Rok 2019 był przełomowy dla Jakuba Kamińskiego. Po debiucie na zgrupowaniu w Belek, z przytupem wszedł do drużyny rezerw Lecha Poznań, które awansowały do II ligi. Od lata jest już zawodnikiem pierwszego zespołu z jedenastoma występami na koncie.
Rozpocznę niestandardowo: jeżeli miałbyś się cofnąć do pierwszego meczu, w którym zagrałeś, to na jakiej wówczas pozycji wystąpiłeś?
- Szczerze, to nie pamiętam, ale myślę, że byłem wtedy skrzydłowym. Od zawsze nim byłem.
Wiesz dlaczego pytam... chodzi o twoją pozycję w ostatnim sparingu. Czy czujesz się tak uniwersalnym graczem, aby grać zarówno na prawej obronie jak i w pomocy?
- Myślę, że jestem uniwersalnym graczem. Grałem na boku obrony wcześniej, również w kadrze, dlatego to nie jest tak, że były w zasadzie tylko dwie takie sytuacje. Moja nominalna pozycja to jednak skrzydłowy. Tam siebie widzę, ale jeżeli trener Dariusz Żuraw będzie wystawiał mnie na prawej obronie, a ja tam będę mógł regularnie występować - wtedy dla mnie sprawa jest otwarta. Najważniejsze dla mojej kariery jest w tym momencie aby grać, łapać minuty i doświadczenie. Jeżeli trener powie, że zagram na prawej obronie i dobrze sobie tam radzę, nie będę popełniał szkolnych błędów, choćby takich jaki zdarzył mi się w Boguchwale w meczu ze Stalową Wolą w Pucharze Polski, to jestem otwarty.
Użyłeś terminologii "szkolny błąd". Nie należysz do starych zawodników, ale mam wrażenie, że czujesz się mentalnie na starszego niż jesteś.
- Myślę, że tak właśnie jest. Uważam, że mentalnie jestem już bardzo dojrzały.
Na ile lat byś siebie określił?
- No tak z trzydzieści (śmiech). Uważam się za dojrzałego zawodnika, nie mam problemu poukładania sobie pewnych rzeczy czy to na boisku, czy poza nim. Wcześnie wyjechałem z domu rodzinnego. To pewnie też od tego zależy. Teraz mija już piąty rok, od kiedy jestem poza domem. Wydaje mi się, że to zaprocentowało i miało wpływ na taki a nie inny stan rzeczy. W wieku siedemnastu lat czuję się tak jakbym miał trzydzieści.
Często patrzymy na ciebie i widzimy w twoim zachowaniu podobieństwo do Karola Linettego. Mieliście okazję się poznać?
- Nie mieliśmy. Zbiliśmy może jedną "piątkę". Nie wiem więc jak on się zachowywał, ale jak tak mówisz...
To w takim razie, na kogo patrzyłeś z podziwem podczas twojego pobytu w Akademii? Na jakiegoś innego wychowanka, a może kogoś innego?
- Na skrzydle grał wtedy Szymon Pawłowski. Zresztą, cały rok 2015 był wtedy szczególny. Lech zdobywał mistrzostwo Polski, a ja po tym sezonie przychodziłem z Szombierek Bytom do Poznania. Dlatego doskonale pamiętam ten sezon. To była mocna ekipa. Wydaje mi się, że nawet stylem gry byłem podobny do Pawłowskiego. Mówił mi o tym chociażby Darko Jevtić oraz inni zawodnicy, którzy nawet mówili, że jestem młodszym bratem Szymka (śmiech). Cieszę się z takiego porównania, bo to piłkarz, który ma znakomitą karierę. Nadal gra na dobrym poziomie.
Wróćmy do bieżących spraw. Czy w tym momencie czujesz się mocno odpowiedzialny za losy Lecha?
- Myślę, że jeszcze nie. Zagrałem dopiero jedenaście oficjalnych meczów w tej rundzie. Nie sądziłem nawet, że tyle zagram. Dążę do tego, żeby być odpowiedzialnym za tę drużynę. Jak porównam sobie ten obóz, do tego z zeszłego roku - to moja pozycja w Lechu była zupełnie inna. Teraz mogę wyjść w podstawowej jedenastce na zgrupowaniu. To pokazuje, że jakiś postęp zrobiłem, że klub gdzieś widzi mój rozwój i chce na mnie stawiać. Ja muszę zrobić wszystko, żeby się Lechowi za to odpłacić. To ile we mnie ten klub zainwestował, wybrał ścieżkę taką, a nie inną powoduje, że nie mogę nie być zadowolony z tego, że tutaj jestem. Wiadomo, że było w tym też dużo mojej pracy, bowiem to tylko ode mnie zależało jakie będą moje losy. Kolejorz dał mi szansę, a ja chcę się mu za to odpłacić, stać się podstawowym zawodnikiem. Nie chcę, żeby było widać jakąkolwiek różnicę. Nie chcę usprawiedliwiania, że mam tylko siedemnaście lat, mam jeszcze czas. Jak zagram słabo, to chcę być oceniany sprawiedliwie. Jeżeli zagram dobrze, to zagrałem dobrze. Wtedy jest OK. Wiem, że miałem kryzys formy. Moim celem jest ustabilizowanie jej. Nie chcę grać w kratkę, trzymać dobry, równy poziom i dawać jakość drużynie.
Czy jak rok temu robiłeś sobie jakieś noworoczne postanowienie, to mówiłeś, że będzie dokładnie tak jak było? Czy ten rok przerósł twoje oczekiwania?
- Nie zakładałem sobie takiego scenariusza. Zaczynałem wtedy w Centralnej Lidze Juniorów, mój cel był prosty - chcę grać jak najlepiej. Wiedziałem, że jeżeli tak będzie, to wszystko inne przyjdzie naturalnie. Poszedłem do rezerw, to był kolejny krok. Ale tutaj też nie sądziłem, że to wszystko przyjdzie tak szybko. Rok temu myślałem, że zagram cały sezon w juniorach starszych. Po pół roku w CLJ zostałem zaproszony na obóz, uważam, że w formie nagrody. Może jeżeli na obozie bym wystrzelił, strzelił trzy lub cztery gole, to trener Nawałka postanowiłby mnie od razu włączyć do pierwszego zespołu. Ale to chyba nie byłoby dla mnie dobre. Bardzo dobrze się stało, że zostałem wtedy w rezerwach. Najpierw byłem zmiennikiem, zaczęto mówić o tym, że rezerwy mogą awansować na szczebel centralny. Nie sądziłem, że tak dobrze wejdę w seniorską piłkę. Jako zmiennik dawałem dobrą jakość jak na szesnastolatka. Na koniec sezonu grałem już w podstawowej jedenastce i myślę, że byłem wtedy zawodnikiem, na którym można było z przodu opierać grę. Taką formę, jaką miałem wtedy chciałbym przełożyć teraz na pierwszą drużynę. Wtedy czułem się odpowiedzialny za zespół, mogłem zadecydować o losach spotkania. Przeciwnicy wiedzieli, że ktoś taki jest i muszą na niego uważać.
A teraz, w Ekstraklasie? Myślisz, że kiedy w składzie trenerzy widzą Jakuba Kamińskiego to stawiają jakiś wykrzyknik? Czy jeszcze do tego dążysz?
- Myślę, że jeszcze tak nie jest. Za mało zagrałem spotkań w Ekstraklasie, żeby trenerzy innych zespołów zwracali na mnie uwagę. Dążę jednak do tego, żeby tak było. Z tym trzeba sobie jednak poradzić i jak najlepiej zagrać.
Ludzie różnie podchodzą do kluczowych wydarzeń w swoim życiu. Czy debiut w Ekstraklasie oprócz stresu wiązał się dla ciebie z pewną ulgą? Niewielu osobom udaje się przejść całą drogę i w tej najwyższej klasie rozgrywkowej zadebiutować...
- Kiedyś nie sądziłem, że będę piłkarzem i ktoś taki jak Lech Poznań się po mnie zgłosi, mówiąc całkowicie szczerze. Grałem w Szombierkach Bytom, nic nie wskazywało na to, że uda mi się coś osiągnąć w piłce. Nie byłem nawet powoływany do kadry Śląska na pierwsze zgrupowania. Zostałem powołany na jedną konsultację, gdzie zagrałem pięć minut i miałem jeden kontakt z piłką. Nie mogłem się pokazać. Po pewnym czasie dostałem drugie powołanie i wtedy pojawiło się pewne zwątpienie: czy jest sens, żeby tam jechać? Czy opłaca się jechać na zgrupowanie, żeby wejść na pięć minut w jakimś meczu kontrolnym? Wtedy jednak zagrałem więcej, strzeliłem dwa gole. Trenerzy postanowili wtedy zabrać mnie na turniej województw. Tam w pierwszym meczu, w debiucie wyszedłem w wyjściowym składzie. Zdobyłem bramkę. Wtedy dopiero zauważył mnie Tadeusz Jaros, który był na meczu. Po tym meczu zapisał moje nazwisko w notesie. Tak właśnie zostałem zaproszony do Lecha. Naprawdę nie myślałem, że tak wielki klub może się zgłosić po mnie. Zgłosiły się też Legia i Górnik. Rozważałem opcje. Nie widziałem siebie w Warszawie, bo tam było jedne, sztuczne boisko. Cały czas mówili o bazie, że ją budują, a to nie zachęcało. Kiedy byłem we Wronkach czy Poznaniu, to wszystko mnie wciągnęło. Mam rodziców sportowców i oni zrozumieli, że to jest moja decyzja. Lech ściągnął wtedy mocną ekipę z rocznika 2002. Górnik moim zdaniem za późno się zgłosił. Argumentowali to tym, że nie chcieli się szybko po mnie zgłaszać, nie chcieli naciskać i wywierać presji. Ja powiedziałem wtedy: - No przepraszam bardzo, jak macie zaledwie 10 kilometrów do mnie, z Zabrza do Rudy Śląskiej i dopiero kiedy usłyszeliście, że po 12-latka zgłaszają się mocne kluby to wy się dopiero zaczynacie interesować? Jeżeli chcesz takiego zawodnika w klubie, Ślązaka i tak dalej, no to powinieneś wywierać presję, mówić, że chcą cię ściągnąć. Mam Górnika w sercu, bo tego nauczyłem się na podwórku, ale nadal bardziej przekonał mnie Lech.
W tobie jest coś z zawziętego Ślązaka. Wyobrażałeś sobie kiedyś, co by było gdybyś wybrał coś innego?
- Oczywiście. Po drugim roku w Poznaniu miałem taki moment, że się zastanawiałem - co by było gdybym przeszedł do Górnika Zabrze. Lech robił wtedy mistrzostwo, Górnik spadał do I ligi. Zastanawiałem się jednak. Miałem tam zaproponowane dobre warunki, byłbym blisko domu. Musiałem opuścić rodzinę i zdać się na siebie. Nie wiem jakby się to potoczyło, gdybym wybrał inaczej. Nie umniejszając Górnikowi, to jednak pomogła mi tutaj filozofia. Ważny był początek w Poznaniu. To czego się nauczyłem tutaj przychodząc, sprawiło, że obecnie jestem dobrze poukładany. Życiowo i taktycznie. Wszystko to jest spowodowane tym jak Lech szkoli. Przez pierwsze dwa lub trzy tygodnie trener mówił do mnie takim "lechowym" językiem. Ja nigdy nie miałem z takim czymś styczności. To było bezcenne, bo przez pierwsze treningi nie wiedziałem co mam robić. Nie wiedziałem komu zagrać, gdzie się poruszać, co trener do mnie mówi. Szedłem szczebel po szczebelku przez całą akademię i to jest dla mnie już ogromny sukces. Ciężko jest się utrzymać na dobrym poziomie. Kilku znajomych miało zdecydowanie większe umiejętności niż ja. W pewnym momencie jednak los wybrał im inną drogę.
Odnosząc się do pierwszej drużyny. Trafiłeś do pierwszej drużyny w dobrym momencie?
- Uważam, że bardzo dobrym. Bardzo odpowiedni. Kiedy przychodziłem w styczniu do rezerw, to spotkałem tam trenera Żurawia. On poprowadził mnie w paru meczach. Potem po zwolnieniu trenera Nawałki i przejściu trenera Żurawia do pierwszej drużyny zostałem zaproszony na trzy tygodnie treningów z pierwszym zespołem. To też mi pokazało, że dobrą grą i pracą w rezerwach jestem w stanie pójść wyżej. Miałem liczby. W przerwie letniej doszło do dużej rewolucji, jakby nie patrzeć. Wielu odeszło, teraz jest wielu młodych. Władze nie ściągały też starszych, zagranicznych zawodników, tylko takich, którzy przychodzą tutaj i chcą się czegoś nauczyć, rozwinąć. Są bardzo ambitni i chcą zdobywać trofea. Mamy więc wspólny cel. A ja również tego chcę i potrafię wygrywać. Zaczęło się od Nike Cup, potem były mistrzostwa Polski w juniorze starszym, młodszym, awans do II ligi. Wchodzę szczebel po szczebelku.
Next matches
Friday
29.11 godz.20:30Friday
06.12 godz.20:30Recommended
Subscribe