Jeszcze kilka tygodni temu mogło się wydawać, że droga pomocnika rezerw Lecha Poznań, Jakuba Białczyka do regularnej gry i wyjściowej składu jest bardzo daleka. Tymczasem ostatnie dwa ligowe mecze przyniosły mu 180 minut oraz piękne trafienie w spotkaniu przeciwko Gryfowi Wejherowo. - Jego przykład daje pozostałym zawodnikom czekającym na swoją szansę nadzieję i udowadnia to, co im powtarzamy, że warto cierpliwie pracować - podkreśla asystent szkoleniowca Rafała Ulatowskiego, Przemysław Małecki.
Na swój debiut na szczeblu centralnym urodzonemu w 2001 roku zawodnikowi przyszło poczekać aż dziesięć ligowych kolejek. Przez dwa miesiące Białczyk nie przebywał na boisku ani minuty, by otrzymać szansę w wyjazdowym starciu z GKS-em Katowice (0:2). Jak opowiada lechita, chwil zwątpienia w dwumiesięcznym okresie bez gry nie brakowało. - Byłem wtedy podłamany, głowa nie do końca sobie z tym radziła. Nie chodziło tutaj o umiejętności piłkarskie, bo tych się nagle nie zapomina. Dzięki wsparciu rodziców i trenera mentalnego udało się odzyskać niezbędną pewność siebie i udało mi się odbudować - twierdzi pomocnik.
Mimo przegranej w Katowicach mógł on zapisać sobie premierowy występ po stronie plusów. W jego trakcie rywalizował z piłkarzami z ekstraklasową przeszłością, Adrianem Błądem czy Arkadiuszem Woźniakiem, a z pojedynków z nimi nierzadko wychodził obronną ręką. To stanowiło dla niego wyraźny sygnał, że to, co najlepsze dopiero przed nim. - Po tym spotkaniu wszystko "puściło". Od razu zacząłem się czuć lepiej w codziennej pracy na treningach. To był przełomowy moment, w końcu graliśmy z GKS-em, który prezentuje się ze świetnej strony, jest wysoko w tabeli, a na jego tle wypadłem nieźle - wspomina z uśmiechem "Biały", który niebiesko-białą koszulkę zakłada od 2011 roku.
Po tym starciu 18-latek ponownie zasiadł na ławce, ale tym razem okazja gry pojawiła się znacznie szybciej, bo już po trzech meczach. Skorzystał z niej w najlepszy możliwy sposób, ponieważ w konfrontacji z Gryfem Wejherowo otworzył wynik spotkania i przyczynił się do przełamania passy sześciu kolejek bez wygranej przez swoją ekipę. - Ten gol był jedynie taką nagrodą za cierpliwość, najważniejsze, że udało mi się znowu wystąpić - przyznaje skromnie zawodnik, który po tygodniu ponownie znalazł się w wyjściowej "jedenastce" rezerw, tym razem w pojedynku z Bytovią Bytów (3:0).
To, dlaczego niektórzy gracze rezerw mają w swoim dorobku w tym sezonie jak dotąd mniej rozegranych minut tłumaczy ich drugi trener, Przemysław Małecki. - Miejsca na boisku dzielimy pomiędzy dwudziestu graczy z naszego zespołu, ale i z zawodników z kadry pierwszej drużyny. Do gry w naszych meczach bierzemy więc pod uwagę czasem ponad trzydziestu piłkarzy - opisuje szkoleniowiec.
Nie dziwi więc, że właśnie przykłady takich piłkarzy jak Białczyk czy ostatnio regularnie występujący Jakub Karbownik cieszą go szczególnie. - Postawa Kuby nas bardzo cieszy, bo to jego trzeci występ w pierwszym składzie i trzeci na bardzo dobrym poziomie. Jego przykład czy Kuby Karbownika daje pozostałym zawodnikom czekającym na swoją szansę nadzieję i udowadnia to, co im powtarzamy, że warto cierpliwie pracować. To są chłopcy, którzy na etapie juniorskim często byli wiodącymi, a skład się od nich zaczynał. Dzisiaj część z nich musi pogodzić się z rolą zmiennika i uzbroić się w cierpliwość, a to też jest charakterystyczne już dla piłki seniorskiej - podsumowuje młody trener.
Zapisz się do newslettera