Henry Quinteros - cudzoziemiec, jakiego nie było
Bramki strzelane dla Lecha Poznań przez cudzoziemców do tej pory były tylko rodzynkami w cieście. Żadnemu z nich nie udało się dotąd trafić do bramki w dwóch kolejnych meczach. Peruwiańczyk Henry Quinteros to jednak obcokrajowiec, jakiego w "Kolejorzu" jeszcze nie było
Poza tym, że jest z Peru, do którego nikt z polskiej ligi dotąd nie zaglądał, Quinteros różni się od poprzednich zagranicznych graczy "Kolejorza". Żaden z nich nie strzelił dotąd bramek w dwóch kolejnych meczach. Żaden też nie strzelił takiej bramki, jak ta z ŁKS Łódź. Zapewne zapisze się ona w historii Lecha, a opowieści o jej urodzie będą przekazywane z ust do ust przez kolejne pokolenia.
Bramki obcokrajowców dla Lecha
8 listopada 1995 r.Widzew Łódź 3:3Sekou Drame5 marca 1997 r.Polonia Warszawa 2:2Sekou Drame26 maja 1999 r.Widzew Łódź 2:0Justin N'norom15 sierpnia 1999 r.Legia Warszawa 1:1Justin N'norom25 października 2005 r.Okocimski Brzesko 4:1*Ibo Savaneh22 kwietnia 2006 r.GKS Bełchatów 1:1Anderson* mecz Pucharu Polski
Kibice Lecha nie zaakceptowali przydomka "El Pato", czyli "Kaczor", którym określa się Quinterosa w Peru. Może dlatego, że nie jest zbyt polityczny. Nadali mu nowy - Henryk Kwinto. Peruwiańczyk ma bowiem nazwisko podobne do kasiarza trębacza z komedii Juliusza Machulskiego "Vabank".
Quinteros to także najdroższy zagraniczny piłkarz w historii Lecha. Prawdopodobnie najdroższy, bowiem trudno dziś ustalić, za ile kupiono w 1992 r. pierwszego czarnoskórego gracza w Lechu - słynnego Zambijczyka, nieżyjącego już Derby Mankinkę. Może się jednak okazać, że będzie wart tych pieniędzy (tj. 250 tys. dol.).
Poznań i kibice Lecha słynęli z tego, że bardzo entuzjastycznie przyjmowali graczy zagranicznych, a już zwłaszcza ciemnoskórych, którzy byli tu prawdziwymi pupilkami. To stawiało zawsze "Kolejorza" w ostrej opozycji do borykających się z problemami rasizmu innych klubów w Polsce, np. Korony Kielce. Do Poznania zawsze warto było sprowadzać obcokrajowców, bo szybko stawali się oni tu ulubieńcami kibiców. Robiono to jednak zdumiewająco rzadko. Od 1991 r., gdy pojawił się w Lechu pierwszy piłkarz zagraniczny (bo trenerzy już byli wcześniej), czyli Argentyńczyk German Dario Rodriguez, przez szeregi "Kolejorza" przewinęło się 23 obcokrajowców. Quinteros jest 24.
Mało tego, dotychczas mieliśmy do czynienia z cudzoziemcami, którzy dodawali zespołowi kolorytu, ale piłkarsko nie wznosili dostatecznie dużo. Największy chyba pupil - Gwinejczyk Sekou Drame - nie był przecież wielkim piłkarzem. Uwielbiany w Poznaniu bramkarz z Zimbabwe Gift Muzadzi spisywał się świetnie w hali, ale na otwartym boisku brakowało mu wzrostu. Wreszcie wspomniany Derby Mankinka - gwiazda igrzysk w Seulu 1988 r. - zawiódł na całej linii. Najlepszymi bodaj dotąd graczami z zagranicy byli obrońcy - Ukrainiec Igor Kornijec sprzed lat i Brazylijczyk Anderson da Silva sprzed roku. Obaj nieco surowi piłkarsko, ale nieustępliwi i stanowiący autentyczne wzmocnienie ówczesnych drużyn.
Quinteros zagrał dotąd w Lechu zaledwie pięć spotkań, ale już teraz widać, że wnosi do drużyny więcej niż którykolwiek z jego poprzedników. Nie tylko pięknymi bramkami, ale i kontrolą środka pola. To zdaje się cudzoziemiec numer jeden w "Kolejorzu".
Spośród obcokrajowców najwięcej razy w Lechu Poznań zagrał Gwinejczyk Sekou Drame - 45 razy. Najmniej - Kameruńczyk Tobi Bleriot Heuyot, który ma na koncie tylko 32 minuty w jednym meczu "Kolejorza".
"Jeżeli trener Marek Bajor jedzie do Ameryki po kolegów dla Henry Quinterosa, to nie wiem, czy ten kierunek jest słuszny. Z tego co pamiętam, najlepszym kumplem Henryka Kwinto był przecież Duńczyk".
Jacek Bednarz, magazyn "Orange Ekstraklasa" w TVN