Przed nami mecz Widzewa Łódź z Lechem Poznań. Wróćmy przy tej okazji wspomnieniami do połowy lat 90., kiedy w dwóch sezonach z rzędu mieliśmy na łódzkim stadionie grad bramek w starciach tych drużyn. Łącznie padło ich aż trzynaście.
Czas po transformacji ustrojowej w sporcie oznaczał koniec wielosekcyjnych kolosów. Tak było również w przypadku KKS Lech Poznań, który w 1993 roku został postawiony w stan likwidacji, a sekcja piłkarska wyodrębniła się z niego i w czerwcu 1994 powstał PKP, czyli Poznański Klub Piłkarski Lech. Długie boje toczyły się w Polskim Związku Piłki Nożnej, żeby został zatwierdzony do gry. Trenerem został Romuald Szukiełowicz, który zapowiadał, że fizycznie zespół będzie odjeżdżał rywalom od 70. minuty. Szkoda tylko, że najczęściej było odwrotnie. Choć po rundzie jesiennej zespół zajmował czwarte miejsce, to ostatecznie skończył na szóstym, co zostało przyjęte jako porażka ze względu na ambicje, jakie mieli fani pamiętający Kolejorza zdobywającego na początku lat 90. trofea i uznający go nadal za czołowy zespół w kraju. Inna sprawa, że wówczas już klubowa kasa świeciła pustkami, a jedyne pieniądze, jakie do niej wpływały pochodziły ze sprzedaży zawodników oraz kolejnych kredytów zaciąganych w banku.
5 października 1994 poznaniacy pojechali do Łodzi na konfrontację z widzewiakami i stworzyli kapitalne widowisko, niestety nie zakończone zdobyczą punktową. Prowadzili po golu Ryszarda Remienia, ale hat-trickiem odpowiedział na to Radosław Kowalczyk, który był bezlitosny między 59. a 80. minutą. I z 1:0 zrobiło się 1:3, ale Krzysztof Piskuła dał chwilę później kontakt. Na to na 4:2 dla Widzewa podwyższył Bogdan Pikuta, a kosmetyczną poprawkę wyniku wprowadził jeszcze samobójczym trafieniem Marcin Boguś. A zatem Widzew - Lech 4:3.
W kolejnym sezonie Widzew świętował mistrzostwo Polski. Prowadzony przez Franciszka Smudę zespół popisał się wówczas niesamowitym bilansem, bo przez całe rozgrywki 1995/1996 nie przegrał żadnego meczu! Z 34 rozegranych w zaledwie siedmiu podzielił się punktami z przeciwnikiem. I, co ciekawe, dwa razy uczynił to Kolejorz, który zremisował jesienią w Łodzi 3:3, a wiosną przy Bułgarskiej 1:1, choć ten drugi rezultat urządzał RTS, który zapewniał sobie w ten sposób upragniony tytuł. My jednak skupimy się na tej pierwszej konfrontacji. Przed startem rozgrywek na ławce trenerskiej Szukiełowicza zastąpił Zbigniew Franiak.
Zespół został poważnie odmłodzony, oczywiście ze względów finansowych. Zresztą w 1995 roku juniorzy Niebiesko-Białych wywalczyli mistrzostwo Polski juniorów, prowadził ich wówczas trener Henryk Wróbel. I część graczy z tej ekipy wzmocniła pierwszą drużynę. Kibice byli pełni obaw o utrzymanie, ale lechici spisywali się całkiem nieźle. Mieli wówczas w swoich szeregach sprowadzonego z Warty Piotra Prabuckiego, który strzelił 14 goli, co dało mu piąte miejsce w klasyfikacji najskuteczniejszych. Trafił też 8 listopada w Łodzi z Widzewem. Gospodarze do przerwy prowadzili 1:0 po golu Rafała Siadaczki, a mogli wyżej, ale Marek Koniarek nie wykorzystał rzutu karnego. Szaleńcze było kilka pierwszych minut po zmianie stron, jakby piłkarze obu drużyn chcieli pokazać się całej piłkarskiej Polsce, bo wówczas Telewizja Polska przeprowadzała transmisję z drugiej połowy jednego ze spotkań w kolejce. Widzew podwyższył po trafieniu Ryszarda Czerwca, ale gościom wystarczyło 60 sekund, żeby wyrównać. Najpierw bombę odpalił Mirosław Trzeciak, a chwilę później z bliska pokonał Andrzeja Woźniaka Prabucki. Na kwadrans przed końcem Zbigniew Wyciszkiewicz okazał się lepszy od bramkarza Gifta Muzadziego, ale w doliczonym czasie po rzucie rożnym punkt uratował Sekou Drame. Padł zatem wynik 3:3.
Czy teraz możemy spodziewać się podobnych emocji?
Next matches
Friday
29.11 godz.20:30Recommended
Subscribe