Dominik Holec jest w Kolejorzu bardzo krótko, ale od pierwszego dnia poczuł się na treningach wyśmienicie i jego aklimatyzacja przebiegła wręcz ekspresowo. - Pierwsza i najważniejsza rzecz to pomóc drużynie. A jeśli to się uda i będzie wszystko w porządku, to wejdzie w życie ta opcja przedłużenia współpracy. Jedno wynika z drugiego. Ale taki jest mój cel. Lech to duży klub, w którym od początku się doskonale czuję - mówi słowacki bramkarz.
Kiedy graliście zimowe sparingi, to kilka razy przez pomyłkę określiłem ciebie jako Czecha. A wynika to z tego, że choć jesteś Słowakiem, to urodziłeś się w Czeskich Budziejowicach.
- Nie ty jedyny się tak pomyliłeś. Ale wyjaśnię od razu, że jestem faktycznie Słowakiem, mam na koncie występu w kadrach młodzieżowych tego kraju, także w pierwszej reprezentacji. Urodziłem się faktycznie w Czeskich Budziejowicach, bo tam grał wtedy mój tata, Peter. Był również bramkarzem i akurat występował w tamtejszym klubie. On jest Słowakiem, ale za to moja mama jest Czeszką. Mam też brata Słowaka, więc można powiedzieć, że rodzinnie mamy taki słowacko-czeski mix.
Piłkarsko wychowałeś się jednak już w słowackiej Żylinie, prawda?
- Tak, przeprowadziliśmy się z Czeskich Budziejowic do Żyliny, bo tata trafił do tamtejszego MSK. Tam już zostaliśmy i mogę powiedzieć, że jestem wychowankiem Żyliny, grałem tam przez 20 lat, przeszedłem właściwie wszystkie szczeble. To mój domowy klub, do którego zawsze będę miał wielki sentyment. Niezależnie od tego, w jakich okolicznościach odchodziłem stamtąd.
Co się wydarzyło?
- Zostaliśmy z dnia na dzień zwolnieni, bo nie dogadaliśmy się z właścicielem w temacie obniżki kontraktów wynikającej z pandemii koronawirusa. Powiedzmy sobie szczerze, że chciał nam obciąć zdecydowanie za dużo. Sprawy w swoje ręce brał tutaj też związek zawodowych piłkarzy, ale nie doszło do porozumienia i klub z dnia na dzień został postawiony w stan upadłości. Jednego dnia zwolnionych zostało 17 piłkarzy, w tym ja. Najlepsze, że klub został wystawiony na sprzedaż, a po dwóch miesiącach właściciel jak gdyby nigdy nic wrócił, ale już bez zawodników na kontraktach, więc miał czystą kartę i brak obciążenia. Nic to - było, minęło.
W ten sposób jako wolny zawodnik trafiłeś do czeskiej Sparty Praga, ale sam niedawno wspomniałeś, że pewnie już tam nie pograsz. Rzeczywiście tak jest?
- Tak, nie widzę jakoś tego. Od razu zaznaczą, że tam były zarówno dobre, jak i złe rzeczy. Czułem się wyśmienicie, Praga jest świetnym miejscem do życia. Samo granie nie było tam jednak takie, jakie chciałem i jak sobie to wyobrażałem. Niektóre rzeczy mi jako piłkarzowi się nie podobały. Zresztą dość powiedzieć, że najlepszy okres czasu, jaki miałem w Sparcie, to kiedy byłem… wypożyczony do Rakowa Częstochowa. To brzmi może śmiesznie, ale tak to czuję. OK, dało mi to jednak coś, nowe doświadczenia. Nie skupiam się jednak na tym, co było, a na tym, co przede mną - teraz jest Lech i to jest najważniejsze.
OK, to porozmawiajmy o Kolejorzu. Zgadzasz się z tym, że nigdzie twoja aklimatyzacja nie przebiegła tak szybko, jak tutaj?
- Naprawdę, czuję się tutaj dobrze. Drużyna jest TOP, mam wrażenie, jakbym był tutaj od kilku lat. Dogaduję się ze wszystkimi od pierwszego dnia wyśmienicie i faktycznie, nigdzie tak szybko nie poczułem się tak dobrze.
Pomagał tobie Lubomir Šatka?
- Jasne, pomagał mi, oczywiście - zwłaszcza że znamy się od wielu lat. Ale zanim wyjechaliśmy na zgrupowanie to było w szatni spotkanie z resztą zespołu i była okazja się spotkać, gadałem ze wszystkimi od samego początku. Dla przykładu, troszkę pogadaliśmy o Rakowie Częstochowa z Michałem Skórasiem, bo mieliśmy okazję być tam razem. Kilku chłopaków poznałem też, kiedy poprzednio byłem w polskiej lidze. To była szybka aklimatyzacja.
Widać było na materiałach z Dubaju, że już drugiego albo trzeciego dnia znałeś wszystkie imiona i pseudonimy.
- Tak było, bo przygotowałem się. Było to w moim interesie i jak w końcówce grudnia pojawiła się opcja, to troszkę przejrzałem informacje, kto gra w Lechu. Ale też nie potrzebowałem tego tak bardzo, bo w końcu Lech to mistrz Polski, nie zmienił od tego czasu mocno składu. A ja od kiedy byłem w Rakowie, to obserwowałem polską Ekstraklasę. Śledziłem wyniki, mecze, zawodników. Chciałem wiedzieć, kto jest najlepszy, kto jak gra. To mi teraz pomogło właśnie.
A w Rakowie nie mają żalu, że wzmacniasz konkurenta? Nie było jakiegoś telefonu w tej sprawie?
- Nie, nie było. Ja myślę, że w życiu piłkarza to normalne. Oczywiście, inna sprawa byłaby, gdybym spędził np. w Częstochowie dziesięć lat. Ale to było tylko wypożyczenie, byłem piłkarzem Rakowa i zawsze podkreślałem, że oni mi pomogli, a ja pomogłem im. Teraz jednak jestem w Lechu i nie interesuje mnie niż więcej poza jak najlepszą grą dla tego klubu.
Zapewne twoim celem jest to, żeby być tutaj dłużej niż pół roku, na które tutaj na razie trafiłeś?
- Pierwsza i najważniejsza rzecz to pomóc drużynie. A jeśli to się uda i będzie wszystko w porządku, to wejdzie w życie ta opcja przedłużenia współpracy. Jedno wynika z drugiego. Ale taki jest mój cel. Lech to duży klub, w którym od początku się doskonale czuję. Piłkarz się tu może rozwijać i tak o tym myślę.
A jak współpraca z trenerem Maciejem Palczewskim?
- Dobrze się czuję na treningach. On poznał się dobrze i przyjaźni się z trenerem Maciejem Sikorskim, z którym ja pracowałem w Częstochowie. Dlatego doskonale wie, czego ja potrzebuję. Zawsze podpowiada na treningach, co możemy zrobić lepiej. I jeśli ma o coś pretensje, to też je szczerze wyraża. To jest dla mnie ważne jako piłkarza.
Rozmawiał Maciej Henszel
Next matches
Friday
29.11 godz.20:30Friday
06.12 godz.20:30Recommended
Subscribe