W sercu każdego kibica znajduje się miejsce dla niego wyjątkowe - stadion ukochanego zespołu. To tutaj przeżywa wielkie emocje i spędza sporą część życia, dopingując swoją drużynę. 39 lat temu na Stadionie Poznań zebrało się blisko 18 tysięcy ludzi, aby wspierać Kolejorza w pierwszym meczu na nowym obiekcie. Spotkanie z Motorem Lublin zakończyło się wynikiem 1:1, ale jak to się właściwie stało, że Lech przeniósł się z Dębca przy Bułgarską?
Na początku lat 70. minionego wieku zainteresowanie Lechem znaczenie wzrosło. Wpływ na to miał kolejno awans do drugiej, a później pierwszej ligi. Wydarzenia te rozegrały się w przeciągu roku, co dla wielu było nie lada zaskoczeniem. W sezonie 1971/72 miejsca Kolejorza upatrywano raczej w środku tabeli. Beniaminek na zapleczu "ekstraklasy" wygrywał jednak mecz za meczem, aż do końca rundy jesiennej nie tracąc gola! Wiosną stało się oczywiste, że kolejna promocja jest kwestią już tylko kilku spotkań. Nic więc dziwnego, że na stadion na Dębcu zaczęły przybywać coraz większe tłumy poznaniaków - i nie tylko - spragnionych dobrego futbolu. Obiekt znajdujący się przy Zakładach Cegielskiego stawał się niewystarczający, a w dodatku mało funkcjonalny. Warto bowiem pamiętać, że niebiesko-biali byli wówczas klubem wielosekcyjnym, w którym inne dyscypliny również miały się dobrze.
Lechitom coraz częściej zdarzało się rozgrywać swoje mecze na stadionie zwanym wówczas 22 lipca, który był w stanie pomieścić zdecydowanie większą liczbę kibiców. Problemem była też własność dębieckich obiektów, które pomimo utożsamiania z Lechem, należały do kolei. - Przyzwyczailiśmy się do Dębca, choć po cichu liczyliśmy, że może uda nam przejąć Stadion im. 22 lipca. Był w centrum, blisko dworca PKP i PKS, co byłoby ułatwieniem dla wielu kibiców spoza Poznania - przyznaje Piotr Mowlik, bramkarz Lecha w latach 1977-1983.
Własny obiekt to duży krok, ale i inwestycja w przyszłość. Lech będący na fali wzrostowej, nie mógł pozwolić sobie na stagnację. To oraz wyżej wspomniane czynniki spowodowały, że podczas jednego z posiedzeń zarządu, jego prezes, Wacław Drab uznał, że tak dalej być nie może. Tego samego dnia zlecił Janowi Pieńczakowi znalezienia miejsca pod nową inwestycję. Nie był to wybór przypadkowy, gdyż jego zastępca pochodził właśnie z Poznania. - Nie musiałem jeździć wszędzie, bo widziałem, gdzie nie ma sensu zaglądać. Wreszcie pomyślałem o terenie na Grunwaldzie, właściwie już za granicami miasta, w okolicy pruskich fortów - przyznaje w książce "Stadion. Magia Bułgarskiej" autorstwa Józefa Djaczenki.
Widok, jaki tam zastał nie był zachęcający. Teren rozciągający się od fortu do ulicy Ptasiej wymagał gruntowego osuszenia i ogromnego nakładu pracy. Wybór ten wzbudził również wątpliwości prezesa Draba, ale ostatecznie przystano na tę lokalizację. - Nie piłkarzom było decydować, gdzie budować nowy stadion, że przy Bułgarskiej. Zdarzało się, że odbywaliśmy tam treningi, pomiędzy kopcami. Śledziliśmy postępy prac. Gdy już oficjalnie zostało powiedziane, że to właśnie tam przenosimy się z Dębca, czekaliśmy z niecierpliwością na ten dzień - wspomina bramkarz.
Trudności związane z budową nowego obiektu pojawiły się na bardzo wczesnym etapie. Władze Poznania nie widziały bowiem potrzeby powstania nowego, skoro w obrębie miasta znajdował się Stadion im. 22 lipca. Gdy jednak w końcu włodarze Lecha otrzymali pozwolenie na rozpoczęcie prac, obejmowało ono arenę o pojemności 12-14 tysięcy. Ograniczenie to było niezadawalające, gdyż na Dębcu mieściło się ponad 22 tysiące kibiców! Nic dziwnego, że zarząd postanowił nagiąć tę liczbę.
- To były bagna, podobnie jak na Golęcinie po wojnie. Trzeba było zwieźć mnóstwo gruzu i ziemi, aby doprowadzić to do stanu umożliwiającego rozpoczęcie budowy. Sprawy nie ułatwiały bunkry, na które robotnicy nie raz natknęli się przy budowie stadionu - mówi Andrzej Kuczyński, nestor poznańskiego dziennikarstwa sportowego.
Pracę na wspomnianym terenie rozpoczęto w 1968 roku. Ziemię służącą wyrównaniu terenu, a później budowie wałów, zwożono m.in. z osiedli wznoszonych wówczas na Winogradach, a także Ratajach. Całość prac nadzorował Janusz Gogolewsi, napastnik Kolejorza w latach 1948-1963, który po zakończeniu kariery został inspektorem nadzoru budowlanego PKP.
Ziemia, której w pewnym momencie zaczęło brakować, była tylko jednym z problemów, na który natrafili budowniczy stadionu przy Bułgarskiej. W kolejnych etapach zaczęło brakować również funduszy, gdyż koszty okazały się większe niż zakładał budżet. Działacze klubu posuwali się wówczas do różnego rodzaju "tricków", które miały nie dopuścić do przerwania budowy. Nie obyło się jednak bez przerw. Najdłuższa z nich trwała… 6 lat! Prace na stadionie trwały do ostatniej chwili. Jeszcze trzy dni przed pierwszym meczem poznaniacy w czynie społecznym pomagali w ukończeniu robót. Wszystkich mankamentów nie udało się zniwelować. Na inaugurację zawiodły bowiem mikrofony, przez co trudno zrozumiałe było przemówienie prezesa klubu.
23 sierpnia 1980 roku piłkarze Kolejorza zagrali inauguracyjny mecz przy Bułgarskiej. Rywalem poznańskiego zespołu był Motor Lublin, a faworyzowany Lech, choć prowadził po trafieniu Marka Skurczyńskiego, ostatecznie jedynie podzielił się punktami z gośćmi. - Przyznam szczerze, że nie pamiętam dokładnie tego meczu, ale na pewno był on bardzo wyrównany - komentuje Piotr Mowlik, który znalazł się w podstawowym składzie niebisko-białych tego dnia.
To pierwsze z kilkuset spotkań rozegranych przy Bułgarskiej. Choć na premierowe zwycięstwo na nowym obiekcie lechici czekali dwa miesiące, grając na tym stadionie Kolejorz świętował wszystkie swoje sukcesy, począwszy od zdobycia w 1982 roku Pucharu Polski. - Lata 1982-1984 wspominam bardzo dobrze. Ciekawy zespół prowadzony przez charyzmatycznego Wojciecha Łazarka. Był to Lech, na którego czekałem całe lata - przyznaje zasłużony poznański dziennikarz. Choć podczas budowy obiektu zrezygnowano z wielu planowanych pozycji, a kilka jego elementów pojawiło się wiele lat po rozegraniu pierwszego meczu, stadion przy ulicy Bułgarskiej stał się domem kibiców Kolejorza. Był on świadkiem wielkich emocji i rozczarowań. Gościł europejskie potęgi i reprezentacje krajów. Stał się piłkarską wizytówką Poznania. Modernizacja, która miała miejsce w latach 2003-2010 nadała mu ostateczny kształt, którym możemy cieszyć się do dziś.
Bramki: Skurczyński (25.) - Przybyła (56.)
Lech Poznań: Piotr Mowlik - Roman Mądrochowski, Józef Szewczyk (56. Remigiusz Marchlewicz), Andrzej Grześkowiak, Hieronim Barczak, Krzysztof Pawlak, Jerzy Kasalik (60. Teodor Napierała), Jerzy Krzyżanowski, Bogusław Oblewski, Marek Skurczyński, Romuald Chojnacki
Next matches
Friday
29.11 godz.20:30Friday
06.12 godz.20:30Recommended
Subscribe