- Największą rolą dla naszego sztabu jest połączenie młodości, doświadczenia i wyniku, unikanie trudnych serii i panowanie nad stylem, rotacjami czy zejściami z pierwszej drużyny. I ta runda pod każdym z tych względów przyniosła ogrom wniosków - trener drugiego zespołu Lecha Poznań, Artur Węska. O swojej czwartej rundzie w Kolejorzu, zaproszeniach dla jego zawodników do pierwszej drużyny, budowaniu sfery mentalnej, pracy w zgodzie z wartościami klubu - jak zawsze szkoleniowiec niebiesko-białych poruszył w rozmowie z nami wiele wątków, a o każdym z nich opowiedział szczerze i otwarcie.
Za drugą drużyną runda pełna skrajnych emocji, bo po trudnym początku i nierównym środku przyszła udana końcówka. Przerwa zimowa przyszła w najlepszym momencie, żeby ostudzić młode głowy i poszukać stabilizacji czy też ze sztabem żałowaliście, że będąc w niezłej formie skończyliście grać?
- Zawsze jest lepiej dobrze skończyć rundę, bo to napawa cię optymizmem na kolejną część sezonu. Dlatego bardzo cieszy nas to, jak ta końcówka roku wyglądała. Trzy zwycięstwa i dwa remisy po wysokiej porażce z rezerwami Śląska Wrocław pomogły nam od strony mentalnej, dały trochę spokoju. Sami zawodnicy lepiej też dzięki temu zniosą trudny okres przejściowy, podczas którego muszą pracować też z daleka od boiska. To nie jest łatwe, sam to przeżywałem grając w piłkę. Po lidze trenowaliśmy jeszcze przez dwa tygodnie, poświęciliśmy je na analizy i rozmowy z samymi piłkarzami. Widziałem, jak pozytywnie odbierają to, że finalnie zajmujemy dziesiąte miejsce i oddaliliśmy się od strefy spadkowej. Nie ma co ukrywać, z trzema punktami mniej byśmy funkcjonowali w nieco innych realiach.
Również jako sztab dzielimy ubiegłe miesiące na trzy etapy, w ich trakcie mieliśmy dwa mocne kryzysy. Pierwszy z nich już na początku, a takiego na start jakiejkolwiek rundy jeszcze nie przeżyliśmy. Zazwyczaj zaczynaliśmy dobrze, ewentualnie nierówno. Tymczasem teraz było bardzo ciężko.
To dość powszechne zjawisko, że zespół rezerw potrzebuje na starcie sezonu trochę czasu, by się dotrzeć po letnich zmianach kadrowych i wskoczyć na odpowiednie tory. W tych rozgrywkach przyszło wam czekać na pierwszą wygraną osiem meczów i zarazem ponad miesiąc, z czego wynikał fakt, że ten niełatwy okres rozciągnął się na kilka tygodni?
- Tych czynników jest bardzo dużo i jako trener upatruję przyczyn takiego stanu rzeczy również w sobie i naszym podejściu do przygotowania tej drużyny do kolejnej rundy. Może na fali poprzedniego sezonu wydawało nam się, że będzie łatwiej, a życie nauczyło nas wiele pokory. Troszkę przeoczyliśmy ten czas przed rozgrywkami pod kątem szybszego zbudowania zespołu w chwili, gdy już mieliśmy naszych zawodników do dyspozycji. Zmian oczywiście było przy tym sporo, po udanym sezonie odeszło od nas kilku wartościowych zawodników, takich jak Sergey Krivets, Łukasz Norkowski, Artur Marciniak czy Tymek Klupś. Oczywiście, przyszli do nas Tomek Cywka, Bruno Żołądź, Krystian Sanocki czy młodzi z akademii, jak Patryk Olejnik, Maksymilian Dziuba, Filip Wolski czy Mateusz Mędrala, którzy praktycznie od razu zaczęli grać. Już na inaugurację postawiliśmy na pierwszego i ostatniego z nich, rzadko się zdarza, żeby od razu obdarzyć takim zaufaniem tych wchodzących do seniorów. Jedną z klubowych wartości jest odwaga, która w moim odczuciu cechuje ten sztab. Dzięki temu, że ruszyliśmy z wysokiego "C", ci chłopcy zyskali ogromne doświadczenie. Tego całościowo jednak w dalszym ciągu nam brakowało, do tego poszukiwaliśmy też optymalnych rozwiązań pod kątem motorycznym, odbijało się to na bramkach traconych w końcówce.
Praktycznie od początku zobaczyliśmy w grze sporo debiutantów, takich jak wymienieni przez trenera 16-letni Mateusz Mędrala, Patryk Olejnik czy Filip Wolski. Wprowadzając do seniorów tych zawodników liczyliście się z tym, że ucierpi na tym nieco wynik sportowy? Pytanie stąd, że w zeszłym roku aż tak młodo w waszych składach nie było.
- Nie ma co ukrywać, że na początku sezonu też jest łatwiej postawić na młodych graczy, bo ich indywidualne błędy nie będą niosły jeszcze bardzo poważnych konsekwencji. To jedna sprawa, ale druga to podejście do zagadnienia wprowadzania wychowanków. Dla mnie jako trenera fantastyczne jest to, że stawiając na młodego zawodnika czuję dookoła siebie silne przekonanie, że nawet przy niekorzystnym wyniku nie popełniłem błędu przy tej decyzji. Z perspektywy czasu mogę mieć nawet pretensje do siebie, że nie wszyscy otrzymali tyle minut, ile mogliśmy im dać. Największą rolą dla naszego sztabu jest połączenie młodości, doświadczenia i wyniku, unikanie trudnych serii i panowanie nad stylem rotacjami czy zejściami z pierwszej drużyny. I ta runda pod każdym z tych względów przyniosła ogrom wniosków, które mam nadzieję zaprocentują już na wiosnę.
Najlepszą oceną wejścia do seniorów ich czy Bartosza Tomaszewskiego i Maksymiliana Dziuby pewnie jest to, że w minionych dniach pięciu młodych zawodników trenowało przy Bułgarskiej z pierwszą drużyną Kolejorza? Ma pan poczucie po kilku bądź kilkunastomiesięcznej obserwacji, że to gracze gotowi na ten krok?
- Nie ma co ukrywać, że to piątka, która na to zasługiwała. Trener Maciej Borowski zna lepiej techniczno-taktyczne aspekty jeśli chodzi o osobę bramkarza Mateusza Pruchniewskiego, ale widać po nim, że ma duże możliwości. Oskar Tomczyk miewał problemy zdrowotne jesienią, ale między innymi na treningach indywidualnych dał się poznać jako napastnik z krwi i kości z niesamowitą "czutką" w polu karnym, umie wygrać pozycję, zmylić przeciwnika i zdobyć bramkę, to wszystko pożądane cechy.
Przechodząc do Olejnika, Tomaszewskiego i Dziuby można stwierdzić już po samych liczbach, że pierwszych dwóch zagrało u nas jesienią sporo, bo ponad 40 procent możliwego czasu. Dokładając do tego kontekst ich powołań do kadr młodzieżowych czy urazów spokojnie da się założyć, że zakręciliby się w okolicy 60 procent występów w drugiej lidze. Obaj występują na odpowiedzialnych pozycjach, ale co najważniejsze, zasługiwali na tak obszerny wymiar. Maks posiada wysokie umiejętności techniczne i indywidualne, natomiast u nas wobec chociażby zejść Maksa Czekały na "dziesiątkę" tego czasu nie dostał tyle, ile mógł. Ja wierzę, że sobie poradzą, ale wiemy, jaki poziom jest na treningach mistrza Polski, muszą o siebie mocno walczyć i to też im powiedzieliśmy.
Podchodzę do tego tak, że lubię z każdym rozmawiać indywidualnie, poświęcamy na to dużo czasu. Nie inaczej było po zakończeniu rundy, powtarzałem zawodnikom, że powinni myśleć o najbliższym treningu bez skupiania się na tym, że muszą pojechać na obóz do Dubaju czy zostać na stałe włączonym do kadry pierwszego zespołu. Oni marzą też o takich rzeczach, żeby być częścią tej drużyny przy Bułgarskiej, wziąć udział w prezentacji drużyny, być na fankartach dla kibiców czy podpisywać dla nich pamiątki. Trzeba to zostawić, wyjść na zajęcia po to, by pokazać się z jak najlepszej strony. Kluczowe dla mnie jest też to, by zaprezentowali się odpowiednio jako ludzie - do tego potrzebne są odpowiednie nastawienie i zaangażowanie. To dwie wartości, w które obok szacunku wierzymy w zespole rezerw najmocniej.
Sam trener wie najlepiej, na co zwraca się uwagę w przypadku tych zapraszanych na treningi, w końcu przypatruje się pan z uwagą zawodnikom wchodzących do pana drużyny z juniorów starszych.
- Zawsze patrzę na to, jak młodzi funkcjonują w naszym zespole. Czy są otwarci, uśmiechnięci, zamknięci w sobie, czy mają odpowiednią ilość pokory, ale i pewności siebie. Mając dobre podstawy na tym gruncie będzie zawodnikowi już łatwiej w chwilach, gdy otrzyma on szereg informacji związanych z jego grą. Tego jest naprawdę dużo, w pierwszej drużynie pracuje rozbudowany sztab, a każdy z jego członków będzie miał pod adresem nowego gracza swoje obserwacje i uwagi. Tyczy się to fizjoterapeuty, trenera do przygotowania motorycznego, analityka, trzech asystentów czy pierwszego trenera. To ogrom bodźców, na które musisz być gotowy.
Jeszcze latem od baraży o pierwszą ligę dzielił was tylko jeden gol, tymczasem w połowie sierpnia zajmowaliście przedostatnie miejsce w tabeli z kilkupunktową stratą do bezpiecznych pozycji. W jaki sposób jako sztab na to zareagowaliście? Większy nacisk kładzie się w takich sytuacjach chyba na sferę mentalną, niż taktyczną czy techniczną?
- W naszej drużynie technika czy taktyka odgrywa ważną rolę, bo jesteśmy klubem o określonym modelu gry, pomyśle na rozwój wychowanków i filozofii. Natomiast tak, nad mentalem pracujemy codziennie poprzez wpływ na tych zawodników i rozmowy z nimi. Piłka to ciągłe emocje, zarządzanie nimi, dobre momenty i te gorsze. Tamten sezon był dla nas fantastyczny, to ostatnie pół roku pod kątem wynikowym słabsze, ale w moim odczuciu pod względem nauki bezcenne. W wielu momentach byliśmy kiepsko nastawieni, myśleliśmy o sobie, za mało o drużynie czy celach, jakie stawia przed nami klub. Ci piłkarze to wiedzą, to też między innymi spowodowało ciężki początek rundy jesiennej. Przełamaliśmy to, nie przegraliśmy ośmiu kolejnych meczów, ale później przyszedł drugi kryzys w postaci dwóch porażek u siebie z Pogonią Siedlce i rezerwami Śląska. Podnieśliśmy się dzięki temu, że chłopcy pokazali charakter, zbudowali prawdziwą drużynę i wszyscy dążyli do tego, żeby z tego wyjść. Na wiosnę czekają nas ciężkie chwile, kolejne zmiany, pewne procesy zaczniemy od nowa, jesteśmy jednak tego świadomi.
Sam trener zwraca uwagę na to, że drugi kryzys jesienią przyszedł po tych dwóch przegranych na własnym boisku. We Wronkach punktowaliście znacznie słabiej, niż na wyjazdach, to też stało się istotnym elementem waszych ostatnich analiz już po zakończeniu rundy?
- Znowu wracamy do mentalu, bo łatwiej optymalnie nastawić zespół do walki, gdy jedziesz na wyjazd. Masz wspólną podróż, posiłki, odprawy, spacer, rozruch, cała grupa przebywa ze sobą razem, wiele rzeczy jest spójnych. Jest chwila, żeby dłużej porozmawiać, spotkać się u fizjoterapeuty, posiedzieć na kawie czy herbacie. Tak się buduje poczucie jedności. Zobaczmy, jak wygląda to w zespołach ekstraklasowych, które nawet przed domowymi spotkaniami jeżdżą na małe zgrupowania po to, żeby być razem, poczuć klimat meczu. Od dłuższego czasu nie mogliśmy grać u siebie popołudniami, a spotkania o godzinie 12:00 czy 13:00 też mają swoją specyfikę. Piłkarze raczej wolą wstać normalnie, zjeść śniadanie, obiad, naładować się w ciągu dnia i wyjść na boisko chociaż o 16:00 czy 17:00. Brakowało nam też kibiców, których nie mogliśmy wpuścić na trybuny z powodu budowy Centrum Badawczo-Rozwojowego. To są małe rzeczy, ale być może w jednym czy dwóch starciach dałyby nam przewagę. Z drugiej strony gdy rywale przyjeżdżają do nas, widzą dobrze przygotowaną murawę, wzorowe warunki do gry, czują się tu komfortowo, do tego dochodzą czynniki, o których wcześniej mówiliśmy. Jesteśmy bogatsi o kolejne wnioski i przemyślenia, które trzeba wprowadzić w życie już na wiosnę.
Niedługo miną dwa lata od momentu, gdy został pan trenerem drugiej drużyny Lecha Poznań. To była dla pana najtrudniejsza runda w tym zespole?
- Bardziej patrzę na nią jako na wartościową i rozwojową dla całego sztabu i zespołu. Ciężka była na pewno pod kątem zarządzania szatnią, ale w końcowych momentach rundy każdy z zawodników potwierdził, że jest ważny dla drużyny. To nie są łatwe chwile dla młodego gracza, gdy dobrze trenuje przez cały tydzień, ale musi ustąpić miejsca w składzie schodzącemu piłkarzowi z pierwszego zespołu. Widziałem to po naszych chłopakach, jak bardzo to przeżywają i to normalna rzecz, że po 4-5 takich sytuacjach będzie sfrustrowany. Sztuką pozostaje, by wychodził cały czas odpowiednio nastawiony na zajęcia, by od siebie wymagał i wyznawał wartości, wokół których chcemy się obracać jako klub.
W ważnych momentach drużyna mogła często liczyć na silne wsparcie swoich liderów takich jak doświadczeni Tomasz Cywka czy Łukasz Spławski, ale także znacznie młodsi Krzysztof Bąkowski, Krystian Palacz czy Filip Wilak. Bardziej o udanym finiszu jesieni zadecydowała indywidualna postawa wymienionych zawodników czy też fakt stabilizacji, o którą bardzo długo z powodu licznych zmian w składzie było ciężko?
- Zdecydowanie, patrząc przez pryzmat całej rundy pod kątem młodych graczy trenujących z nami na co dzień, Krystian Palacz i Filip Wilak stanowili dwa nasze bardzo mocne punkty, zawdzięczamy im dużo. Pamiętamy o chłopakach dookoła nich, bo finalnie to jedność okazała się kluczowa, natomiast cieszy nas postawa wymienionej dwójki, bo już zdążyła ona wiele doświadczyć. Obaj zawodnicy byli już w pierwszym zespole, wrócili, podnieśli się i stanowili o naszej sile, oby tak było też na wiosnę. Każdego można po trochu wyróżnić na koniec, trzeba być dumnym z tej całej szatni. W ostatnich kilku meczach nie musieliśmy tej grupy nawet specjalnie motywować, oni sami to czuli, wypracowali to i przekładali na boisko.
Rozmawiał Adrian Gałuszka
Zapisz się do newslettera