- Wiedzieliśmy o tym, że będziemy bili się o awans. Nikt jednak nie dał go nam, bo jesteśmy faworytem. Musieliśmy na boisku strzelać bramki i wygrywać, żeby przybliżać się do tego celu. Nie wszystkie mecze układały się po naszej myśli. Zdarzały się remisy i porażki. Wiedzieliśmy jednak, że stać nas na to, by w przyszłym roku zagrać w Bundeslidze - mówi po wywalczeniu awansu były piłkarz Lecha, a obecnie zawodnik VfB Stuttgart, Marcin Kamiński.
Rozmawiamy po wywalczeniu przez VfB Stuttgart awansu do Bundesligi. Nie sposób nie zapytać o wrażenia z niedzieli?
- Znakomite uczucie. Na mieście była wielka feta, a na stadionie pojawiło się 60 tys. kibiców, którzy nas wspierali przez cały mecz. Po spotkaniu pojechaliśmy na oddalony o kilka kilometrów od stadionu plac, na którym odbywa się coś na wzór Oktoberfest. Tam przygotowana była scena, przed którą już od południa gromadzili się nasi fani. Ostatecznie pojawiło się tam też 50-60 tys. kibiców, którzy przybyli cieszyć się z nami ze zwycięstwa.
Ciężko było wywalczyć awans?
- Łatwo nie było. Przed sezonem to był nasz cel. Gdy rozmawiałem z przedstawicielami klubu przed podpisaniem kontraktu, to nikt nie ukrywał, że powrót do Bundesligi to nasze zadanie. Nie było to jednak łatwe zadanie. Zdarzały nam się gorsze momenty. Sezon był szalony, ale z perspektywy całego roku zagraliśmy równo i zasłużyliśmy na to, by wygrać ligę.
Od początku byliście faworytem do awansu. Musieliście się zmierzyć też z tą rolą.
- Wiedzieliśmy o tym, że będziemy bili się o awans. Nikt jednak nie dał go nam, bo jesteśmy faworytem. Musieliśmy na boisku strzelać bramki i wygrywać, żeby przybliżać się do tego celu. Nie wszystkie mecze układały się po naszej myśli. Zdarzały się remisy i porażki. Wiedzieliśmy jednak, że stać nas na to, by w przyszłym roku zagrać w Bundeslidze.
Ze swojej gry jesteś zadowolony?
- Tak. Myślę, że wszystko przebiegło zgodnie z planem. Wiadomo na początku sezonu nie grałem, ale gdy już wywalczyłem skład, to nie oddałem go. To dobry znak przed kolejnym sezonem.
Dla Ciebie sezon spędzony na zapleczu Bundesligi był bardzo ważny. To było przetarcie w Niemczech. W elicie zagrasz po roku solidnej aklimatyzacji.
- Nie możemy zapomnieć, że to będzie inna liga. Silniejsza i pewnie wiele rzeczy będzie wyglądało inaczej, niż w 2. Bundeslidze. Ten rok dał mi bardzo dużo. Udało mi się poznać klub, język, zaaklimatyzować się. A to też nie jest proste. Potrzeba czasu, by w nowym klubie poczuć się jak u siebie. To mi się udało. Czuję się dobrze i czekam na kolejne wyzwania.
Co byś powiedział na inaugurację ligi w meczu z Bayrnem i starcie z Robertem Lewandowskim?
- (śmiech) Na pewno w głowie będą się pojawiały myśli jak to jest zagrać w Bundeslidze. Możliwe, że już w pierwszych meczach spotkamy się na boisku z Robertem. Na razie jednak nie zastanawiam się nad tym. Teraz mamy kilka dni na radość po awansie, ale w perspektywie mam też zgrupowanie reprezentacji Polski. Czasu na myślenie będzie jeszcze dużo.
No właśnie, powołanie do reprezentacji Polski to coś na co czekałeś długo. Wracasz po kilku latach przerwy. Można powiedzieć, że zmiana klubu była ci potrzeba, by wrócić do kadry.
- Myślę, że można to w ten sposób odebrać. Trener wysłał powołanie i jestem z tego szczęśliwy. Cieszę się, że ten sezon skończył się powołaniem.
Mógłbyś o tym sezonie powiedzieć, że przeżyłeś rollercoaster? Od meczów, które oglądałeś z trybun do powołania do reprezentacji?
- To był szalony rok. Początku nie były łatwe, ale wszystko skończyło się świetne.
Nie sposób nie zapytać o Lecha. Cały czas jesteś w kontakcie z chłopakami i na pewno śledzisz ich poczynania.
- Nawet po niedzielnym meczu, gdy wszedłem do szatni to szybko sprawdzałem wynik spotkania z Lechią. Cały czas interesuję się tym jak Lech radzi sobie w lidze. Na Bułgarskiej zostawiłem znajomy, spędziłem w tym klubie sporo czasu. Trudno się od tego odciąć. Lech to miejsce, w który się wychowałem i ciężko o nim zapomnieć.
rozmawiał Mateusz Szymandera
Next matches
Friday
29.11 godz.20:30Friday
06.12 godz.20:30Recommended
Subscribe