Jasmin Burić w sobotę po raz drugi w karierze wystąpił przeciwko Lechowi Poznań. Przy Bułgarskiej stanął w bramce Zagłębia Lubin, które przegrało z Kolejorzem 0:2. - Czuję się tutaj, jak u siebie, czyli w domu - przyznał po końcowym gwizdku.
Jasiu, jak nazywany jest 36-latek przez wszystkim związanych z Niebiesko-Białymi, spędził w stolicy Wielkopolski dziesięć i pół roku. W tym czasie wywalczył z Lechem pięć tytułów - dwa razy mistrzostwo kraju (2010 i 2015), w tym drugim przypadku pamiętne są zdjęcia, kiedy celebruje, siedząc na poprzeczce bramki, raz Puchar Polski (2009), a także dwukrotnie Superpuchar (2015 i 2016).
- Czuję się tutaj, jak u siebie, czyli w domu. Do tego stopnia, że mogłem pomylić szatnie kiedy wchodziliśmy na stadion. Ale byłem czujny i nie zrobiłem tego - uśmiechał się piłkarz pochodzący z Bośni i Hercegowiny, ale posiadający polskie obywatelstwo. - Jestem dumny, że miałem okazję tutaj wrócić, honorem było dla mnie zagrać znów przed wspaniałymi poznańskimi kibicami - dodał i skomentował także liczbę trofeów, jakie trafiły na jego konto: - Mam pięć, a mogło być na pewno więcej, więc tutaj mam trochę niedosytu. Na pewno jednak to był dla mnie piłkarsko zdecydowanie najlepszy czas w życiu. Spędziłem tutaj dziesięć i pół roku, było naprawdę fajnie i nie zapomnę tego nigdy.
Mówił też o samym meczu: - Lech jest zawsze bardzo groźny u siebie. Było to widać zwłaszcza w pierwszym kwadransie, mocno nas nacisnęli i strzelili zresztą wtedy gola. Potem gra się wyrównała, ale ostatecznie to przeciwnicy okazali się lepsi. Ale to było fajne starcie, z tymi lepszymi ekipami w Ekstraklasie dobrze się gra - podsumował.
Zapisz się do newslettera