Lech Poznań w piątkowy wieczór rozpoczyna rundę wiosenną PKO BP Ekstraklasy. Na początek mistrzów Polski czeka wyjazd do Mielca na starcie ze Stalą. 33 lata temu przy Bułgarskiej kroczący po tytuł lechici rozgromili ekipę z Podkarpacia 6:1, a aż pięć goli wbił Andrzej Juskowiak. Poniżej świetny napastnik wspomina tamten dzień sezonu 1989/1990.
To było 28 kwietnia 1990 roku, pamiętam to oczywiście doskonale do dziś. Bo wydarzeniem jest zawsze, kiedy jakiś piłkarz ustrzeli w meczu hat-tricka, a co dopiero, jak wbije pięć goli. To takie wydarzenie, które jesteśmy świadkami mniej więcej raz na dekadę w polskiej lidze. Ja powiem tak - nie byłoby tych bramek bez wcześniejszych. Może nie miałem tak spektakularnych występów, jak ten przeciwko Stali, ale ten licznik był w ruchu, miałem trafienia na wagę remisu czy wygranej naszej drużyny.
A to powodowało, że czułem się coraz pewniej na boiskach ekstraklasy. Bo trzeba pamiętać, że wciąż byłem bardzo młodym piłkarzem, byłem przed 20. urodzinami. To był właściwie taki pierwszy sezon, w którym byłem cały czas podstawowym zawodnikiem. Skończyło się to zresztą dla mnie koroną króla strzelców i mistrzostwem Polski, włącznie z golem na wagę tytułu w ostatniej kolejce przy Łazienkowskiej przeciwko Legii (1:1). Ale wróćmy do Stali Mielec. Ja poczułem się pewniej, a koledzy też to zauważyli i zaczęli mieć do mnie zaufanie. Wiedzieli bowiem, że w większości przypadków nie zmarnuję ich podań. Na to trzeba było jednak zasłużyć, zwłaszcza jak miało się wokół siebie naprawdę doświadczonych piłkarzy. Lech grał wtedy bardzo ofensywnie i napastnik mógł żyć z podań takich piłkarzy, jak Jarosław Araszkiewicz czy Bogusław Pachelski. Oni na boisku wszystko widzieli i potrafili zagrać w tempo, w wielu przypadkach wystarczyło dobrze się ustawić w polu karnym. Ale to słowo wystarczyło trochę na wyrost, bo to też ważna praca dla każdego atakującego, żeby znaleźć sobie miejsce do oddania strzału.
Mieć takich skrzydłowych to skarb. Jarek był niezwykle szybki, wygrywał pojedynki i potem dogrywał w pole karne bądź sam kończył akcję uderzeniem. Z kolei Bodek Pachelski to protoplasta zagrań typu „no look pass”, czyli takich, kiedy patrzy w jedną stronę, a zagrywa piłkę w drugą. Robił to znakomicie i mało się o tym wtedy mówiło, a przecież dziś takie podanie jest powszechne na boiskach piłkarskich. Ja miałem okazję to przeżyć. On podejmował decyzję w ułamku sekundy. Początkowo nie było to dla mnie łatwe, bo moment spóźnienia powodował, że było po sprawie. Trzeba było się zgrać tutaj, wyczuć przede wszystkim ten moment, kiedy on chce tak podać. Kiedy się dopasowałem, to wtedy trzeba było tylko w odpowiednim momencie wystartować i otwierała się sytuacja sam na sam z bramkarzem.
Wbiłem pięć goli Stali, a mogło być sześć, ale jednej dobrej okazji nie wykorzystałem. Ale od razu powiem, że nie wiedziałem, iż wtedy wyrównałbym klubowy rekord Teodora Anioły, jeśli chodzi o ekstraklasę. On kiedyś sześć razy jednego dnia pokonał bramkarza rywali. Ja tej wiedzy nie miałem, ale na pewno przypominam sobie, że mogłem jeszcze dołożyć jedno trafienie. Koncentracja jednak gdzieś się ulotniła, powodował to oczywiście wysoki wynik, jakie mieliśmy. Choć wbrew pozorom, samo spotkanie łatwe nie było od samego początku, dopiero z upływem czasu zyskaliśmy sporą przewagę i te gole padały. Zdarzył nam się jednak mecz, w którym celowniki były dobrze ustawiony, bo śmiem twierdzić, że z 80-90 procent naszych strzałów leciało wtedy w światło bramki.
Teraz już ciężko o takie efektowne wyczyny napastników, bo też jest więcej narzędzi, żeby zadbać o niezbyt wysoką porażkę na murawie, kiedy jest się słabszym od rywala. Jest też dużo roszad, zmian w trakcie gry, to też wpływa na wyczyny indywidualne. No i muszę dodać, że nie mam żadnej pamiątki z tamtego dnia. Wiadomo, dziś po hat-tricku piłkarz zabiera piłkę do domu. Po tej trzeciej bramce już jest skupiony na piłce i czeka na gwizdek sędziego, żeby zgarnąć futbolówkę. U nas wtedy nie było takiej możliwości, tego sprzętu nie było aż tak dużo. Wspomnienia mam jednak fajne, wciąż są w głowie i na pewno tamten kwietniowy dzień był dla mnie wyjątkowy.
Next matches
Friday
29.11 godz.20:30Friday
06.12 godz.20:30Recommended
Subscribe