- Mamy dwóch bramkarzy o wysokim potencjale i umiejętnościach, a to przekłada się na ich rywalizację. Ta przebiega na wysokim poziomie. Obaj za grę w poprzednim sezonie zebrali dobre noty, a to pozwala oczekiwać od nich dobrej dyspozycji, dzięki której będą należeli do ścisłej ligowej czołówki - mówi trener bramkarzy i asystent trenera Andrzej Dawidziuk.
Trener jest zadowolony z rywalizacji między Jasminem i Matusem?
- Jestem zadowolony przede wszystkim z tego, że po zakończeniu kariery przez Krzyśka Kotorowskiego udało się sprowadzić wartościowego zawodnika na tę pozycję. To daje gwarancję, że obsada bramki zawsze będzie na wysokim poziomie, a bramkarz, który będzie grał sprosta wymogom i oczekiwaniom gry dla Lecha.
Dawno w Lechu nie było takiej sytuacji, w której o miejsce w składzie walczy dwóch równorzędnych bramkarzy.
- Rywalizacja była cały czas. Gdy bramkarzem był Krzysiek to miał inny cykl treningowy. Brał udział w zajęciach indywidualnych, szczególnie gdy nakładało się zmęczenie. Należało mu poświęcić dużo uwagi, jeśli chodzi o regenerację. Krzysiek był wstanie funkcjonować na dobrym poziomie i rywalizować o miejsce w składzie z Buriciem. Ta rywalizacja różniła się jednak od tej, którą mamy teraz. Matus jest bramkarzem, który podejmuje bezpośrednią rywalizację. Z Jasminemem walczy na każdym treningu.
W zeszłym sezonie bramkarzem sezonu został wybrany Jakub Szmatuła, ale w piątce nominowanych znaleźli się Jasmin i Matus. To najlepiej świadczy o tym, że Lech ma dwóch bramkarzy na równym poziomie.
- Patrząc w ten sposób na obsadę bramki można tak powiedzieć. Mamy dwóch bramkarzy o wysokim potencjale i umiejętnościach, a to przekłada się na ich rywalizację. Ta przebiega na wysokim poziomie. Obaj za grę w poprzednim sezonie zebrali dobre noty, a to pozwala oczekiwać od nich dobrej dyspozycji, dzięki której będą należeli do ścisłej ligowej czołówki.
Przed tym sezonem nie było jednak ze strony Lecha jasnego komunikatu, o tym który bramkarz pełni funkcję pierwszego i wygrał rywalizację o miejsce w bramce. Dlaczego?
- Przy dwóch tak wyrównanych poziomem bramkarzach, szalenie ważne jest to, by utrzymać obu w wysokiej dyspozycji. Nie tylko treningowej, ale też meczowej. Czasami niezbędna jest zmiana w bramce, ale nie polegająca jedynie na żonglerce zawodnikami. Te zmiany są zaplanowane. Po meczu z Pogonią i dobrym występie Matusa Putnockiego, ten doznał mikrourazu barku. To wykluczyło go z udziału w kilku treningach i na boisko wrócił dopiero dzień przed meczem. Uznaliśmy wtedy, że Jasmin jest w lepszej dyspozycji treningowej i to on stanie w bramce. Mamy dwóch bramkarzy na równym poziomie i obaj muszą grać. Jeśli jeden z nich cały czas siedziałby na ławce, to jego umiejętności by spadały. Brakowałoby mu rytmu meczowego. Dzisaj mamy Matusa i Jasmina w dobrej formie, a w takiej potrzebujemy ich w Lechu.
Trudno jest podjąć decyzję kto stanie w najbliższym meczu albo serii kilku meczów?
- Nie. Podejmując decyzję o obsadzie bramki staram się kierować dobrem drużyny. Ta decyzja musi jednak też być dobrze odebrana przez zawodnika. Zarówno Jasmin jak i Matus są świadomi tego jak podejmujemy dzisiaj decyzję. Cały czas jednak walczą o miejsce w składzie. Obserwuję reakcję obu tych bramkarzy i cieszy mnie ich reakcja na brak gry. Pojawia się u nich sportowa złość, irytacja. Nie przekłada się ona jednak na funkcjonowanie tego zawodnika w zespole. Nie ma negatywnych rekacji. Pomagają sobie nawzajem na rozgrzewce i podczas kolejnych treningów. Wiedzą, że tylko poprzez pracę na treningach dają argumenty do tego, by zagrać w kolejnych meczach. Mogę być spokojny, że ich współpraca nie wykracza poza ramy i normy zdrowej rywalizacji. Oni robią wszystko, by być lepszym od konkurenta. Chcą wygrać rywalizację sportową. Nie chcą dyskredytować umiejętności drugiego bramkarza. To ważne.
Ta sytuacja jest jednak dla obu nowa. Do tej pory bronili regularnie, a teraz muszą zaakceptować to, że będą grali mniej meczów. To dla nich wyzwanie, przede wszystkim mentalne.
- Dobrze to ująłeś. Matus był pierwszym bramkarzem w Ruchu. Jasmin w Lech. W poprzednim sezonie bronił wszystkie mecze, omijały go kontuzje. Ten okres był dla niego udany, a pozycja w drużynie niepodważalna. Teraz jest inaczej. Po przyjściu Matusa gra mniej, ale jestem zadowolony z jego reakcji. Podobnie reaguje też Matus. Mam dla nich duży szacunek na to jak funkcjonują na treningach. Zawodnik z pola, nawet jeśli usiądzie na ławce, to ma szansę na to, że wejdzie na boisko. Bramkarz musi liczyć na uraz kolegi albo jego czerwoną kartkę.
Bramkarze są pod dużą presją.
- To trend w europejskim futbolu. Zauważa się, że liczba spotkań, presja, tempo rozgrywania meczów coraz bardziej dotyka bramkarza. Nie jeśli chodzi o aspekt fizyczny, ale właśnie mentalny. Kluby, które walczą o czołowe lokaty i duże sukcesy budują kadrę bramkarzy w taki sposób, że mają dwóch równych bramkarzy. Zadaniem trenera jest prowadzenie ich w taki sposób, żeby byli w optymalnej dyspozycji. Muszą grać obaj, bo każdy kolejny mecz i tydzień, powoduje, że ten, który nie gra, traci rytm meczowy. Wtedy nie mamy pewności, że po wejściu do bramki będzie gotowy by sprostać grze o wysokie cele.
Nie żałuje trener, że w dwójce bramkarzy nie ma Polaka?
- Nie, bo dzisiaj na piłkę nożną patrzę globalnie. Chciałbym, żeby w polskiej lidze byli Polscy bramkarze, ale widzę też, że czołowi bramkarze polskiej kadry to zawodnicy w mocnych ligach. We Włoszech broni Szczęsny, Skorupski, w Anglii Fabiański i Boruc. Gdyby nie wyjechali to na pewno byliby gwiazdami naszej ligi. Z drugiej strony nie traktuję negatywnie bramkarzy, którzy przyjeżdżają do Polski. Pod warunkiem, że coś do tej ligi wnoszą. Matus i Jasmin zasługują na to, by grać w Polsce. Spełniają te kryteria i dają dużo naszej lidze. Co roku z Polski wyjeżdża trzydziestu bramkarzy na różnym poziomie. To dużo. Jeśli młodzi bramkarze decydują się na wyjazd z kraju, to ktoś musi zająć ich miejsce i bronić na poziomie adekwatnym do poziomu polskiej ligi.
Jaka czeka najbliższa przyszłość młodych bramkarzy, którzy trenują w Lechu? Wśród nich są Miłosz Mleczko, Bartosz Mrozek i Bartosz Przybysz. Są zapraszani na treningi pierwszej drużyny, a grają w zespołach na niższych poziomach.
- Mamy też Mateusza Lisa i Adama Makuchowskiego. Powinniśmy być zatem spokojni o obsadę bramki Lecha i kadrę bramkarzy. Chciałbym, żebyśmy mogli ją opierać na zawodnikach, u których mamy wpływ na wyszkolenie. Każdy z nich ma określoną ścieżkę rozwoju. Trudno jest w Lechu dać bramkarzowi czas. On musi zbierać doświadczenie. Tutaj zawodnik musi być przygotowany do tego, by bronić. Chciałbym, aby kadra bramkarzy była w przyszłości złożona z wychowanych przez nas zawodników. Dzisiaj to niemożliwe. Mamy Matusa i Jasmina. Chciałbym, żeby każdy ze wspomnianych tutaj zawodników doszedł do poziomu, na którym będzie mógł grać w ekstraklasie. Na razie przed nimi dużo pracy.
Wspomniał trener Mateusza i Adama. Jak trener ocenia ich pracę w nowych klubach, do których są wypożyczeni?
- Celem ich wypożyczeń jest podniesienie poprzeczki na poziom wyższy niż trzecia ligi. Gdyby nie potrzebowali tego, to zostaliby w klubie. Mamy tutaj zespół rezerw. Widzimy jednak, że gra w trzeciej lidze nie jest dla nich wyzwaniem. Dlatego wypożyczamy ich. To młodzi bramkarze i chcemy, żeby grali. Chcę jednak, żeby grali dlatego, że wywalczyli sobie miejsce w składzie. Dla nich jednak to okazja do zdobycia doświadczenia w seniorskiej piłce. Jeśli udowodnią, że tam grają i to na dobrym poziomie, dają nam sygnał, że podnoszą swoje umiejętności.
rozmawiał Mateusz Szymandera
Zapisz się do newslettera