Bartosz Mrozek zagrał w bramce Lecha Poznań w czwartkowym wyjazdowym meczu drugiej rundy kwalifikacji Ligi Konferencji Europy z Żalgirisem Kowno (2:1). - To był mój pierwszy występ w europejskich pucharach, więc traktuję to jako kolejny krok w mojej karierze - mówił 23-letni golkiper na Litwie.
610 - tyle dni minęło od poprzedniego występu Mrozka w pierwszej drużynie Kolejorza. 1 grudnia 2021 znalazł się w jedenastce na wyjazdowe starcie w Pucharze Polski z Garbarnią Kraków (4:0). Wcześniej zaliczył również rywalizację w tych samych rozgrywkach z Unią Skierniewice (2:0). - Ja z natury jestem cierpliwym człowiekiem, a dodatkowo jeszcze popracowałem nad tą cechą w Lechu. Jasne, w porównaniu do tego sezonie 2021/2022 jestem innym, na pewno lepszym zawodnikiem, podwyższyłem swoje umiejętności - przyznał Bartek.
Kiedy dowiedział się o tym, że dostanie szansę w Kownie przeciwko Żalgirisowi?
- W środę dochodziły już takie sygnały, co nieco wiedziałem, troszeczkę mogłem się też domyślać. A z rana w czwartek przyszło potwierdzenie i informacja, że wybiegnę w jedenastce. Jak to przyjąłem? Oczywiście bardzo cieszyłem się. Ważne dla mnie było, żeby przygotować się głównie pod względem mentalnym. Bo jednak poprzednio zagrałem w sparingu z Banikiem i troszkę byłem bez gry. Cieszyło mnie jednak niesamowicie i sprawiało frajdę, że mogłem wyjść i zagrać w takim spotkaniu, w którym wspierało nas z trybun aż 1500 naszych kibiców. Wielki szacunek dla nich, że pokonali tyle kilometrów i nas wspierali - opowiadał utalentowany lechita, który dodawał: - To był mój pierwszy występ w europejskich pucharach, więc traktuję to jako kolejny krok w mojej karierze. Fajna sprawa.
Jego interwencje bez wątpienia pomagały zespołowi. W pierwszej połowie przy wyniku 1:0 dla Lecha obronił sytuację sam na sam z rywalem. - Takie powstrzymanie przeciwnika mnie nakręcało. Cieszyłem się, że pomagam drużynie i budowałem pewność siebie. Prowadziliśmy wtedy 1:0, gdyby trafili na 1:1, to pewnie by uwierzyli, że coś jeszcze mogą zrobić. Obraz mógłby być inny. W drugiej połowie z kolei był ten strzał z dystansu, przeciwnik uderzył bardzo dobrze. Myślałem, że przegięło mi rękę i piłka wpadła do siatki. Dobrze, że za bramką była taka plastikowa banda, usłyszałem odbicie futbolówki od niej i wiedziałem, że zdołałem obronić. Fajne uczucie - uśmiechał się Mrozek.
- Mieliśmy zaliczkę z pierwszego spotkania. Do tego szybko wbiliśmy gola na 1:0, co nas już zupełnie uspokoiło. Kontrolowaliśmy sytuację - podsumował.
Zapisz się do newslettera