znam w pierwszej drużynie wszystkich, gdyż pracowaliśmy już tutaj jakiś czas temu z Karolem Bartkowiakiem. Z drugiej strony, praca z rezerwami przynosiła naprawdę dużo satysfakcji, ale tak to jest w życiu piłkarskim, że potrafi ono szybko się zmienić i trzeba podjąć teraz rękawice. Sytuacja nie jest za łatwa, ale trzeba wyciągnąć z niej maksimum tego, co się da.
Czy to w takim razie najcięższa rękawica, jaką trener podjął w swojej szkoleniowej karierze?
- Pewnie tak, jednak ja staram się patrzeć na przyszłość zawsze pozytywnie. Uważam, że można tutaj sporo zbudować, mimo że zespół nie punktuje tak, jakbyśmy i my, i kibice tego oczekiwali. Takie momenty się zdarzają i gdyby wszystko było dobrze, ta zmiana by nie miała miejsca.
Na pierwszy rzut oka mamy do czynienia z analogiczną sytuacją, jak ta w listopadzie. Kolejek do końca rundy zasadniczej jest jednak znacznie mniej, różnice punktowe w tabeli są minimalne, a widmo dolnej ósemki zagląda Lechowi głęboko w oczy. Na czym opierałby pan optymizm przed tymi trzema kluczowymi starciami?
- Sytuacja na samym starcie jest teraz trudniejsza, bo mamy tylko dwa dni do pierwszego meczu z Pogonią Szczecin, później kolejne dwa dni i czeka nas wyjazd do Gdańska na następne spotkanie z Lechią. Zawsze jest taki moment, że jeśli zespół wygląda trochę słabiej, to posiada on jednak swoje rezerwy, może grać znacznie lepiej. Ja znam tych zawodników i zdaję sobie sprawę, że różne opinie krążą odnośnie ich przydatności i jakości w zespole. Natomiast nie mam wątpliwości, że obecne miejsce w tabeli Lecha nie jest adekwatne do możliwości tej drużyny.
Czyli to głównie czas nie jest w największym stopniu teraz pana sprzymierzeńcem?
- Nie będę składał obietnic, że ta drużyna w środę zacznie grać pięknie i wygra 5:0. Najważniejsze teraz są punkty i musimy zrobić wszystko, żeby one w komplecie zostały w Poznaniu. Spotkam się z chłopakami i zastanowimy się wspólnie ze sztabem co zrobić, żeby ta nasza postawa już za dwa dni była lepsza.
Jaka jest tajemnica tego, że jesienią udało się zareagować na niekorzystną sytuację w tak krótkim czasie? Przypomnijmy, że w trakcie pana pracy drużyna zdobyła cztery punkty w dwóch kolejkach.
- Jestem osobą, która szanuje piłkarzy i tego samego oczekuję w drugą stronę. Gdy sam byłem zawodnikiem, dużo lepiej grało mi się u tych trenerów, gdzie panowała zasada wzajemnego szacunku, niż jakiegoś rodzaju dyktatura. Ja będę chciał zapewnić graczom taki trening, żeby z uśmiechem na niego przychodzili, żeby mieli radość z samej gry. To, co chcę osiągnąć szkoleniowo, i tak będę realizował. Na tym to polega, że jeśli sami piłkarze będą czerpać przyjemność z codziennych zajęć, naturalnie przełoży się to na ich postawę.
Czuje się pan teraz lepiej przygotowany do tej roli w porównaniu z tym jesiennym rozdziałem w pierwszej drużynie?
- Każde doświadczenie uczy i myślę, że tamten okres w pierwszym zespole i wymagający sezon w rezerwach działają tylko na moją korzyść. Miewałem różne sytuacje jako piłkarz, pracowałem z różnymi dobrymi trenerami i wiem, jak reagowali w trudnych momentach. Od każdego z nich starałem się coś wyciągnąć, a teraz idę już swoją drogą. Zebrałem sporo własnych obserwacji jako zawodnik, jako pierwszy trener, ale i jako asystent u Macieja Skorży, a teraz to doświadczenie procentuje i powoduje, że mam większy wachlarz działań.
Czego, patrząc z boku, potrzebuje obecnie najbardziej Lech Poznań? Jaka jest wstępna diagnoza trenera Dariusza Żurawia?
- Jestem zwolennikiem gry ofensywnej, opierającej się na odbiorze piłki na połowie przeciwnika. W pierwszej kolejności będę chciał przenieść ciężar gry wyżej. Widziałem po reakcjach zawodników ofensywnych, że nie jest im łatwo płynnie przedostać się pod bramkę rywala i na to chciałbym położyć szczególny akcent. Rozmawiałem ze swoim sztabem i dyrektorem sportowym Tomaszem Rząsą, zobaczę się z samymi piłkarzami i na tym wszystkim oprę to, w jakim dokładnie kierunku będę chciał zmierzać. Nie ukrywam też, że już za moment przyjdzie czas na analizę zespołu Pogoni. Oglądam praktycznie wszystkie mecze ekstraklasy, wiem jak ta drużyna wygląda, na co zwrócić uwagę, także i pod kątem tego przeciwnika musimy się odpowiednio przygotować.
W czerwcu ubiegłego roku objął pan drużynę rezerw, a w trakcie kolejnych dziesięciu miesięcy dwukrotnie zostawał szkoleniowcem pierwszego zespołu. Winda przyjechała po raz drugi i tym razem jest okazja, by zostać w niej na dłużej. To największa motywacja do pracy?
- Motywacja jest ogromna i nie ukrywam, że to dla mnie szansa, którą będę chciał za wszelką cenę wykorzystać. Nie wiem jak się życie potoczy, natomiast wydaje mi się, że trzeciego razu już nie będzie, dlatego wraz ze sztabem zrobimy tutaj wszystko, co w naszej mocy. Śmiem twierdzić, że damy sobie radę i jeśli uda się poprawić grę oraz wyniki, zostanie to dostrzeżone przez prezesów i uda się coś zbudować w dłuższej perspektywie.
Przy pana obecnej funkcji zniknęło to słowo „tymczasowy”, które jesienią cały czas towarzyszyło pana poczynaniom. Wiadomo było, że do zmiany na stanowisku szkoleniowym prędzej czy później dojdzie, a teraz takiej sytuacji nie ma.
- Tak mi to wszystko przedstawiono, nie mamy oczywiście ustaleń odnośnie tego, co będzie po sezonie. Wybrzmiała jednak jasna deklaracja, że zakończenie ligi nie będzie równoznaczne z końcem mojej pracy tutaj. Usiądziemy wówczas i przedyskutujemy, co dalej.
Te dwa jesienne starcia za pana kadencji nie należały do łatwych, a punkty w nich Lech zdobywał mimo tego że przeciwnik obejmował prowadzenie. Podobnie było zresztą w tym sezonie kilkukrotnie w spotkaniach rezerw. Można mówić już o tej wyjątkowej determinacji jako o pewnym znaku firmowym prowadzonych przez pana zespołów? W minionych latach pierwszy zespół miał problemy z punktowaniem przy niekorzystnych okolicznościach meczowych.
- Ci, którzy mnie znają, wiedzą, że należę do bardzo spokojnych ludzi, ale już jako piłkarz na boisku nienawidziłem przegrywać. Taki przekaz wysyłam też zawsze swoim zawodnikom. Możemy się pośmiać i pożartować, ale jeśli jest trening czy mecz, nie ma mowy o odpuszczaniu. Długo grałem w Niemczech, tam dyscyplina to absolutna podstawa. Nawet, jeśli sobie pozwolimy na luźniejsze momenty, przychodzą również takie, w których trzeba dać z siebie „maksa”. Tego będę oczekiwał od wszystkich. Liczę, że uda mi się zarazić tym optymizmem i wiarą w to, że w każdej minucie spotkania można strzelić gola, odmienić jego losy. To zdawało egzamin w rezerwach. Wspólnie z trenerem Bartkowiakiem wzajemnie się uzupełniamy, ale są sytuacje, w których ja wychodzę na czoło i też potrafię pokazać charakter.
Najbliższy mecz ligowy już w najbliższą środę, kolejny w sobotę, a w niedzielę swoje spotkanie kluczowe dla losów awansu do drugiej ligi rozgrywają rezerwy. Z miejsca wskakuje trener na bardzo wysokie obroty.
- Poradzimy sobie z tym, doba nie będzie za krótka. Chcemy, żeby praca była przede wszystkim efektywna. Trzeba to poukładać w ten sposób, żeby i mentalnie, i taktycznie odpowiednio przygotować zespół do tych meczów. Wiadomo, że fizycznie niewiele możemy zrobić, ale głęboko wierzę, że efekty w tych dwóch wymienionych aspektach widoczne będą już w środę i sobotę.
Zawodnicy, których prowadził pan w rezerwach, podkreślają dobre relacje na linii trener-piłkarze oraz zaufanie, jakim pan obdarza umiejętności swoich podopiecznych. To zaważyło jesienią na tym, że udało się nawrócić pierwszy zespół na właściwe tory?
- Coś w tym bez wątpienia jest. Rozmawiałem w ostatnich dniach z kilkoma piłkarzami, z którymi pracowałem za czasów mistrzostwa Polski w 2015 roku. Zawsze starałem się mieć szacunek do każdego z nich, a oni mi się tym odwdzięczali. To powoduje, że po latach otrzymałem sporo życzliwych wiadomości i duże wsparcie. Wiadomo, że w drużynie, która liczy blisko trzydziestu zawodników, ciężko żeby zadowoleni byli ci, którzy nie grają. Ja to rozumiem, sam znajdowałem się w takiej sytuacji. Wiem, że jeśli trener podejdzie do tej sprawy normalnie, wytłumaczy zawodnikowi swoje powody, może liczyć na szacunek. Zdaję sobie sprawę, że kilku piłkarzom kończą się kontrakty, ale to jest w piłce normalne. Tak długo, jak każdy z nich będzie miał ważną umowę, oczekuję stuprocentowego oddania siebie dla klubu i zespołu. Fajnie, żeby na koniec podać sobie rękę - kto wie czy w krótszej lub dalszej przyszłości nasze drogi znowu się nie zejdą?
Oprócz tego, że aktualnie jest potrzeba osiągnięcia pewnego wyniku sportowego, szefowie klubu zapowiadają przebudowę po zakończeniu sezonu. Jak to poukładać na samym finiszu tych rozgrywek?
- Z tego co wiem, żaden z piłkarzy pierwszego zespołu Lecha Poznań nie chce kończyć kariery po zakończeniu tych rozgrywek. Każdy gra dla siebie, o swoją przyszłość. Tylko postawa na boisku będzie determinować ich przyszłość. Wiadomo, że trenerzy też rozmawiają ze sobą, wymieniają się uwagami odnośnie swoich zawodników. Do mnie też może ktoś zadzwonić z pytaniem o danego gracza, a ja wtedy powiem: „Kurczę, to bardzo fajny chłopak, świetnie pracuje”. Albo wręcz odwrotnie i wtedy sytuacja będzie już wyglądać inaczej.
Przejdźmy jeszcze na chwilę do zespołu, który prowadził pan przez większość tego sezonu. Pana nieobecność nie odbije się dla niego czkawką, szczególnie praktycznie w przeddzień kluczowego dla losów awansu spotkania z KKS Kalisz?
- Nie sądzę, to jest zespół na tyle przygotowany pod każdym względem, a przede wszystkim mentalnie, że ci zawodnicy pójdą znaną sobie dobrą drogą. Ci chłopcy bardzo chcą wywalczyć ten awans i zdają sobie sprawę, że łatwo nie będzie, bo gra w ich lidze kilka drużyn bardzo mocnych. Gdybym dzisiaj miał podsumować dotychczasową pracę z nimi, podkreśliłbym zadowolenie z ich postawy. Wielu z nich zrobiło spory postęp, a pojawiła się grupa kolejnych młodych piłkarzy, którzy też trenują z rezerwami po to, by się przebić i trafić do pierwszego zespołu. Mam nadzieję, że żadne zaburzenie nie będzie miało miejsca, niedzielny mecz zakończy się dla nas zwycięstwem i rezerwy w dalszym ciągu będą kroczyć po pierwsze miejsce.
Jak nikt z całego Lecha Poznań zna trener graczy ekipy rezerw i pierwszej drużyny Kolejorza, związek i współpracę tych dwóch zespołów, ich potrzeby i specyfikę, zachodzące rotacje między nimi. W jaki sposób wykorzysta to pan w codziennej pracy?
- Ja do tej pory i z trenerem Nawałką, i z trenerem Djurdjeviciem uzgadnialiśmy nasze potrzeby, kto kogo potrzebuje w danym spotkaniu, interesowaliśmy się wzajemnie swoimi zawodnikami. Liczę, że to się uda podtrzymać, że tych dobrze rokujących zaprosimy na treningi pierwszego zespołu, a być może po sezonie dołączą do jego kadry.
Jeśli już mówimy o rozeznaniu w kadrach obu seniorskich drużyn Kolejorza. Chodzą panu po głowie pomysły na nowe twarze na treningach, w kadrze meczowej czy nawet składzie Lecha w tych ostatnich dziesięciu spotkaniach?
- Oczywiście, że mam swoje pomysły, ale nie chcę zdradzać szczegółów odnośnie personaliów. Jest spora grupa, która zasługuje na swoją szansę, ale cały czas muszą pracować z taką konsekwencją i uporem, jak dotychczas. Taki niewątpliwy plus pracy w rezerwach stanowi właśnie to, że zna się wszystko od podszewki, wie na co stać ich piłkarzy. To potężny handicap dla pracy również w pierwszym zespole.
Next matches
Friday
29.11 godz.20:30Friday
06.12 godz.20:30Recommended
Subscribe