Talenty: Wschodząca gwiazda polskiej piłki
Dla Jakuba nowy sezon Orange Ekstraklasy zaczął się świetnie. W premierowym pojedynku z Wisłą Płock wszedł na boisko w drugiej połowie i "maczał paluszki" przy każdej z trzech bramek, które jego zespół zapakował "Nafciarzom".
W nagrodę młody Wilk dostał od trenera Smudy szansę zaprezentowania swoich umiejętności od początku meczu w Lubinie. Piłkarz, z którym w Lechu wiąże się spore nadzieje, nie zawiódł, choć przed nim jeszcze sporo pracy.
- Nie jestem do końca zadowolony ze swojej gry - przyznaje uczciwie Kuba, który w pierwszej połowie udanie dośrodkował do Piotra Reissa, a w drugiej idealnie obsłużył Jacka Dembińskiego.
- Ale nie były to takie zagrania jak w meczu z Wisłą, po których koledzy strzelali bramki. Poza tym w tym meczu zdarzyło mi się parę głupich strat. Muszę popracować nad ustabilizowaniem formy - przyznaje samokrytycznie zawodnik "Kolejorza", który w poprzedniej kolejce zagrał popisową partię. - To był dla mnie bardzo udany mecz. Czułem wsparcie trenera, a także naszych wspaniałych kibiców. Podziwiam tych ludzi, którzy przemierzają za nami tyle kilometrów po to, byśmy czuli ich wsparcie. Jestem im naprawdę wdzięczny - komplementuje swoich fanów "Wilczek".
Piłkarz, który wywodzi się ze słynnej poznańskiej szkoły podstawowej nr 13, do niedawna był postacią anonimową. Tylko najwięksi entuzjaści piłki kopanej, śledzący z zapartym tchem składy wszystkich drużyn naszej ekstraklasy, znali tego chłopaka, który w pierwszym zespole Lecha pojawił się wiosną 2005. Wówczas jednak nie powąchał murawy, a swoją szansę otrzymał już na początku rozgrywek i to w jakim meczu! W rozgrywkach Pucharu Intertoto poznaniacy mierzyli się z francuskim RC Lens. Wilk, podobnie jak w ubiegłej kolejce, przebywał na placu przez ostatnie pół godziny i zagrał naprawdę dobre spotkanie. Był aktywny i nie bał się podjąć walki z bardziej znanymi defensorami Jackiem Bąkiem, Hiltonem i spółką. Pozostawił po sobie naprawdę dobre wrażenie. - To ciekawy chłopak. Jest w nim potencjał - komplementował go wówczas Piotr Świerczewski, z którym Wilk spotkał się później w Lechu. Gra młodego piłkarza przypadła do gustu także Bąkowi.
Dobry występ w pucharowym spotkaniu zaowocował kolejnymi szansami już w pierwszej lidze. - Trener Michniewicz dał mi możliwość grania, za co jestem mu bardzo wdzięczny, ale to były tylko końcówki spotkań. Wyjątek stanowi mecz w Bełchatowie, w którym zagrałem pełne dziewięćdziesiąt minut. To był dla mnie czas nauki, gdyż nie byłem jeszcze przygotowany do gry w szerszym wymiarze czasowym - wspomina Wilk, który tak się rozsmakował w ligowych występach, że ochoczo wziął się do roboty. - Poczynił ogromne postępy - twierdzą wszyscy związani z Lechem. - Na pewno poprawiłem przygotowanie fizyczne i kondycję, o co na obozach zadbał trener Smuda - przyznaje ze śmiechem. - Mocno popracowałem także nad taktyką, gdzie popełniałem najwięcej błędów - wyjawia zawodnik, którego trener Michniewicz widział w środku pomocy. - Tak grałem w trzecioligowych rezerwach i tam mnie widział trener. Na skrzydło przesunął mnie trener Smuda. Nowy trener sprawił, że uwierzyłem w siebie. Powiedział mi, że mam niezły drybling, dobre dośrodkowanie i żebym wykorzystał to na boisku. Wskazówki trenera dały efekty i za to jestem mu ogromnie wdzięczny. Uważam, że to pan Smuda jest świetnym szkoleniowcem - komplementuje "Franza" Wilk, choć i ten ma bardzo dobre zdanie o swoim podopiecznym. - Podoba mi się ten piłkarz. Jest poukładany i wie czego chce. Już teraz jest przygotowany do gry przez cały mecz i dlatego dałem mu szansę. Liczę, że ją wykorzysta. Na pewno będę na niego stawiał, bo on musi czuć, że ma wsparcie trenera. Jego rywalizacja z lewej strony z Wachowiczem będzie ostra - zapowiada Smuda.
Kuba Wilk wraz z Arkadiuszem Czarneckim, Arturem Marciniakiem i Krzysztofem Strugarkiem stanowi grupę uzdolnionej młodzieży nowego Lecha, z którą w Poznaniu wiążą ogromne nadzieje. - Jeśli tak rzeczywiście jest, to dobrze. Cieszy mnie to, że w klubie wszyscy we mnie wierzą i postaram się ich nie zawieść. Na pewno jednak dużo pracy przede mną. Jestem świadomy błędów jakie jeszcze popełniam i zamiast nosić głowę wysoko w chmurach po jednym udanym występie, wolę skupić się na grze. Woda sodowa na pewno nie uderzy mi do głowy - zapewnia lewy pomocnik "poznańskiej lokomotywy".