- Brakuje mi intensywnego wysiłku co tydzień. Przepracowałem nieźle okres przygotowawczy i teraz ważne, by podtrzymywać formę meczami. Staram się na treningach, ale to nie wystarczy - mówi Marcin Kikut, który w niedzielę po raz pierwszy zagrał w Lechu w lidze.
Andrzej Grupa: Stacja Canal+ wybrała Pana do jedenastki kolejki. Z tego wynika, że debiut ligowy w Lechu był chyba udany?
Marcin Kikut: No właśnie, kumple dzwonili do mnie i mówili, że jestem w jedenastce kolejki. Jestem tym trochę zaskoczony, bo uważam, że to nie był mój zbyt dobry mecz, na pewno stać mnie na więcej. W kilku sytuacjach mogłem zachować się lepiej, szkoda wręcz, że nie zdobyłem gola. A szanse na to były.
Dość długo czekał Pan na swoją szansę. Czy takie oczekiwanie nie zniechęciło Pana do Lecha, nie myślał Pan o przejściu do innego klubu?
- Niektórzy mówili mi: zmień klub, skoro nie grasz. Ilijan Micanski czy Filip Burkhardt zostali wypożyczeni, ale ja nie chciałem iść tą drogą, iść na łatwiznę. Wiedziałem, że będzie ciężko, by wejść do składu na mecz, ale stwierdziłem, że spróbuję. Pracuję więc bardzo ciężko i liczę, że przekonam trenera. Wierzę w siebie i wierzę w to, co robię. Dlatego właśnie nie poszedłem gdzieś indziej.
Nie miał Pan w ogóle myśli, by spróbować szczęścia w innym klubie?
- Myśl może przez chwilę była, nie będę kłamał. Uznałem jednak, że nie warto się przenosić. Wszystkie takie decyzje konsultuję z tatą i wspólnie uznaliśmy, że tak właśnie będzie najlepiej.
A jeżeli nic się nie zmieni i będzie Pan grał sporadycznie, to scenariusz o zmianie klubu nie wróci w przerwie zimowej?
- Na razie to chcę grać jak najwięcej i grać dobrze. A co będzie zimą, zobaczymy. Teraz o tym nie myślę. Chciałbym do końca jesieni spróbować wywalczyć miejsce w składzie.
Stadion w Poznaniu był do tej pory dla Pana szczęśliwy - dwie piękne bramki, ale zdobyte w meczu przeciwko Lechowi. Teraz mogło być podobnie - z tą różnicą, że gole mogły paść dla Lecha.
- No właśnie, do teraz żałuję. Zdobyć gole dla tak fantastycznej publiczności, to byłoby dopiero coś pięknego.
Wtedy Pańskie gole uciszały kibiców Lecha, teraz mogły sprawić im radość.
- To jest różnica. Strzelać gole dla takiej widowni, chyba najlepszej w Polsce, to musi być wspaniałe. Dlatego żałuję, zwłaszcza tej sytuacji z drugiej połowy.
Tremy Pan nie miał?
- Absolutnie nie. Może dreszczyk emocji towarzyszył temu meczowi, tym bardziej że pierwszy raz grałem przed kibicami, a w rytmie meczowym ostatnio nie byłem.
Nie da się ukryć, że po jest Pan trzecim prawym pomocnikiem w kolejce do miejsca w składzie. Po Zbigniewie Zakrzewskim i Marcinie Zającu.
- Tak, choć różnie to się układało, bo "Zaki" raz grał w ataku, raz w pomocy. Zgadza się, jestem trzeci, ale zrobię wszystko, bym był pierwszy. To jest mój cel. Nie czuję się od nich gorszy i wierzę w swoje umiejętności.
A gdyby miał Pan grać na boku obrony, tam gdzie w sparingach widział Pana trener Smuda?
- Grałem tam, ale lepiej czuję się jednak w pomocy. Wiadomo, że obrońca to ostatnia instancja przed bramkarzem i każdy błąd może skutkować utratą gola. Ta moja gra w destrukcji nie wyglądała najlepiej. W razie czego jestem do dyspozycji, ale wolałbym grać w pomocy.
W pierwszej połowie meczu z Bełchatowem omal nie zdobył Pan gola. Widział Pan, że bramkarz Bełchatowa stoi kilka metrów przed bramką?
- Do końca nie widziałem, patrzyłem na kolegów, którzy się rozsunęli i jedyną decyzją był strzał. To instynkt. Wiele razy się udawało, ale tym razem niewiele zabrakło, Szkoda, było blisko.
W drugiej połowie sytuacja była jeszcze lepsza - za lekko uderzył Pan jednak piłkę głową...
- No cóż, Piotrek Reiss ściągnął dwóch obrońców, ale ja nie wiedziałem, czy ktoś z tyłu nie biegnie. Zdecydowałem się na strzał, choć później, w telewizji zobaczyłem, że to było jakieś 7 czy 8 metrów od bramki. Taki strzał musiałby więc być bardzo mocny. Szkoda, że nie zdecydowałem się na przyjęcie piłki - tak powinienem zrobić i uderzyć nogą. Wówczas byłoby łatwiej.
Jak to jest z kondycją, gdy nie gra Pan regularnie? Dawniej trenerzy we Wronkach powtarzali, że Marcin Kikut...
- ... jak stoi, to się męczy. (śmiech)
No właśnie.
- Trochę w tym meczu odczuwałem brak tego rytmu meczowego, brakuje mi tego intensywnego wysiłku co tydzień, ale ogólnie jestem przygotowany bardzo dobrze. Przepracowałem nieźle okres przygotowawczy i teraz ważne, by podtrzymywać to meczami. Staram się na treningach, ale to nie wystarczy. Podobnie jak mecze rezerw nie są tą okazją, by rywalizować z najlepszymi. Ale w nich też starałem się dawać z siebie to, co najlepsze.
Trener Smuda coś Panu powiedział po meczu?
- Nie, mówił tylko do całej drużyny. Przyznał, że takich sytuacji nie można marnować, bo może się zdarzyć tylko jedna w meczu i trzeba ją wykorzystać. I to cechuje klasowego zawodnika.
Jak ocenia Pan swoje szanse na występ w Łęcznej?
- Ciężko powiedzieć, bo "Zaki" wraca po kartkach. Jest szansa, że zagram, ale jest też taka opcje, że nie.
Next matches
Friday
29.11 godz.20:30Friday
06.12 godz.20:30Recommended
Subscribe