W sobotnim meczu rezerw Lecha Poznań w ramach 25. kolejki drugiej ligi z Górnikiem w Polkowicach w szeregach niebiesko-białych całe spotkanie rozegrali Filip Marchwiński i Mateusz Skrzypczak. Dla obu lechitów były to pierwsze występy o punkty od początku spotkania od lutego. Zadowolenia z ich postawy nie krył szkoleniowiec drugiej drużyny, Rafał Ulatowski.
Wielu kibiców przecierało oczy ze zdumienia zobaczywszy skład drugiej drużyny Kolejorza na starcie z Górnikiem Polkowice. Największą niespodziankę stanowiło dla nich zejście z pierwszego zespołu Filipa Marchwińskiego, który w ostatnich miesiącach wielokrotnie zdążył czarować swoją postawą kibiców na boiskach PKO Ekstraklasy. Powód takiego ruchu był jednak prozaiczny, chodzi oczywiście o potrzebę jak najczęstszych występów młodych wychowanków Lecha na jak najwyższym poziomie. Tymczasem urodzony w 2002 pomocnik od momentu wznowienia rozgrywek zdążył zagrać niespełna 100 minut. Oprócz niego z "jedynki" zobaczyliśmy również wspomnianego Skrzypczaka, Miłosza Mleczko, Tomasza Dejewskiego, Pawła Tomczyka oraz Jakuba Niewiadomskiego.
W sobotę 18-latek wybiegł więc na mecz w Polkowicach i nie będzie przesadą stwierdzenie, że pod względem umiejętności piłkarskim, kontroli nad piłką, swobodą w rozegraniu przerastał swoich rywali o klasę. Udane zawody zaznaczył przy okazji ważną bramką, która dała rezerwom istotny punkt, ponieważ starcie zakończyło się remisem 1:1. Jak w ocenie szkoleniowca niebiesko-białych spisał się lechita?
- Filip popisał się ładną bramką, wiele razy decydował się na nieszablonowane rozwiązania. Od początku widać było, że to zawodnik pierwszego zespołu, jeśli chodzi o kreatywność czy zmysł konstruowania akcji. W drugiej połowie zabrakło nam nieco trochę takiego egoistycznego podejścia przy decyzjach o strzale z dogodnych pozycji z okolic szesnastego metra. Ogólnie jednak nie ma wątpliwości, że wypadł w tym meczu bardzo dobrze - recenzuje postawę wychowanka Akademii Lecha Poznań jej dyrektor szkolenia oraz trener rezerw, Rafał Ulatowski.
Sam zainteresowany wystąpił po raz ostatni od początku meczu w pojedynku inaugurującym wiosenne zmagania Kolejorza w ekstraklasie. Miało to miejsce w lutym, w wygranym przez niego starciu z Rakowem Częstochowa 3:0. Ogółem Marchwiński zanotował w tym sezonie pełne 90 minut w raptem pięciu spotkaniach, z czego trzy z nich przypadły w drugiej lidze. Więcej gier w pełnym wymiarze czasowym ma na swoim koncie za to Mateusz Skrzypczak (jedenaście ogółem, dziesięć w rezerwach), jednak i on w ostatnich miesiącach nie mógł narzekać na nadmiar czasu spędzonego na murawie. Po raz ostatni w wyjściowym składzie wybiegł pod koniec lutego, w konfrontacji drugiej drużyny ze Stalą Rzeszów (2:1). I dla niego rywalizacja z Górnikiem powinna mieć więc sporą wartość.
To też zresztą starał się on udowadniać praktycznie od pierwszego gwizdka sędziego, prezentując swoje zalety: skuteczny odbiór, dobre pojedynki jeden na jeden w obronie czy mądre ustawienie. - To są atuty Matiego, które zawsze pokazuje w meczach, kiedy schodzi do nas. Mówimy o nieustępliwości, twardości, braku kunktatorstwa. To zawodnik, o którego dyspozycję fizyczną jesteś zawsze spokojny, potrafi świetnie grać w odbiorze piłki przed obrońcami. W sobotę mierzyliśmy się z przeciwnikiem z dwójką napastników w pierwszej linii, naprawdę nasza obrona oraz "Skrzypa" mieli co robić. Dla takich piłkarzy też jest ten drugi zespół, żeby cały czas mogli oni na wysokim poziomie nabierać doświadczenia - opisuje szkoleniowiec rezerw, wyrażając zadowolenie z postawy 19-latka.
Bez wątpienia obaj ambitni piłkarze woleliby widzieć siebie w podstawowych składach drużyny prowadzonej przez opiekuna Dariusza Żurawia. Szans na występy w niej także z pewnością nie zabraknie. Zanim jednak one przyjdą, lechici muszą podtrzymywać dobrą formę i rytm meczowy, a ku temu może służyć ich zejść na spotkania drugiego zespołu. - Cieszyłem się, że obaj zawodnicy mogli u nas zagrać przez 90 minut. Końcówka sezonu będzie dla nas wszystkich ważna, dlatego trzeba być na nią w pełni przygotowanym, dysponować piłkarzami zdrowymi, gotowymi na mecz od pierwszej do ostatniej minuty oraz w dobrej dyspozycji. Tę zapewnią im tylko ciągłe występy - tłumaczy filozofię tych ruchów trener Ulatowski.
- Sporo w klubie ostatnio dyskutowaliśmy na temat potrzeby gry naszych wychowanków. Pełne mecze w drugiej lidze mogą im wciąż dużo dać w kontekście ich rozwoju. Kiedy jest taka możliwość, wolimy zamienić wejścia z ławki na końcowe minuty w ekstraklasie na 90 minut w zespole rezerw, bo nie jest tajemnicą, że młody piłkarz przede wszystkim musi grać. To poprawi jego pewność siebie, dzięki temu wiemy też, na jakim etapie się on w danym momencie znajduje. Dlatego te występy są tak potrzebne - podsumowuje szkoleniowiec drugiej drużyny Lecha Poznań.
Zapisz się do newslettera