- Pochodzę z Poznania. Tam się urodziłem i sentyment do tego miasta i klubu będę miał zawsze. Na boisku jednak go nie było. Chciałem wygrać mecz i nie myślałem o tym, że gram przeciwko Lechowi - wspomina pomocnik Cracovii, Szymon Drewniak.
Jeszcze przed pierwszym gwizdkiem sędziego była okazja do tego, by wymienić uprzejmości z byłymi kolegami. Drewniak przez kilka chwil rozmawiał chociażby z fizjoterapeutą Marcinem Lisem, ale też innymi lechitami. Jeszcze kilka tygodni temu to właśnie z nimi przygotowywał się do nowego sezonu. Pojechał z Kolejorzem na zgrupowanie do Opalenicy. - Teraz jednak jest nowy rozdział. To co było mnie nie interesuje. Jestem zawodnikiem Cracovii i chcę pomóc tej drużynie w odnoszeniu zwycięstw - podkreślał.
24-latek po raz pierwszy w karierze zagrał przeciwko Kolejorzowi, którego jest wychowankiem. Wspomnień z tej rywalizacji nie będzie miał jednak dobrych, bo "Pasy" przegrały 0:2. - To był mecz na remis. Z jednej i drugiej strony było mało sytuacji bramkowych. W drugiej mieliśmy przewagę, ale piłka jest przewrotna. Może za bardzo uwierzyliśmy, że możemy wygrać. Nie uniknęliśmy błędów w obronie. Teraz jednak już po wszystkim. Nic nie zrobimy - tłumaczy Drewniak. - Musimy poprawić naszą grę. Jeśli chcemy zagrać ofensywniej i zaatakować, to musimy uważać na grę w defensywie - zaznacza.
Podopieczni trenera Michała Probierza stracili bramki w ostatnich minutach spotkania. W 82. minucie do siatki trafił Jóźwiak, a dwie minuty później wynik rywalizacji ustalił Gytkjaer. - Kiedy padła bramka, to chcieliśmy szybko odrobić straty. Nie wiem z czego to wynikło. Byliśmy źle ustawieni, zdekoncentrowani. Ciężko coś powiedzieć. Oczywiście graliśmy do końca. Chcieliśmy odrobić straty. Nie możemy się poddawać. Czasami zdarza się tak, że dwie bramki można zdobyć nawet w doliczonym czasie gry. Oczywiście te gole nie były dla nas niczym miłym - zauważa Drewniak.
Na boisku środkowy pomocnik nie miał sentymentów. Toczył walkę o środek poza z zawodnikami, z którymi w przeszłości dzielił szatnie m.in. Łukaszem Trałką. Dużo pojedynków podejmował też z Mihaiem Radutem i Maciejem Gajosem, z którymi w połowie czerwca trenował na zgrupowaniu w Opalenicy. To jednak nie miało żadnego znaczenia. - To był dla mnie normalny mecz. Sentymenty są poza boiskiem, przed pierwszym gwizdkiem oraz po spotkaniu. W czasie meczu nie było na nie miejsca. Oczywiście chcieliśmy wygrać, ale się nie udało. Oczywiście fajnie było zobaczyć znajome twarze - zaznacza pomocnik.
Zapisz się do newslettera