Za juniorami starszymi Lecha Poznań niezwykle udany rok, podczas którego drużyna trenera Bartosza Bochińskiego zdobyła czwarte w historii klubu mistrzostwo Polski do lat 19 oraz reprezentowała kraj w rozgrywkach Ligi Młodzieżowej UEFA. Świetną postawę Niebiesko-Biali kontynuowali również w ubiegłych miesiącach, które zakończyli na pozycji lidera Centralnej Ligi Juniorów z dziewięciopunktową przewagą nad Legią Warszawa. Zapraszamy na rozmowę ze szkoleniowcem tego zespołu, który opowiedział nam o wielu aspektach mających wpływ na tak pozytywny okres w wykonaniu najstarszej młodzieżowej ekipy Kolejorza.
Końcówka rundy jesiennej upłynęła w pana drużynie pod znakiem poszukiwania nowych rozwiązań oraz kolejnych debiutów młodych zawodników czy ich pierwszych szans w wyjściowej jedenastce. Mimo to udało się pogodzić aspekty szkoleniowe z wynikiem sportowym w postaci zbudowania pokaźnej zaliczki przed wiosną. To jest sprawa, która dostarcza wam jako sztabowi najwięcej powodów do satysfakcji?
- Ogólna liczba debiutów czy realizacja planów szkoleniowych, które mamy wobec zawodników wynika z tego, że ruszyliśmy pewnymi procesami od samego początku sezonu. Latem powitaliśmy w zespole graczy, którzy wcześniej funkcjonowali w drużynie juniorów młodszych, a u nas czekała ich adaptacja i wejście na nowy poziom wyzwań. Ogromną uwagę przywiązywaliśmy równolegle do procesu transition, czyli przejść między drużynami. W naszym przypadku chodziło oczywiście o zespół do lat 17, bo to tych graczy mamy wprowadzać i przyglądać im się w kontekście dalszego szkolenia. My z kolei spoglądamy w kierunku rezerw i tego, jak tam realizuje się ten projekt z naszymi zawodnikami. Rzecz jest w tym, by młody gracz nie tylko trenował w nowym środowisku, ale i żeby wybrać odpowiedni moment na szansę dla niego w meczu ligowym. Czasem wiąże się to z sytuacjami losowymi jak kontuzje czy kartki, w innych przypadkach bardzo dobrą wydajnością zawodnika, nie ma na to jednak jedynej słusznej odpowiedzi. Owszem, w ostatnich tygodniach te premierowy występy notowali u nas Tymoteusz Gmur czy Wojciech Szymczak, ale to wszystko zostało zaplanowane i przygotowane znacznie wcześniej.
Wymienił trener akurat dwóch zawodników urodzonych w roku 2008, którym przyszło rywalizować z zawodnikami starszymi często o trzy lata. Z taką sytuacją spotkaliśmy się też jesienią w poprzednim sezonie, gdy debiutowali u was chociażby Mateusz Pruchniewski, Wojciech Mońka, Igor Brzyski czy Igor Stankiewicz, pewne standardy i sposób pracy z tymi najmłodszymi graczami zostały więc utrzymane.
- Mam przyjemność pracować w akademii już od dłuższego czasu i muszę przyznać, że metryka zawodnika schodzi na nieco dalszy plan. Nie zatracamy się w tym, bo przykładowo chłopak z rocznika 2010 prawdopodobnie nie pojawi się jeszcze na poziomie Centralnej Ligi Juniorów do lat 19, bo mogłoby być to pozbawione sensu pod kątem jego rozwoju. Postrzegamy jednak środowisko meczowe jako ważny bodziec do rozwoju dla zawodników. Jeśli są oni gotowi w wymiarze motorycznym, mentalnym, są wydajni techniczno-taktycznie i posiadają broń w postaci mocnych atutów, które pokazują systematycznie, to znaczy, że przyszła na nich pora. Nie boimy się tego momentu, lecz nie ekscytuje nas myśl o tym, by dać szansę coraz to młodszym graczom, bo to nie jest wyścig. Ważnym jest zachowanie pewnych proporcji pomiędzy tymi występującymi stale na tym szczeblu a tymi, którzy dopiero na niego wchodzą.
Jeśli mowa o tych graczach regularnie występujących na boiskach Centralnej Ligi Juniorów trzeba powiedzieć, że wielu z nich funkcjonowało w pana zespole także w ubiegłym sezonie. Czy to okazało się kluczowe w kontekście uzyskania stabilizacji także i w trwających rozgrywkach? W końcu to zawodnicy, którzy mają doświadczenie z bycia mistrzem na tym poziomie.
- Przy tworzeniu struktury zespołu było dla nas dużą wartością to, że posiadamy w nim właśnie tego typu zawodników. Decyzje o pozostawieniu ich na tym poziomie nie były podyktowane jednak tym, żeby za wszelką cenę wygrywać. W dalszym ciągu mogą oni sporo z tych rozgrywek czerpać, uczyć się na nim i doskonalić. Te ruchy zresztą za każdym razem są przedyskutowane nie tylko w sztabie czy na najwyższym poziomie w akademii, ale także z samym chłopakiem. Zależy nam na tym, by był świadomy planu i pomysłu na niego czy stawianych przed nim celów. Ci bardziej doświadczeni coraz śmielej zaczynają funkcjonować w pierwszej drużynie, są zapraszani na Bułgarską na treningi, wyzwań im z pewnością nie brakuje. To również efekt świetnie pracującego sztabu naszej drużyny, który na przestrzeni całego roku otoczył odpowiednią opieką każdego z zawodników.
Nawiązując do przejść między poszczególnymi zespołami, ile tego typu ruchów możemy spodziewać się zimą? Zarówno jeśli chodzi o przyjścia do pana szatni oraz "transfery" do drugiej drużyny?
- Pewne prognozy zawsze mamy i ta grupa naszych zawodników, którzy rozpoczną przygotowania do wiosny z rezerwami wcale nie musi być mała. Myślimy o kilku graczach, spośród których oczywiście część z nich już u trenera Węski trenowała czy nawet zaliczała jesienią debiuty na poziomie drugiej ligi. Podczas ostatnich miesięcy pojawiła się przestrzeń, by przesuwać zawodników w trakcie rundy. Dla przykładu: może on ją rozpocząć w zespole juniorów starszych, ma swoje cele i plan do realizacji, a w pewnym jej momencie po konsultacji ze sztabem drugiego zespołu oraz dyrekcją akademii decydujemy się na przesunięcie go wyżej. Istotny wniosek jest taki, by nie zamykać kadr wraz z pierwszym letnim treningiem czy na początku roku. Pozostajemy otwarci na zmiany w przypadku tych, u których rozwój może zachodzić w bardziej dynamiczny sposób. Odpowiadając jednak na pytanie: zanosi się na więcej odejść z drużyny, niż ruchów do niej, co jest w pełni naturalne.
1, 0, 2, 1 i 6 punktów - tyle wynosiła przewaga lidera nad drugą w tabeli drużyną na półmetku rozgrywek ostatnich pięciu sezonów. Wy przed rundą wiosenną posiadacie o dziewięć "oczek" więcej od wicelidera, Legii Warszawa. To determinuje w jakikolwiek sposób wasze podejście do drugiej części kampanii?
- Podejście do kwestii wynikowych mamy zawsze ambitne. Po pierwsze, jesteśmy w klubie, który wygrywanie ma zapisane w DNA i to dotyczy także jego drużyn młodzieżowych. Po drugie, to oczywisty element rywalizacji, która przyczynia się do rozwoju zawodników. Po trzecie, zawsze życzymy sobie, by szkolenie szło w parze z odpowiednim wynikiem sportowym. Samo w sobie jest to trudne do połączenia i dlatego z taką ochota codziennie przyjeżdżamy do akademii. W świadomości zawodników siłą rzeczy rodzi się pewien komfort, ale mam nadzieję, że skutecznie będziemy nad nim pracować. Absolutnie jednak nie ma poczucia, że niewiele trzeba będzie zrobić, by tę ligę wygrać. Droga jest długa, sezon to maraton, a my musimy zadbać o odpowiednie rozłożenie sił. Jesteśmy w nieco innej roli, niż na tym etapie rok temu, gdy goniliśmy resztę stawki. Wtedy jednak na osiem kolejek przed końcem, już po zameldowaniu się na pozycji lidera, trzeba było jej przypilnować i to się udało nie zapominając o rozwoju zawodników. To przyświeca nam najmocniej, a bodźców motywujących nam nie zabraknie.
A jak ten wynik sportowy się ma w kontekście celów szkoleniowych? Odwagi jako sztabowi odmówić wam nie można, ale być może ten komfort pociągnie za sobą jeszcze więcej śmiałych decyzji odnośnie debiutów czy dawania szans zawodników wchodzących do drużyny?
- Oddzieliłbym te dwie kwestie. Odwaga to nasza klubowa wartość i chcemy, by nas cechowała. Osiągnięcia z pierwszej części sezonu nie zaburzą drogi procesu szkoleniowego. Wynik sportowy, niezależnie od tego jak by nie był, nie wpłynie na personalia. Szanse otrzymywali i będą otrzymywać ci, którzy ciężko pracują na swój rozwój i zwyczajnie na nie zasługują.
Jesienią jako mistrz reprezentowaliście Polskę w rozgrywkach Ligi Młodzieżowej UEFA, mierząc się z najlepszą francuską drużyną do lat 19, FC Nantes. Do kolejnej fazy na tym froncie nie udało się awansować, o czym przesądziła seria rzutów karnych. Po dwumeczu z Francuzami wielu pana zawodników podkreślało jednak w pierwszej kolejności, że to kapitalne doświadczenie, które zaprocentuje w przyszłości, pan też tak do tego podchodzi z perspektywy czasu?
- Mając okazję prowadzić zespół Lecha w tych rozgrywkach pięć lat temu i obecnie mogę stwierdzić, że jako cały klub, akademia oraz społeczność trenerów wykonaliśmy kilka znaczących kroków naprzód. Rywalizacja z mistrzem Niemiec czy jak w ostatnim przypadku Francji dają podstawy do takich wniosków. Nie chciałbym zakłamywać rzeczywistości, bo celem sportowym była gra w Lidze Młodzieżowej UEFA na wiosnę, czego nie udało się zrealizować. To jednak nie powód do rwania włosów z głowy, a pewnych cennych przemyśleń. Takim może być fakt połączenia gry w pucharach z ligą. Oczywiście dysponowaliśmy 44 zawodnikami i bardzo często przed i po spotkaniach z Francuzami grali ci, którzy nie wystąpili w Europie, ale kluczowe było odpowiednie zarządzanie całą grupą, tak naprawdę dwoma zespołami. To wartość dodana i pewna baza, podobnie jak fakt, że przekonaliśmy się z bliska jak funkcjonują czołowe drużyny z innych krajów. Dwumecz z Nantes pokazał, że możemy rywalizować z takimi zespołami jak równy z równym, do tego już nie tylko aspirujemy, ale ma to miejsce w praktyce.
Rozmawiał Adrian Gałuszka
Next matches
Friday
29.11 godz.20:30Friday
06.12 godz.20:30Recommended
Subscribe