Kotorowski: Łatwo nie odpuszczę
Deklaruję jasno - chcę tutaj grać. I zrobię wszystko, by ten cel osiągnąć - mówi bramkarz Lecha Poznań Krzysztof Kotorowski
Krzysztof Kotorowski jest w tym sezonie podstawowym bramkarzem Lecha Poznań i bohaterem ostatniego meczu poznaniaków z GKS Bełchatów, zremisowanego 0:0. Jego kontrakt kończy się jednak w czerwcu. Tymczasem "Kolejorz" interesuje się kilkoma innymi graczami na tej pozycji, np. Rumunem Emilianem Dolhą z Wisły Kraków.
Radosław Nawrot: Przeżyłeś kiedyś takie 10 minut, jak te kończące mecz Lecha z GKS Bełchatów? Ostrzał Twojej bramki był wręcz nieprawdopodobny!
Krzysztof Kotorowski: Faktycznie, to dość rzadka sytuacja i nie pamiętam, by ktoś oblegał naszą bramkę tak, jak Bełchatów w końcówce meczu. Wszystko toczyło się w bardzo szybkim tempie, a moje tętno było chyba porównywalne do tętna biegacza na 200 m. Sporo wybroniłem, ale dużo pomogli też obrońcy. Mieliśmy na szczęście w defensywie takich wieżowców, jak Marcin Drzymont czy Zlatko Tanevski...
Za to Bartosz Bosacki był znacznie dalej z przodu, na pozycji defensywnego pomocnika. Tego chyba się nie spodziewałeś?
- No nie, bo zawsze miałem "Bosego" przed sobą. Koszulka z nr 19 na plecach to było to, co widziałem w każdym meczu najczęściej. Teraz musiałem wysilić wzrok, żeby go zobaczyć. Początkowo trudno mi było się oswoić z tą sytuacją, ale z czasem było już OK. "Bosy" na swojej pozycji przyczynił się do tego, że zdobyliśmy punkt, a ja miałem przed sobą obrońców, którzy wygrali z Bełchatowem grę w powietrzu.
Kiedy na bramkę sunie atak za atakiem, co się wtedy myśli? O tym, żeby nie pęknąć?
- Myśli się o tym, żeby nie spuszczać wzroku z piłki i żeby ją złapać. Trener bramkarzy Andrzej Woźniak wymaga od nas koncentracji na piłce. A ta koncentracja tak zajmuje uwagę, że nie myśli się o niczym innym.
Słynny angielski bramkarz Peter Shilton powiedział kiedyś, że uwielbia oblężenie swojej bramki, bo wtedy się dopiero rozgrzewa i może pokazać, na co go stać.
- Ja do 80. min nie byłem aż tak mocno rozgrzany, bo Bełchatów specjalnie nam nie zagrażał. Przechwyciłem kilka wrzutek, potem miałem może ze trzy razy piłkę w rękach. No i się zaczęło... Kiedy obroniłem pierwszy strzał Bełchatowa, poczułem się mocny.
To, że jesteś bohaterem meczu z GKS Bełchatów, nie ulega wątpliwości. Czy czujesz się jednak winny utraty goli w poprzednim meczu, z Dyskobolią Grodzisk Wlkp. [2:2 - przyp. red.]?
- Czy ja wiem - w końcu sam nie gram. Wszyscy wygrywamy i wszyscy przegrywamy. Ja nie poradzę sobie na boisku bez kolegów, a oni nie dadzą rady bez bramkarza. Uważam, że w meczu z Groclinem zabrakło nam po prostu szczęścia. To rywale mieli szczęście. Oczywiście, gdy pada bramka, to zawsze można było coś zrobić lepiej i jest się nad czym zastanawiać. Bramkarz ma przy takich rozważaniach najgorzej. Zawsze usłyszę - czemu wyszedłeś, a czemu nie wyszedłeś... Ile ja mam czasu na podjęcie takiej reakcji? Muszę to robić błyskawicznie.
A jakie są Twoje notowania u szefów Lecha?
- To pytanie nie do mnie. Ja deklaruję jasno - chcę tutaj grać. I zrobię wszystko, by ten cel osiągnąć.
Nie pytam bez powodu. Powiadają, że Lech chce ściągnąć Dolhę z Wisły Kraków...
- Słyszałem o tym. Dolha, Pawełek, bo i to nazwisko słyszałem - obili mi się o uszy. Powiem tak: na dziś się tym nie przejmuję. Ja będę zapieprzał i tanio skóry nie sprzedam. Ten X, który tu przyjdzie, będzie musiał wykazać, że jest lepszym bramkarzem ode mnie. Jeśli wykaże, to OK. Pogodzę się z tym i zastanowię, co dalej. Jednak tanio skóry nie sprzedam.