Zakłady w piłkarskich szatniach funkcjonują od dziesiątek lat i są częścią życia drużyny. Nie brakuje wśród nich takich, które zapadają w pamięć na wiele lat. Tak jest właśnie w przypadku drugiego trenera Lecha, Tomasza Rząsy.
Zakłady w piłkarskich szatniach funkcjonują od dziesiątek lat i są częścią życia drużyny. Nie brakuje wśród nich takich, które zapadają w pamięć na wiele lat. Tak jest właśnie w przypadku drugiego trenera Lecha, Tomasza Rząsy.
Już samo pytanie o pamiętny zakład wywołuje u byłego reprezentanta Polski uśmiech. - To był 2002 rok. Zdobyliśmy wówczas Puchar UEFA z Feyenoordem - rozpoczyna swoją historię Rząsa. - Reprezentacja Polski w świetnym stylu awansowała na Mistrzostwa Świata w Korei i Japonii. Johan Cruyff w wywiadach dla holenderskich mediów stawiał nas w roli "czarnego konia", który może sporo namieszać - nakreśla tło sytuacyjne szkoleniowiec.
Co się stało dalej? Jadąc na Mundial, Tomasz Rząsa założył się z dwoma kolegami z zespołu o rozstrzygnięcia czempionatu. Dwóch Holendrów o dość bujnych fryzurach - Kees van Wonderen i Pierre van Hooijdonk - miało ogolić się na łyso w przypadku awansu Polski do ćwierćfinału Mistrzostw Świata.
Biało-czerwoni z grupy jednak nie wyszli, co oznaczało, że Rząsa zakład przegrał. Porażkę przyjął z pokorą i na pierwszy trening Feyenoordu, zgodnie z umową, przyszedł w... pomarańczowych włosach. - Moja żona nie była szczególnie zadowolona, ale farba z czasem zejdzie. Przynajmniej mam taką nadzieję - mówił wówczas cytowany przez oficjalną stronę klubu polski obrońca.
Zapisz się do newslettera