Od października z zespołem Kolejorza pracuje Cesar Sanjuan-Szklarz, który jest odpowiedzialny za przygotowanie fizyczne zawodników. Niewiele osób wie, ale "Szklarz" to nie jego przydomek, a nazwisko.
Od października z zespołem Kolejorza pracuje Cesar Sanjuan-Szklarz, który jest odpowiedzialny za przygotowanie fizyczne zawodników. Niewiele osób wie, ale "Szklarz" to nie jego przydomek, a nazwisko.
Kilkadziesiąt lat temu ojciec Cesara pojechał na studia matematyczne do Moskwy. Doktorat robił jednak w Warszawie i tam poznał swoją żonę. Po skończeniu przez niego edukacji razem wyjechali do Mekysku. - Czuję się bardziej Meksykaninem. Tam skończyłem liceum, dojrzewałem. W Meksyku kształtował się mój charakter - tłumaczy.
Sanjuan-Szklarz w Ameryce Południowej mieszkał do 20 roku życia. Tam też w jego życiu pojawiła się piłka nożna. Gdy miał dziesięć lat zaczął treningi, a przed wyjazdem z kraju występował w trzeciej lidze. Zdecydował się jednak na studia. - Ojciec powiedział mi, że jak chcę robić studia na Akademii Wychowania Fizycznego to tylko w Polsce. W Meksyku sie nie zgodzi - wspomina szkoleniowiec.
Od czasu wyjazdu do Warszawy wraca on do rodziców do Meksyku. - Pod koniec takich dwumiesięcznych wakacji tęsknię już za Polską. Przyzwyczaiłem się do niej. Zima mi nie pasuje, ale wiele osób jej nie lubi - mówi Meksykanin. - Kiedy tu przyjechałem to cały czas lubiłem grać w piłkę. Powoli się to potoczyło i skończyłem jako trener - dodaje.
Młody szkoleniowiec stara się korzystać ze swojego pochodzenia. - Bycie Meksykaninem nauczyło mnie tego, żeby być otwartym, uśmiechniętym. Staram się szukać pozytywnych rzeczy, mam w sobie dużo spokoju. Polacy są bardziej... zauważyłem to na studiach, że idą w jednym kierunku. Uparcie dążą do celu. Jasne, są pracowici, ale nie są elastyczni - ocenia Sanjuan-Szklarz.
Jego polsko-meksykańskie pochodzenie nie zawsze ułatwiało życie. We wrześniu 2001 roku kilka dni po zamachach na World Trade Center podróżował z Meksyku do Polski z przesiadką w Amsterdamie. - Byłem wtedy opalony, miałem długie włosy. To było podejrzane. Polski paszport, Meksykanin. Trzymali mnie sześć godzin na lotnisku - wspomina trener od przygotowania fizycznego.
Wygląd szkoleniowca wprowadzał go też w zakłopotanie. Jego powodem była uroda, a dokładniej mówiąc podobieństwo do obecnego napastnika Pogoni Szczecin Wladimira Dwaliszwiliego. Już w przeszłości piłkarze śmiali się, że obaj są rodzeństwem. - Byłem kiedyś w restauracji i dziecko chciało ode mnie autograf. Nie wierzyło, że nie jestem Dwaliszwilim. Ale była też sytuacja z dziennikarzem. Pięć minut namawiał mnie na wywiad. Zgodziłem się, a on zaczyna: "Panie Dwalisziwli".
Next matches
Friday
31.01 godz.20:30Sunday
09.02 godz.17:30Recommended
Subscribe