Sporo skrajnych emocji, kolejne wiosenne wygrane, straty punktów, które bolały podwójnie, upragniony awans do drugiej ligi, rywalizacja w zupełnie nowym otoczeniu, debiuty wychowanków i dzielna walka na szczeblu centralnym. Tak w telegraficznym skrócie wyglądał miniony, a zarazem najlepszy rok w historii rezerw Lecha Poznań. Bierzemy pod lupę ostatnie dwanaście miesięcy i sprawdzamy, na czym polegał fenomen drużyny potrafiącej dokonać rzeczy, do których nikt przed nią się nie zbliżył.
Początek 2019 roku upłynął tradycyjnie pod znakiem przygotowań do rundy wiosennej. W szeregach niebiesko-białych panowały bojowe nastroje, które dodatkowo potęgowała zajmowana przez nich w trakcie przerwy zimowej pozycja lidera w tabeli grupy II trzeciej ligi. "Pole position" rozbudzało nadzieję i działało na wyobraźnię, ale walka na poziom krajowy miała się rozstrzygnąć na dobrą sprawę między aż czterema klubami, które dzieliły minimalne różnice punktowe. Mowa o rezerwach Kolejorza oraz mających spore ambicje ekipach Mieszka Gniezno, KKS-u Kalisz oraz Radunii Stężyca.
Do treningów lechici wrócili już w pierwszym tygodniu stycznia, a ich ówczesny szkoleniowiec Dariusz Żuraw nie mógł nadziwić się temu, jak jego podopieczni prezentują się na zajęciach. 46-latek podkreślał, że zawodnicy wrócili z urlopów w optymalnej dyspozycji fizycznej i psychicznej, a mobilizację na wysokim poziomie można było dostrzec nawet podczas tygodnia wprowadzającego.
- Jestem bardzo pozytywnie zaskoczony tym, jak dobrze zespół teraz wygląda. Po długiej przerwie świątecznej zawodnicy przyjechali w dobrej formie i fizycznej, i psychicznej. Teraz trenujemy mocniej, zdążyliśmy już mieć po dwie jednostki treningowe, wygląda to nieźle i oby tak dalej - nie ukrywał trener.
W sparingach jego ekipa mierzyła się z ośmioma rywalami, z których zdecydowana większość występowała w tym momencie w czwartej lidze. Zamysł był taki, żeby szlifować do perfekcji dominujący styl gry i atak pozycyjny, po których w nadchodzącej rundzie drugi zespół Kolejorza miał zdobywać wiele bramek oraz zapisywać na swoim koncie kolejne wygrane. Mecze kontrolne potwierdziły, że w ofensywie niebiesko-biali prezentują się więcej niż poprawnie, strzelając w ośmiu z nich dwadzieścia dwa gole. Co ważne, nie dali się w nich ograć ani razu, nawet w towarzyskim starciu z drużyną Lecha prowadzoną wtedy przez szkoleniowca Adama Nawałkę. A należy przecież przypomnieć, że jego podopieczni mieli za sobą już dwie kolejki w ramach rundy wiosennej PKO Ekstraklasy. Mimo to spotkanie w środku lutego zakończyło się wynikiem 1:1, a Matusa Putnockiego pokonał tego dnia Paweł Tupaj.
Krótko przed wznowieniem zmagań w grupie II nie mógł więc dziwić umiarkowany optymizm opiekuna rezerw. - Po tych ośmiu i pół tygodniach mogę powiedzieć, że jestem zadowolony z pracy, jaką zespół wykonał, z progresu, jaki wykonują jego piłkarze. Mowa tu i o młodszych, i o bardziej doświadczonych. Na dziś wygląda to budująco i nie możemy doczekać się tej inauguracji. Codziennie czuję radość widząc ciągły progres tych chłopaków, ich kolejne kroki do przodu, ale i to, że ten zespół dobrze gra. Ja chcę, żeby ta drużyna umiała atakować, w większości faz meczu stosowała wysoki pressing, prowadziła grę, taka jest też filozofia akademii i to dla mnie największy sukces. To, że to wszystko funkcjonuje - podkreślał szkoleniowiec w wywiadzie udzielonym na początku marca dla strony oficjalnej Lecha.
Pięć pierwszych wiosennych spotkań w lidze przyniosło drugiej drużynie cztery konfrontacje z wysoko notowanymi przeciwnikami. Jedno z nich, a drugie w kolejności chronologicznej - z Mieszkiem w Gnieźnie - zakończyło się porażką 0:1 po festiwalu niewykorzystanych szans przez lechitów. Strata punktów okazała się na tyle bolesna, że zepchnęła rezerwy na najniższy stopień podium. Na szczyt niebiesko-biali powrócili po prawdziwej próbie ich charakteru, którą przeszli w przedostatni dzień marca w nieco ponad czterotysięcznym Kleczewie. Po huśtawce nastrojów zwyciężyli 3:2, ale prawdziwy wstrząs nadszedł dopiero kilkadziesiąt godzin po końcowym gwizdku.
Tego samego dnia swoje spotkanie w ekstraklasie rozgrywał bowiem pierwszy zespół Kolejorza, który zremisował bezbramkowo w Kielcach z Koroną 0:0. W następne południe trener Nawałka został odsunięty od pełnionej przez siebie funkcji, a jego zastępcą przynajmniej do końca sezonu został nie kto inny, jak szkoleniowiec Żuraw. Na ławce rezerw miał zasiąść Rafał Ulatowski, który w przeszłości w awaryjnych okolicznościach meldował się na niej już dwukrotnie. Cel pozostawał niezmienny, a zawirowania związane ze zmianami miały na niego nie wpłynąć negatywnie.
Potwierdziły to zresztą cztery pierwsze starcia pod wodzą nowego-starego trenera, w których zanotował on trzy wygrane i jeden remis. Dziesięć punktów pozwoliło na zachowanie pozycji lidera, ale w dalszym ciągu przewaga nad drugim KKS-em i trzecią Radunią wynosiła wraz z końcem kwietnia odpowiednio zaledwie dwa i cztery "oczka". Dodatkowo w perspektywie mieli oni niewygodne wyjazdy do Szczecina na konfrontacje z rezerwami Pogoni i Świtem Skolwin czy do Konina oraz Kołobrzegu. Po porażce poniesionej w pierwszym z nich sytuacja zrobiła się niewesoła, ale kaliszanie nie wykorzystali tego potknięcia, samemu tracąc zwycięstwo w końcowych fragmentach z walczącym o utrzymanie Chemikiem Bydgoszcz.
Jeżeli na drodze do awansu do drugiej ligi można wyszczególnić pewne kamienie milowe, to jeden z największych z nich bez wątpienia stanowi starcie właśnie w Koninie z Górnikiem. 11 maja, skromne prowadzenie lechitów do przerwy po trafieniu Tupaja i… zaproszenie na jazdę kolejkę górską w drugiej części gry. 1:1, na 2:1 dla Kolejorza trafia skuteczny wiosną Eryk Kryg, 2:2, napór gospodarzy, aż w końcu niesamowite uderzenie wprowadzonego z ławki Bartosza Bartkowiaka i niezwykle istotna wygrana niebiesko-białych wędruje na ich konto.
Warto poświęcić kilka zdań właśnie strzelcom goli z tego starcia, którzy łącznie uzbierali w minionych rozgrywkach trzynaście trafień. Oprócz nich na rolę architektów promocji na poziom centralny pracują - w mniejszym lub większym fragmencie sezonu - m.in. Hubert Sobol (wiosną wypożyczony do Warty Poznań, ale jesienią zdążył pokonać bramkarzy rywali 10-krotnie), Łukasz Norkowski, Krzysztof Kołodziej, Jakub Kamiński, Tomasz Kaczmarek czy Dariusz Dudka. Ogółem nominalni gracze rezerw oraz wychowankowie czekający na debiut w ekstraklasie w pierwszym zespole Lecha zdobyli 54 bramki. To przy 22 golach autorstwa graczy schodzących z ekipy występującej na co dzień przy Bułgarskiej jasno pokazuje, że nikt nie może odbierać zasług piłkarzom trenujących pod koniec sezonu pod okiem trenera Ulatowskiego.
Finisz ligowej kampanii okazał się dość spokojny, bo mistrzostwo grupy II trzeciej ligi lechici zapewnili sobie na dwa spotkania przed jej końcem. Ostatecznie dopełnili formalności w rywalizacji z mocną Radunią, którą pewnie pokonali we Wronkach 3:1. Kropkę nad 'i" postawił efektownym trafieniem z rzutu wolnego w swoim ostatnim kontakcie z piłką podczas profesjonalnej kariery Dudka. Tym samym ukoronował dwuletni pobyt w rezerwach, w których rozegrał ponad 50 meczów i wpisał się na listę strzelców 10 razy.
- Nie ma co ukrywać: czułem się odpowiedzialny za tę ekipę, stałem się jej opiekunem czy nawet ojcem w pozytywnym znaczeniu tych słów. Zależało mi na tej grupie niesamowicie. Widząc ich codziennie na treningu, ich umiejętności na miarę przynajmniej ekstraklasowej piłki, nie chciałem żeby ten sezon został niejako zmarnowany przez brak tego sukcesu końcowego. Wiem, że jeśli większość z nich będzie dawać z siebie sto procent na każdych zajęciach, trafienie wyżej stanie się dla nich kwestią czasu - zaznaczał już po zakończeniu rozgrywek były już kapitan tej drużyny, który obecnie działa w pionie sportowym Akademii Lecha Poznań.
Życie nie znosi próżni i dobrze zdawali sobie sprawę z tego szefowie akademii, którzy latem pozyskali do drugiego zespołu dwóch doświadczonych piłkarzy z przeszłością w Kolejorzu, Grzegorza Wojtkowiaka oraz Łukasza Radlińskiego. Oprócz nich niebiesko-białych zasilił Oleksandr Yatsenko z Escoli Varsovia Warszawa oraz sześciu graczy juniorów starszych: Jakub Białczyk, Łukasz Szramowski, Bartłomiej Burman, Karol Drażdżewski, Kacper Janiak i Kacper Durda. Niemałym wydarzeniem w tym okresie był także powrót na ławkę trenerską Lecha Przemysława Małeckiego, który od lipca pełni rolę asystenta szkoleniowca Ulatowskiego pozostającego na stałe na swoim stanowisku.
Po krótkim, bo trwającym nieco ponad trzy tygodnie okresie przygotowawczym drugi zespół rozpoczął jako pierwszy w historii zmagania na szczeblu krajowym. Od falstartu, bo porażki 0:4 w Elblągu z Olimpią, ale ta okazała się być najwyższą poniesioną do tej pory w tych rozgrywkach. Historyczny punkt przyniósł już drugi mecz w Łęcznej z Górnikiem, a debiutanckie bramki i zwycięstwo trzecie starcie ze Skrą Częstochowa. Początkowo lechici punktowali głównie na własnym boisku, a kiedy już udało im się dwukrotnie z rzędu przywozić z delegacji komplet punktów…
… rozpoczęła się seria sześciu kolejek bez wygranej. W jej trakcie niebiesko-biali nie raz prowadzili w swoich spotkaniach, ale zawsze czegoś brakowało do zgarnięcia kompletu "oczek". Kiedy już robiło się naprawdę nieciekawie w tabeli i znajdowali się na krawędzi strefy spadkowej, nastąpił mały przełom. 2:1 z Gryfem Wejherowie i 3:0 z Bytovią Bytów pozwoliły odetchnąć, a pierwszoplanowe role w tych konfrontacjach odegrali debiutanci na poziomie centralnym, Filip Szymczak, Jakub Białczyk, Bartosz Bartkowiak czy Jakub Karbownik.
Od samego początku sezonu trener Ulatowski deklarował, że w miarę możliwości jego celem będzie efektywne ogrywanie w drugiej lidze jego młodych podopiecznych. Jak powiedział, tak zrobił. Łącznie jesienią obejrzeliśmy aż 21 zawodników Lecha, którzy swoje premierowe występy na szczeblu krajowym zaliczyli właśnie w jego ekipie. - Jesteśmy drużyną z Akademii i pewne rzeczy nie mogą ulec zmianie, bo zaczęliśmy przegrywać mecze z bardziej doświadczonymi przeciwnikami – zachowywał zimną krew w trudnym momencie jesienią szkoleniowiec. - Cały czas się uczymy tej ligi, to jest proces - dodawał.
Nauka nie poszła w las, bo końcowe sześć tegorocznych kolejek nie przyniosły jego drużynie ani jednej porażki. Zawodnicy dojrzeli, wykazując się w trudnych chwilach boiskową mądrością i nie dając się ograć nawet w meczach, które wydawały się być na to skazane. Taka sytuacja miała miejsce chociażby w pojedynku w Stargardzie z Błękitnymi, kiedy po 50 minutach przegrywali 0:2, a w meczu utrzymywały ich tylko świetne interwencje Radlińskiego. Tymczasem po spotkaniu lechici czuli niedosyt po remisie 2:2, ponieważ nie tylko doprowadzili do wyrównania, ale także ostatnie minuty grali z przewagą jednego gracza. Charakter, panowanie nad własnymi nerwami, ambicja do ostatniego gwizdka - to wszystko cechowało niebiesko-białych nie tylko w tym pojedynku, ale i całym wieńczącym ten rok okresie.
Finalnie rezerwy Kolejorza zajmują po pierwszej części sezonu 13. lokatę w tabeli i mają w zapasie dwa punkty nad otwierającą strefę zagrożoną spadkiem Stalą Stalowa Wola. Awans do drugiej ligi, nawiązanie równorzędnej walki w niemal każdej rywalizacji w jej ramach, liczne debiuty na poziomie centralnym młodych lechitów, zimowanie na bezpiecznej lokacie - ze spokojnym sumieniem można stwierdzić, że to był dobry rok w wykonaniu tej drużyny.
Next matches
Friday
29.11 godz.20:30Friday
06.12 godz.20:30Recommended
Subscribe