Lech Poznań wcześniej dwukrotnie rywalizował z zespołami norweskimi w europejskich pucharach. Co ciekawe, podobnie jak teraz, pierwsza odsłona dwumeczu odbyła się na wyjeździe. W jednym przypadku Kolejorz odniósł najwyższe w historii swoich występów zwycięstwo na boisku przeciwnika, a w drugim - przegrywał w pewnym momencie 0:3, żeby ostatecznie awansować.
Kiedy w 2009 roku zespół, który przejął latem trener Jacek Zieliński wylosował Fredrikstad w kwalifikacjach Ligi Europy, niewiele było wiadomo o rywalu. Tylko tyle, że jest słaby w defensywie i gra w biało-czerwonych strojach, które "pożyczył" od polskiej reprezentacji. W październiku 1926 roku Polacy wystąpili w jedynym międzypaństwowym meczu rozegranym w tej małej norweskiej miejscowości. Po spotkaniu działacze miejscowego klubu wysłali do PZPN list, w którym napisali, że barwy polskiej kadry bardzo się podobały, i zapytali, czy ich zespół mógłby w nich grywać na co dzień. Polacy nie tylko się z radością zgodzili, ale jeszcze wysłali Norwegom komplet strojów.
Kiedy więc Lech potwierdzał pogłoski o słabej grze obronnej ekipy z Fredrikstad i demolował ją w rekordowych rozmiarach, rywale ze wstydu zakładali na głowy właśnie koszulki w naszych narodowych barwach. A powody do wstydu były, bo Norwegowie nie tylko ulegli na swoim boisku aż 1:6, ale też przegrali po rażących błędach popełnianych seriami.
- Do którego z rywali mógłbym porównać Fredrikstad? Chyba najbardziej do Grasshoppers Zurich - stwierdził Sławomir Peszko dzień przed spotkaniem. Chyba można go nazwać prorokiem, bo Lech osiągnął niemal identyczny rezultat, jak w 2008 ze Szwajcarami. Wówczas było 6:0, tutaj natomiast 6:1. Dlatego Kolejorz na Nye Fredrikstad Stadion musiał zadowolić się tylko najwyższym w historii wyjazdowym pucharowym zwycięstwem. Do tej pory był to triumf 4:2 na stadionie Beitaru Jerozolima w 1993 roku.
A jeszcze rano w dniu meczu wydawało się, że mogą być kłopoty, bo niedyspozycję zgłosił Marcin Kikut, który źle się poczuł. Sęk w tym, że Lech Poznań miał w tym momencie tylko jednego nominalnego prawego obrońcę. Grzegorz Wojtkowiak przechodził bowiem rehabilitację po operacji kolana. Z konieczności posłano do boju Dimitrije Injaca. Serb to nominalny defensywny pomocnik, ale poradził sobie doskonale. - Awans jest blisko, ale musimy jeszcze postawić kropkę nad i - tonował nastrój trener Jacek Zieliński.
W innym nastroju był Nenad Bjelica, kiedy osiem lat później wracał z Norwegii. Przeciwko Haugesund FK Kolejorz w dwumeczu przegrywał w pewnym momencie już 0:3, ale ostatecznie wygrał rywalizację 4:3. Jak to możliwe? Rywale w 73. minucie starcia przed własnymi kibicami prowadzili już różnicą trzech goli. W ostatnim kwadransie poznaniacy dali sobie jednak nadzieję na to, że wyeliminują przeciwników. Najpierw Radosław Majewski, a potem Darko Jevtić z rzutu karnego dali niebiesko-białym, grającym tego dnia w nietypowych żółtych strojach, bramki, które otwierały szansę. Przegrana 2:3 powodowała wkurzenie, ale też nadzieję.
W Norwegii zadebiutował w Lechu Christian Gytkjaer, który w kolejnych miesiącach i latach stał się czołową postacią drużyny i w sezonie 2019/2020 wywalczył koronę króla strzelców Ekstraklasy. Co ciekawe, Duńczyk przez trzy lata w swojej karierze miał okazję występować właśnie w Haugesund. W tym klubie był zresztą w trakcie konfrontacji z poznaniakami jego brat - Frederik.
Next matches
Friday
29.11 godz.20:30Friday
06.12 godz.20:30Recommended
Subscribe