- Po tylu zmianach w składzie zawsze potrzeba krótszej bądź dłuższej chwili, zanim to zaskoczy i tak też było przeciwko Pogoni. W drugiej połowie już to poszło, ale jak się rozkręciliśmy, zabrakło nam trochę czasu - mówi po zakończonym bezbramkowym remisem meczu 32. kolejki PKO Ekstraklasy z Pogonią Szczecin skrzydłowy Lecha Poznań, Tymoteusz Puchacz.
Cztery dni po rozpoczęciu rundy finałowej drużynie prowadzonej przez szkoleniowca Dariusza Żurawia przyszło zagrać drugi mecz w decydującej fazie rozgrywek. Trener Kolejorza musiał mieć z tyłu głowy także nadchodzące starcie, które czeka jego ekipę już w tę niedzielę ze Śląskiem we Wrocławiu. Rotacje w składzie były więc nieuniknione, tym bardziej, że z usług Jakuba Modera nie mógł skorzystać ze względu na nadmiar obejrzanych przez niego żółtych kartek. Ostatecznie opiekun niebiesko-białych przed rywalizacją z Pogonią dokonał pięciu zmian personalnych w porównaniu do ubiegłego pojedynku wyjazdowego w Gliwicach.
Mickey van der Hart - Robert Gumny, Lubomir Šatka, Djordje Crnomarković, Volodymyr Kostevych - Dani Ramirez, Karlo Muhar, Pedro Tiba, Kamil Jóźwiak - Filip Marchwiński - Christian Gytkjaer
Te roszady nie wprowadziły niepokoju w zespole przed meczem, a nawet jak twierdzą lechici, można się było ich spodziewać. Na chłodno do tematu podszedł chociażby Jakub Kamiński, który w każdej z poprzednich czterech kolejek wybiegał na murawę od pierwszego gwizdka. - Drużyna zdążyła się trochę zgrać przez ostatnie trzy, cztery mecze, ale wszyscy przyjęli te zmiany przed spotkaniem z Pogonią ze spokojem. Sporo się dzieje w krótkim czasie, niektórzy muszą odpocząć, inni pauzują za kartki, a kolejni czekają na swoją szansę. Widać to było w pierwszej połowie, że to nie jest takie łatwe, żeby wszystko ruszyło z miejsca - zauważał urodzony w 2002 roku skrzydłowy.
Jego słowa potwierdzają zresztą nie tylko przebieg gry, ale także statystyki. Gospodarze przed przerwą m.in. strzelali trzy razy rzadziej od swojego rywala (2 do 6 prób) oraz posiadali nieznacznie większe posiadanie piłki (54% do 46%). Po przerwie już wyglądało to kompletnie inaczej - w strzałach mieliśmy 8 do 1, a jeśli chodzi o drugą wartość liczby wskazywały 69% do 31%. Ostatecznie jednak najważniejsze, czyli wynik nie uległ zmianie i tego niebiesko-biali nie mogli odżałować.
- Troszkę brakowało nam pewnych automatyzmów w pierwszej połowie. Im częściej grasz razem w podobnym składzie, tym więcej rzeczy z czasem ci wychodzi. Po tylu zmianach w składzie zawsze potrzeba krótszej bądź dłuższej chwili, zanim to zaskoczy i tak też było przeciwko Pogoni. W drugiej połowie już to poszło, ale jak się rozkręciliśmy, zabrakło nam trochę czasu - wyraża rozczarowanie Tymoteusz Puchacz.
To, że po zmianie stron Kolejorz z reguły prezentuje się znacznie lepiej, powszechnie wiadomo. Środowy mecz był dopiero dziesiątym z trzydziestu sześciu we wszystkich rozgrywkach, podczas którego nie zdobył on bramki właśnie w drugiej części gry. Tym razem przełożyło się to na stratę dwóch punktów i o to największy żal do siebie mają lechici. - Zawsze końcówki należą do nas, ale tym razem tej pierwszej połowy żałujemy podwójnie. Mimo to należy oddać Pogoni, że była do tego meczu bardzo dobrze przygotowana. Odcinała możliwość prostopadłych podań, odpowiednio się przemieszczała, a nam brakowało cierpliwości. Pozmienialiśmy co nieco i w drugiej części przycisnęliśmy, ale to było za mało - ubolewa Lubomir Šatka.
Z kolei na inny aspekt zwraca uwagę partner ze środka obrony wyżej cytowanego Słowaka, Djordje Crnomarković. W jego odczuciu koledzy z drużyny mogli mieć jeszcze w nogach poprzednie spotkanie z mistrzem Polski, podczas którego przez niemal połowę czasu gry musieli radzić sobie w dziesięciu.
- Graliśmy cztery dni wcześniej mecz z Piastem, gdzie cała drugą połowę radziliśmy sobie w dziesięciu w ciężkich warunkach. Widziałem po drużynie, że byliśmy po tej sobocie bardzo zmęczeni. Dodając do tego spotkania co trzy dni, to jest to normalne, że trzeba pozmieniać w składzie. Trzeba też oddać Pogoni, że przynajmniej do pewnego momentu zagrała taktycznie na super poziomie. Do przerwy dopisywało nam nawet trochę szczęścia, ale po niej to my już mieliśmy swoje okazje i inicjatywę. Tym razem to się nie przełożyło na wynik - mówi Serb, który do stolicy Wielkopolski przyjechał latem minionego roku.
* - pogrubioną czcionką oznaczyliśmy piłkarzy, którzy wskoczyli do wyjściowej "jedenastki"
Next matches
Friday
29.11 godz.20:30Friday
06.12 godz.20:30Recommended
Subscribe