14-letniego Adasia znacie już chyba całkiem nieźle. W zeszłą środę Hubert Wołąkiewicz i Gergo Lovrencsics zrobili mu wielką niespodziankę odwiedzając go w szpitalu. Jak wtedy przyznał, na meczach Kolejorza bywał już dziesięciokrotnie. Gdy podał nam bilans tych spotkań, wiedzieliśmy że trzeba go zmienić. No i zmieniliśmy.
14-letniego Adasia znacie już chyba całkiem nieźle. W zeszłą środę Hubert Wołąkiewicz i Gergo Lovrencsics zrobili mu wielką niespodziankę odwiedzając go w szpitalu. Jak wtedy przyznał, na meczach Kolejorza bywał już dziesięciokrotnie. Gdy podał nam bilans tych spotkań, wiedzieliśmy że trzeba go zmienić. No i zmieniliśmy.
Bez straty punktów… to nie wszystkoWyobraźcie sobie, że podczas dotychczasowych wizyt na INEA Stadionie Adaś oglądał tylko jedno zwycięstwo i aż dziewięć remisów! – Przynajmniej nie przegrywaliśmy – Hubert i Gergo śmiali się słysząc takie wieści. Rzeczywiście, brak porażek w tej sytuacji był jedynym plusem, ale wszyscy wiedzieliśmy, że ta statystyka musi się zmienić.
- Jeszcze się zobaczymy – zapowiadali piłkarze żegnając się w środę z chłopcem, choć nie zdradzili, jakie mieliśmy wobec niego plany. Marzyliśmy wręcz o tym, by w sobotę sprawić Adasiowi kolejną niespodziankę, ale ta zależna była od tego, czy walczący z rakiem młody kibic dostanie przepustkę ze szpitala. W piątek wszystko było już jasne.
Remisy nadrobione i wizyta w szatni- Wszystkiego się domyślił – zdradzili rodzice i Karolina Lech z fundacji Rak Off, kiedy sobotniego wieczora razem z 14-latkiem zameldowali się przy Bułgarskiej. – Zresztą i tak nie udałoby się nam utrzymać języka za zębami. Nas też to bardzo emocjonuje – śmiali się. Adaś przyjechał na wózku. Chodzi, ale w ten sposób zdecydowanie łatwiej się przemieszczać.
Mecz oglądał z perspektywy Loży Prasowej, w której czekały na niego gadżety Kolejorza i oczywiście szalik w barwach klubowych. - Ale ja swój już mam. I buty Gergo też przywiozłem, w końcu mają przynosić szczęście – podkreślał Adaś. Tak właśnie było. Nie minęło kilka minut od pierwszego gwizdka, a było już 1:0. Przy takim stanie obok chłopca usiadł… Barry Douglas!
Krótka rozmówka, wymiana uprzejmości i już wiedzieliśmy, że jego drugą ulubioną pozycją na boisku jest obrońca. Lewy oczywiście, bo jakżeby inaczej! W tym czasie zrobiło się już 3:0, co panowie z zadowoleniem uwiecznili na zdjęciu. Gdy zrobiło się 6:1 i padł ostatni gwizdek, Adaś już przybijał sobie piątki z lechitami w ich szatni. - Ależ miałem emocjonujący tydzień! – cieszył się. My zresztą też, bo uśmiech na jego twarzy, to dodatkowe siły na walkę z chorobą.
Zapisz się do newslettera