Przed Lechem Poznań wyjazdowe starcie z Wisłą Płock. Podczas jesiennej rywalizacji tych klubów na stadionie przy Bułgarskiej swojego pierwszego gola w niebiesko-białych barwach strzelił Radosław Murawski. - Znalazłem się tam, gdzie jestem rzadko w trakcie meczu, czyli w samym środku pola karnego - uśmiecha się pomocnik Kolejorza.
Lechici wygrali w chłodny październikowy wieczór 4:1. Wynik wskazuje, że wszystko poszło gładko. To jednak tylko pozory. - Spotkanie wcale nie należało do najłatwiejszych, bo trzeba było - używając slangu tenisowego - przełamać przeciwnika. Objęliśmy prowadzenie, ale szybko padło wyrównanie i do przerwy było 1:1. Po zmianie stron jednak dosyć szybko zdobyliśmy bramkę na 2:1 i już nam się grało łatwiej - przypomina zawodnik, który formalnie latem dołączył do drużyny trenera Macieja Skorży. I wtedy w PKO BP Ekstraklasie dopiero po raz drugi wyszedł w podstawowym składzie. - Dla mnie to było niezwykle ważne, że mogłem wybiec na murawę od pierwszej minuty. Myślę, że pokazałem się wtedy z dobrej strony, o czym świadczy też to trafienie na 2:1. To był mój pierwszy gol dla Lecha, więc jeśli skupiać się na ocenie indywidualnej, to na pewno było to dla mnie bardzo ważne i potrzebne. Jednak zespołowo liczyło się zwycięstwo w kontekście ligowej tabeli – opowiada Murawski.
Co ciekawe, bramkę zdobył po uderzeniu z zaledwie kilku metrów. - Znalazłem się tam, gdzie jestem rzadko w trakcie meczu, czyli w samym środku pola karnego - uśmiecha się i dodaje: - Trener mi zawsze powtarza, żebym pamiętał o zabezpieczeniu tyłów, rozbijaniu ewentualnych kontrataków przeciwnika. A tutaj śmiać mi się chciało, bo instynkt pociągnął mnie w obręb szesnastki. Zresztą nieco później w spotkaniu z Piastem Gliwice też miałem w pierwszych minutach podobną sytuację. Ale ja doskonale wiem, że za często nie mogę tak wbiegać, bo mam inne zadania, za coś innego odpowiadam. Czasami jednak w tym schemacie można zamieszać i coś zmienić.
W minioną sobotę lechici zremisowali z Legią Warszawa 1:1.
- Jesteśmy na pierwszym miejscu i ten punkt dał nam na tym etapie pozycję lidera. Choć oczywiście doskonale wiemy, że są z nami dwie ekipy, które mają równą liczbę punktów. Doskonale zdajemy sobie sprawę z tego, że musimy walczyć dalej i regularnie punktować, nie ma się tutaj co oszukiwać. A co do tego spotkania, to po końcowym gwizdku sędziego każdy z nas był zawiedziony. Graliśmy u siebie, trybuny wypełniły się do ostatniego miejsca, publiczność poznańska jak zwykle pokazała klasę. Wspierali nas bardzo mocno i zarówno ich, jak i nasze oczekiwania były większe. Ten remis nikogo nie zadowala. Dlatego w szatni podziękowaliśmy sobie za walkę do ostatniej minuty i tyle. Zremisowaliśmy, wywalczyliśmy punkt i teraz pora poprawić sobie humory i wygrać w Płocku - mówi środkowy pomocnik poznańskiej drużyny.
Przed lechitami wyjazd do Płocka, potem starcia przy Bułgarskiej z Górnikiem Łęczna oraz Stalą Mielec. Z kolei po finale Fortuna Pucharu Polski konfrontacja z Gliwicach z Piastem, derby Poznania z Wartą i na koniec spotkanie u siebie z Zagłębiem Lubin. - Nie analizujemy, nie kalkulujemy. Nie ma co liczyć na potknięcia innych drużyn. Musimy skupić się na naszej grze i wywalczeniu możliwie jak największej liczby punktów, oczywiście celujemy w komplet. I wtedy będziemy patrzeć na tabelę. Uważam, że to wystarczy do wywalczenia mistrzostwa. My mamy swoje zadania, nasze wygrane są najważniejsze - podsumowuje Murawski.
Zapisz się do newslettera