Jesteśmy zawsze tam, gdzie Lech prawdopodobnie gra...
... czyli dziwaczny mecz Lecha Poznań z Arką Gdynia na Bułgarskiej
Gdyby był to zwykły sparing, pewnie zostałby odwołany. Bo jeśli grać w piłkę nożną, to nie po omacku. Poznań tymczasem spowiła mgła niczym śmietankowy budyń. Nie było widać niemal nic, łącznie z powodem, dla którego zaplanowane spotkanie z Arką miałoby się odbyć. Polskie władze piłkarskie uznały jednak, że informacje o tym, jakoby Polska leżała w okolicach 50. stopnia szerokości geograficznej północnej są grubo przesadzone i że pod koniec listopada można spokojnie grać w piłkę. A takiego meczu (przesuwanego już raz z powodu żałoby) odwołać nie wypada. Pucharowy jest przecież. Oficjalny.
Tyle że przybyli na to spotkanie kibice zapłacili za bilety nie na mecz, ale coś na kształt wystawy impresjonistów. Widzieli zamazane kontury postaci na tle białej poświaty. Mogli się jednak rozkoszować tym, jak piękna jest ta mgła i modyfikowane przez nią widoki. Dzięki niej mogło się wydawać, że na stadionie nie ma nikogo innego. Dopóki ten ktoś się nie odezwał. - Podobno jest 15 tysięcy ludzi - stwierdził Piotr Reiss, pytany o to, czy widzi kibiców na trybunach. - Widziałem, jak wchodzili.
Z dołu trybuny wyglądały jeszcze wspanialej - jedna wielka biała ściana wijącej się waty, zza której docierają jakieś głosy. I grupa zjaw przemykająca po trawie - jak w dobrym horrorze.
Reakcje kibiców przypominały meksykańską falę. Ci, którzy siedzieli najniżej i widzieli gola czy ciekawą akcję, podnosili się z krzykiem i uruchamiali w ten sposób reakcję pozostałych. Kiedy po jednej z ostatnich akcji Lecha w tym meczu rozległy się brawa na całym stadionie, można było stwierdzić, że publiczność opanowała sztukę komunikacji przez ten niezwykły głuchy telefon do perfekcji. Dowcipnisie podpowiadali spikerowi, aby dla taniej zgrywy podał w pewnym momencie widzom, że oto kolejną bramkę dla "Kolejorza" strzelił ten czy ten. Co się pocieszą, tego im już nikt nie zabierze...
Biedny trener Franciszek Smuda, który chciał ten mecz obejrzeć w telewizji w szpitalu, w którym przeszedł zabieg laryngologiczny... Relacja telewizyjna przypominała śnieżący kineskop. Polsat co chwila ją przerywał. Na stadionie, z okolic linii bocznej boiska, gdzie zgromadzili się wszyscy dziennikarze, dostrzec można było większą część boiska. Zagadką pozostawało tylko przeciwległe skrzydło. Co tam się działo - trudno powiedzieć.
Okulista może być za to dumny z sędziego Marcina Borskiego. Arbiter dostrzegł np. zagrania ręką któregoś z graczy Arki w polu karnym, gdy Lech prawdopodobnie oddawał strzał. Wierzymy sędziemu na słowo. W każdym razie Marcin Pudysiak opuścił boisko z czerwoną kartką (jej kolor akurat widać było wyraźnie), a "Kolejorz" zdobył gola z rzutu karnego. Potem wynik meczu ustalił pewnie niezłym strzałem Piotr Reiss, czym ucieszył od 3 do 15 tysięcy widzów.
Lech Poznań3Arka Gdynia0Bramki: Midzierski (11. min), Kucharski (43. z karnego), Reiss (60.)
LECH: Janukiewicz - Kucharski, Midzierski, Drzymont, Marciniak - Scherfchen, Murawski (46. Reiss) - Zając (69. Piesio), Bąk (81. Bonjour), Wachowicz - Pitry
ARKA: Palczewski - Pudysiak, Kościelniak, Jawny, Griszczenko - Karwan, Ulanowski, Przytuła - Nawrocik (79. Kołodziejski), Niciński, Madejski
Sędzia: Marcin Borski
Widzów: nn (według wskazań kołowrotków było ich 3731)