Równe cztery miesiące trwała pauza Lubomíra Šatki. Obrońca Lecha Poznań wrócił po kontuzji do gry w niedzielnym meczu ligowym z Piastem Gliwice (1:1). - Ustaliłem z trenerem, że zagram godzinę. To było dla mnie takie przetarcie - mówi Słowak.
Problemy zdrowotne ciągnęły się za zawodnikiem Kolejorza właściwie od początku listopada. - Od meczu z Villarreal przy Bułgarskiej - uściśla Lubo i opowiada: - Grałem jeszcze później przeciwko Jagiellonii tuż przed przerwą związaną z mistrzostwami świata. Myślałem, że od stycznia będę już mógł normalnie wrócić do drużyny i będzie lepiej. Niestety, tak nie było. To była jednak kontuzja, przy której potrzeba było czasu. Jak już wydawało się, że wrócę, to naciągnąłem mięsień w łydce. Szczerze powiem, że już powoli traciłem cierpliwość, byłem wkurzony, bo bardzo zależało mi na tym, żeby już móc grać.
Starcie przeciwko Jagiellonii było 12 listopada, a spotkanie z Piastem 12 marca, więc powrót zajął równe cztery miesiące. I od razu Šatka wybiegł w podstawowym składzie w PKO BP Ekstraklasie. Nie było wcześniejszego przetarcia np. w drugoligowych rezerwach. - Plan był taki, że najpierw zagram właśnie w drugiej drużynie. Po starciu z Djurgården zapadła jednak inna decyzja. W sobotę porozmawiałem z trenerem i ustaliliśmy, że przez 60 minut pobiegam w Gliwicach. Szczerze to cieszę się, że na takiej murawie nic się nie stało - mówi lechita, który parę stoperów tworzył z Bartoszem Salamonem. Potem został zmieniony przez Michała Gurgula. - To było dla mnie takie godzinne przetarcie. To nie był jakiś intensywny mecz, więc pewnie bym wytrzymał 90 minut, gdyby była taka potrzeba. Ale były ustalenia przedmeczowe i tego się trzymaliście - dodaje.
W tym tygodniu Lech rozgrywa dwa mecze, a potem jest przerwa reprezentacyjna. Lubo oczywiście został powołany do kadry Słowacji. A tam zwykle grał wszystko od pierwszej do ostatniej minuty. - Jestem w kontakcie z selekcjonerem, wie doskonale, że rozegrałem dopiero godzinę. Zobaczymy jak wyjdzie, tym bardziej że mamy problemy zdrowotne na mojej pozycji. Ale są też inni zawodnicy, którzy są w rytmie meczowym i występują ostatnio regularnie - twierdzi zawodnik Kolejorza.
W środę mistrzowie Polski ruszają na rewanż z DIF. Mecz odbędzie się na tym samym boisku, co ponad dwa lata temu z Hammarby (3:0). - Pamiętam bardzo dobrze tę sztuczną nawierzchnię. Była szybka, można było grać na niej piłką, czyli tak jak my lubiliśmy wtedy i lubimy teraz grać. Wygraliśmy 3:0, wspomnienia mamy dobre, oby teraz był tam kolejny awans. Choć łatwo nie będzie, bo ich kibice na pewno stworzą niesamowitą atmosferę i będzie gorąco. Ale spokojnie, my też będziemy mieć wsparcie i wyjdziemy zrobić swoje. Spodziewam się innego meczu niż w Poznaniu, bo oni nie mają nic do stracenia - podsumowuje Šatka.
Zapisz się do newslettera