- Wiemy przed każdym meczem, że trzeba zagrać na zero z tyłu, a z przodu dysponujemy taką jakością, że o okazje i bramki jesteśmy spokojni. Zbudowaliśmy sporą pewność siebie, która jest kluczowa – mówi obrońca Lecha Poznań, Pedro Rebocho. W rozgrywkach Ligi Konferencji Europy Kolejorz nie stracił gola już od 470 minut, co jest najdłuższą serią spośród wszystkich uczestników tych rozgrywek.
Czy któryś z kibiców niebiesko-białych pamięta jeszcze Cana Kelesa? Skrzydłowy Austrii Wiedeń jest ostatnim piłkarzem, który na międzynarodowej arenie znalazł sposób na obronę Lecha Poznań. Jako że wydarzyło się to pod koniec października w przedostatnim meczu grupy C, sympatycy Kolejorza mieli prawo już zapomnieć to nazwisko. Od tego czasu minęło już bowiem 141 dni, grupowe starcie z Villareal CF oraz cztery pojedynki w fazie pucharowej tych rozgrywek. Imponująca seria bez straconej bramki trwa w najlepsze, a Filip Bednarek z sześcioma czystymi kontami przewodzi tej klasyfikacji w Lidze Konferencji Europy.
Co godne podkreślenia, poznańska defensywa nie dopuszczała w tym okresie rywali do zbyt wielu sytuacji pod własną bramką nawet mimo zmian w tej formacji względem poprzednich spotkań. Jak zauważa Pedro Rebocho, który wystąpił w wyjściowym składzie w czterech z ostatnich pięciu europejskich konfrontacji, chodzi o odpowiednie zachowanie całej drużyny. Cały proces zaczyna się od graczy ustawionych w pierwszej linii, czyli napastnika oraz skrzydłowych.
- Zawsze mówi się, że pierwszym zawodnikiem broniącym jest napastnik, ale u nas tak naprawdę to wygląda. Pressing zaczyna się od skrzydłowych czy Miki, a wszyscy pozostali ustawieni za ich plecami doskonale wiedzą, co powinni robić. Wiemy przed każdym meczem, że trzeba zagrać na zero z tyłu, a z przodu dysponujemy taką jakością, że o okazje i bramki jesteśmy spokojni. Zbudowaliśmy sporą pewność siebie, która jest kluczowa - tłumaczy Portugalczyk.
Żaden inny uczestnik Ligi Konferencji Europy nie może oczywiście się pochwalić tak długą passą. Mało tego, każda z siedmiu pozostałych drużyn w ćwierćfinałach tych rozgrywek traciła przynajmniej jedną bramkę już w fazie play-off. Odpowiednia organizacja pomogła Lechowi w przetrwaniu najtrudniejszych momentów starć z FK Bodø/Glimt i Djurgårdens IF. Z drugiej jednak strony, obrońcy Kolejorza zanotowali niezwykle istotne liczby w ofensywie w tych meczach. Gol Mikaela Ishaka na wagę awansu z Norwegami padł w końcu po asyście Joela Pereiry, wynik w czwartek w Szwecji otworzył z kolei Filip Marchwiński korzystając z precyzyjnego dogrania Rebocho. - To ważne dla wszystkich bocznych obrońców, by dawać także liczby z przodu. Alan, Barry, Joel i ja uwielbiamy wzajemną rywalizację, dzięki niej czujemy jeszcze więcej satysfakcji, gdy uda nam się dołożyć coś dobrego w ofensywie. Każdy z nas i tak podchodzi do tego tak, że bramki czy asysty, generalnie indywidualne osiągnięcia schodzą na dalszy plan w kontekście wyniku końcowego. Najpierw drużyna, później poszczególni piłkarze - podkreśla lewy obrońca niebiesko-białych, który łącznie w tym sezonie w Europie ma już na koncie trzy ostatnie podania.
Zapisz się do newslettera