Franz słowa dotrzymał. Wilk co prawda nie pojawił się na boisku od pierwszej minuty meczu z Wisłą, ale wszedł w najtrudniejszym dla Lecha momencie, kiedy po niewykorzystanym rzucie karnym i golu Belady, goście objęli prowadzenie 2:0. I okazał się rewelacyjnym jokerem. Miał udział przy dwóch golach poznaniaków.
- Mówiłem wam, że to fajny chłopak, ale widziałem, że za bardzo mi nie wierzyliście. Jednak miałem znów rację - zwrócił się z uśmiechem na ustach do dziennikarzy szkoleniowiec Kolejorza.
Podsumowując ubiegłoroczny sezon, napisaliśmy o Jakubie: szkoda, że trener Michniewicz bardziej ufał Sambie Ba. Senegalczyk niewiele wnosił do gry naszej drużyny. Wydawało się, że więcej szans powinien otrzymywać znacznie lepiej wyszkolony technicznie Wilk, który jest przecież wychowankiem Lecha.
W sumie wystąpił w 10 meczach, ale zaliczył na pierwszoligowych boiskach tylko 190 minut.
Cały mecz rozegrał tylko w Bełchatowie, kiedy sytuacja kadrowa była wręcz dramatyczna. W tym remisowym meczu zwrócił na siebie uwagę. - Chyba wtedy nie byłem jeszcze przygotowany fizycznie do walki w ekstraklasie przez 90 minut. Tak uważali też trenerzy. W okresie przygotowawczym odrobiłem zaległości - mówi Wilk.
Jego ulubiony film to: "Chłopaki nie płaczą''. Teraz też mówi, że nie będzie płakał jeśli w sobotę w Lubinie usiądzie na ławce rezerwowych.
- Jeżeli dostanę szansę od trenera, to będę się bardzo cieszył. W przeciwnym razie, będę jeszcze mocniej trenował. Woda sodowa po meczu z Płockiem na pewno nie uderzy mi do głowy. Jestem skromnym chłopakiem - dodał 21-letni pomocnik.
Zapisz się do newslettera