Obrazek pierwszy. Po ograniu Feyenoordu Rotterdam (1:0) na wyjeździe i awansie z grupy Pucharu UEFA sunie na kolanach po trawie w stronę sektora kibiców Kolejorza, mamy połowę grudnia, ale jest bez bluzy bramkarskiej, za to na szyi zawiązany niebiesko-biały szalik. Obrazek drugi. Lech na Stadionie Śląskim pokonał Ruch Chorzów w finale Pucharu Polski, podczas świętowania pręży muskuły i nosi na barkach młodziutkiego Andersona Cueto. 2 maja 2023 roku mija dziesięć lat od śmierci Ivana Turiny - bramkarza, który w Lechu Poznań był niecały sezon (2008/09), ale jest bardzo miło wspominany przy Bułgarskiej.
Rzadko zdarza się, żeby zawodnik, który występuje tak krótko w jakimś klubie, znalazł miejsce w sercach fanów. A tak jest bez wątpienia w przypadku Turiny, który rozegrał w pierwszej drużynie niebiesko-białych 25 meczów we wszystkich rozgrywkach - 12 w lidze, 6 w Pucharze UEFA, 4 w Pucharze Polski oraz 3 w Pucharze Ekstraklasy. Ciekawostka jest taka, że w najważniejszych polskich rozgrywkach - ekstraklasie oraz PP - ani razu nie schodził z boiska jako pokonany!
Najbardziej pamiętny mecz? Półfinał Pucharu Polski z Polonią Warszawa. Zanim jednak do tego doszło, był trudny moment dla zawodnika. Na początku marca stracił bowiem miejsce w składzie, a między słupkami pojawił się Krzysztof Kotorowski. Turina najpierw był przeziębiony, a potem poszedł w odstawkę. Trener Franciszek Smuda nie był bowiem do końca zadowolony z jego postawy, a swoje trzy grosze dołożył też golkiper, który skrytykował szkoleniowca. Na początku maja Franz jednak zdecydował się wrócić do Ivana i wstawił go na rewanż z "Czarnymi Koszulami". Przy Bułgarskiej było 1:1, w rewanżu na stadionie przy Konwiktorskiej był taki sam wynik, więc doszło do dogrywki, a po niej do rzutów karnych. Już wtedy chodziły legendy, jakim specjalistą od bronienia jedenastek jest Chorwat, który często na treningach zakładał się z kolegami z drużyny i okazywał się górą w tych pojedynkach. Wtedy też potwierdził klasę - nie przepuścił żadnego karnego! Odbił strzały Radka Mynara oraz Jarosława Laty, natomiast późniejszy lechita Radosław Majewski nie trafił w bramkę. W finale na Stadionie Śląskim nie wpuścił bramki, a ponieważ trafił przeciwko Ruchowi Chorzów Sławomir Peszko, to lechici wygrali 1:0 i wywalczyli trofeum.
Wcześniej zaliczył fajną przygodę w Pucharze UEFA. Zagrał w fazie grupowej z francuskim AS Nancy (2:2), rosyjskim CSKA Moskwa (1:2), hiszpańskim Deportivo La Coruna (1:1) i przede wszystkim na wyjeździe z Feyenoordem Rotterdam (1:0). To wtedy w Holandii poznaniacy awansowali do fazy pucharowej, a Turina biegał po końcowym gwizdku półnagi, z zawiązanym na szyi szalikiem Lecha i z zimową klubową czapką na głowie. Potem jeszcze zaliczył dwumecz z Udinese, kiedy Kolejorz był o krok od dalszej gry.
Latem 2010 roku przeszedł do szwedzkiego AIK Solna, dla którego przez prawie trzy lata rozegrał 88 meczów. Co ciekawe, przyjechał raz jeszcze na Bułgarską dwa lata później, kiedy w eliminacjach Ligi Europy Lech trenera Mariusza Rumaka zmierzył się ze Szwedami. Kolejorzowi zupełnie nie wyszło spotkanie wyjazdowe i po porażce 0:3 domowe zwycięstwo 1:0 nic nie dało.
2 maja 2013 roku, w godzinach porannych, szwedzka policja znalazła go martwego w jego mieszkaniu. Chorwacki bramkarz miał wrodzoną wadę serca, która równocześnie nie uniemożliwiała mu uprawiania zawodowo sportu, jednak ostatecznie to prawdopodobnie ona okazała się dla niego śmiertelna. Pozostawił w żałobie żonę będącą w ciąży oraz dwójkę swoich dzieci. Wiadomość ta obiegła cały świat, zasmuciła wszystkich fanów, którzy kiedykolwiek mogli dopingować rosłego golkipera. Dziś mamy dziesiątą rocznicę jego śmierci. Ivan, na zawsze pozostaniesz w naszych sercach!
Zapisz się do newslettera