Kończący się rok 2019 był bardzo udany dla wszystkich zawodników drugiej drużyny Lecha Poznań. Dzięki świetnej rundzie wiosennej wywalczyli oni jako pierwszy w historii zespół rezerw awans na szczebel centralny. A i w drugiej lidze spisali się na tyle dobrze, że przerwę zimową spędzają na bezpiecznej, trzynastej pozycji. O minionych dwunastu miesiącach porozmawialiśmy z Erykiem Krygiem i Karolem Smajdorem, którzy zgodnie mówią, że stać ich w nowym roku na jeszcze lepszą postawę.
Którą połowę tego mijającego roku będziecie milej wspominać? Wiosnę przeplataną efektownymi zwycięstwami i awansem czy jesień, podczas której wygrywaliście już rzadziej, ale za to w drugiej lidze?
Eryk Kryg: Na pewno bardziej cieszą wygrane, a to one doprowadziły do tego, że mamy styczność z poważniejszym graniem w drugiej lidze. Pewnie nie ma na to jednoznacznej odpowiedzi, ale chyba bardziej wartościowa dla nas była jesień, podczas której graliśmy już ten szczebel wyżej.
Karol Smajdor: Wolę, kiedy co weekend jest ciężej sięgnąć po zwycięstwo, bo tylko w ten sposób można się więcej nauczyć. Większa rywalizacja i mocniejsi przeciwnicy sprawiają, że każdy z nas się szybciej rozwija.
Co u tych trudniejszych rywali zrobiło na was największe wrażenie?
KS: Są lepiej poukładani taktycznie niż ci w trzeciej lidze. Dobry przykład przyszedł już w naszym pierwszym meczu w Elblągu, kiedy straciliśmy szybko bramkę, przeciwnik się cofnął i z kontrataków strzelił nam jeszcze trzy gole. My pozostaliśmy bez większych argumentów, a oni stały fragment, szybkie wyjścia z własnej połowy i tym wysoko nas pokonali.
EK: Takim doświadczeniem nas "zjedli". W trzeciej lidze rywalizowaliśmy z zespołami, które miały w składzie co najwyżej po jednym-dwóch niezłych zawodników. Tutaj każda drużyna posiada co najmniej dwóch wyróżniających się piłkarzy, którzy potrafią "zrobić" im grę. Brakuje u nich słabych punktów, graczy, których brak jakości można jakoś wykorzystać przez całe spotkanie.
Ty Eryk zacząłeś trenować z rezerwami nieco wcześniej od Karola, bo już na początku 2018 roku. Możesz ocenić, dlaczego ten awans udało się wywalczyć właśnie w zeszłym sezonie, a nie w poprzednich latach?
EK: Wcześniej rezerwy zajmowały drugie, trzecie i czwarte miejsce na koniec sezonu. Brakowało im nieco szczęścia, tracili głupie bramki w końcówkach. Na wiosnę dużo tych punktów ugraliśmy właśnie w ostatnich minutach, jak ze Starogardem u siebie czy w Koninie z Górnikiem. To może być powód. Inny trudno znaleźć, bo we wcześniejszych latach to był też bardzo mocny zespół.
Jak wpłynęły na was lekkie perturbacje związane ze zmianą trenera na początku kwietnia?
KS: U szkoleniowca Żurawia trenowałem przez ledwie dwa-trzy miesiące, więc ciężko mi oceniać. Po zespole widziałem jednak, że ta zmiana nie wpłynęła w negatywny sposób na któregoś z chłopaków.
EK: Wiedzieliśmy w tamtym momencie, że robimy swoje, cel był znany. Każdy trener ma inne podejście, na przykład z trenerem Ulatowskim rozmawiamy częściej poza treningami. Przyjdzie do szatni, porozmawia, rzuci żarcikiem, próbuje złapać bliższy kontakt. Pod względem jakości pracy nie widzieliśmy znaczącej różnicy.
Pracowaliście w tym roku też z dwoma trenerami pełniącymi funkcję asystentów, Karolem Bartkowiakiem i Przemysławem Małeckim. Stanowili ważne punkty tych drużyn?
EK: Obaj wykonali dużą robotę. W codziennej pracy wydawało się czasem, że nawet większą niż pierwsi trenerzy, bo prowadzili każdy trening. Z nimi też zawsze jest najbliższy kontakt.
KS: Od tego też są, żeby stanowić taki łącznik między chłopakami a sztabem szkoleniowym. Obaj wywiązywali się z tego bardzo dobrze, mogliśmy na nich zawsze liczyć.
Odnośnie takich łączników: wiosną dzieliliście szatnię z Dariuszem Dudką, a jesienią z Grzegorzem Wojtkowiakiem i Łukaszem Radlińskim. Tobie Karol, z racji na boiskową pozycję pomagali szczególnie?
KS: Fajnie się z takimi zawodnikami gra, bo można się od nich wiele nauczyć, piłka jest prostsza dzięki nim. Dużo zyskuję na tym, że mogę grać obok Grześka. "Radlina" z kolei daje wiele podpowiedzi, które pomagają każdemu na boisku. Tak było w Siedlcach, Stargardzie i Częstochowie, gdzie nie przegraliśmy, a on miał na to spory wpływ.
Częściej się wchodzi do seniorskiej piłki w sytuacji jak wiosną, kiedy drużyna co weekend gra pod sporą presją, bo wie, że konkurencja nie śpi i może ją wyprzedzić w przypadku potknięcia?
KS: Margines błędu jest znacznie mniejszy, bo walczysz o coś konkretnego, masz przed sobą wyraźny cel. Młodemu piłkarzowi byłoby łatwiej grać ze świadomością, że może popełnić błąd bez konsekwencji, ale nie zawsze chodzi o to, żeby było prosto (śmiech).
Ty Eryk z kolei w tej pierwszej połowie roku wyrosłeś w pewnym momencie na postać kluczową dla losów tego awansu. Strzelałeś ważne gole, które miały wpływ na wyniki spotkań, ale i utrzymywały was na pozycji lidera.
EK: Na początku wiosny niewiele grałem, ale później udało się złapać dobrą formę i w ostatnich sześciu meczach strzeliłem cztery gole. Nie wydaje mi się, że jakoś wielce ciągnąłem drużynę, każdy zapracowywał na te wygrane, ale bramki mnie cieszyły i budowały. To ważne, bo one mnie napędzały, ale i dawały dużą pewność. Dobrym przykładem jest ten rzut wolny z Kołobrzegu, gdzie na boisku byli przecież Krzysiu Kołodziej czy Darek Dudka, ale pozwolili mi strzelić. W tak ważnym meczu to pokazywało, że zyskałem u nich zaufanie.
Co was najbardziej zaskoczyło w tym trwającym już sezonie?
KS: Spodziewaliśmy się takiego poziomu i na szczęście udało się w końcu na niego wskoczyć. Początki nie były kolorowe, a kończyliśmy tę część sezonu serią sześciu meczów bez porażki. Dostosowaliśmy się do tej ligi, złapaliśmy w niej nieco doświadczenia i potrafiliśmy mądrzej grać. Pomagało także szczęście, którego brakowało na starcie.
Jaka to była runda dla Eryka Kryga i Karola Smajdora?
KS: W porządku, ostatecznie nie mogę narzekać, że zagrałem mało meczów, mimo że chciałbym występować jak najczęściej. Nic nie poradzimy na zejścia z pierwszego zespołu, ale mimo to zdołałem uzbierać kilkanaście gier, mogę być zadowolony z tego dorobku. Jest ponad tysiąc sto minut, przed rundą brałbym to w ciemno.
EK: Te zejścia z "jedynki", o których mówi Karol były trudne na początku mojego pobytu w rezerwach, teraz już się do tego przyzwyczaiłem. Mam to w głowie, że może wydarzyć się sytuacja, w której trenuję ciężko w tygodniu, a weekend znajdę się poza kadrą meczową. Nie działa to na mnie demotywująco, bo wiem, że to nie zależy od mojej formy, że jestem słaby.
Na co was stać wiosną?
KS: Na spokojne utrzymanie na pewno. Tabela jest spłaszczona, nawet do czołówki nie mamy jakiejś wielkiej straty. Wygrywasz trzy mecze i masz znowu bezpieczną przewagę nad kreską, oczekujemy tej drugiej części z optymizmem.
Rozmawiał Adrian Gałuszka
Zapisz się do newslettera