Lech Poznań pokazał się ze znakomitej strony w poniedziałkowym spotkaniu z Cracovią. Podopieczni Mariusza Rumaka, zwłaszcza w drugiej połowie, grali z polotem i ostatecznie zmasakrowali rywala 6:1. Wyrównując tym samym klubowy rekord najwyższego zwycięstwa wyjazdowego w ekstraklasie.
Po pierwszej połowie nikt jednak nie spodziewał się, że rozmiary wygranej mogą być tak spektakularne. Cracovia również miała swoje szanse, ale tego dnia los sprzyjał Lechowi. Vladimir Boljević tego meczu nie zapomni nigdy. Cztery słupki w jednym spotkaniu to rzadki wyczyn. A na domiar złego jak Czarnogórcowi udało się już umieścić piłkę w siatce to jego wysiłki zniweczył sędzia boczny, który niesłusznie dopatrzył się pozycji spalonej.
Poznaniacy mimo efektownego zwycięstwa, po meczu pamiętali, że w pierwszej połowie mieli sporo szczęścia. - Cracovia naprawdę była groźna i stworzyła sobie wiele sytuacji bramkowych, w których zabrakło jej milimetrów. Na pewno w defensywie nie wszystko funkcjonowało tak jak byśmy sobie tego życzyli i nad tym elementem musimy popracować - mówił zaraz po meczu w Krakowie Mariusz Rumak.
O ile w pierwszej połowie spotkanie było wyrównane, a o wysokim prowadzeniu Kolejorza zadecydowała lepsza skuteczność, o tyle w drugiej odsłonie dominacja Lecha nie podlegała dyskusji. Kapitalną partię rozgrywali Kasper Hamalainen oraz Gergo Lovrencsics i na grę poznaniaków patrzyło się z przyjemnością. Rozmach, polot, błyskotliwość. Te rzeczowniki charakteryzowały grę lechitów w drugich 45 minutach.
Do świetnej gry ugro-fińskiego duetu dostosowali się też pozostali zawodnicy. Skuteczni byli napastnicy. Zarówno Łukasz Teodorczyk jak i Bartosz Ślusarski wpisali się na listę strzelców. To wszystko musiało spowodować, że mecz na zawsze przejdzie do historii poznańskiego klubu. - Czasami tak jest, że prawie wszystko wychodzi, a strzelanie bramek przychodzi z dużą łatwością. Trzeba jednak pamiętać, że nie co tydzień aplikuje się rywalowi sześć goli - tonuje nastroje Bartosz Ślusarski.
Wysokie zwycięstwo w Krakowie na pewno rozbudziło apetyty kibiców. Tym bardziej, że teraz na Bułgarską przyjeżdża najbardziej rozczarowująca drużyna ekstraklasy ostatnich lat. Pewnie wielu kibiców w meczu z Zagłębiem Lubin spodziewa się podobnego rezultatu. - Zdajemy sobie z tego sprawę. Po takim zwycięstwie oczekiwania zawsze są coraz większe. Śmialiśmy się nawet, że niepotrzebnie strzelaliśmy tyle goli. Mogliśmy zakończyć na dwóch i spokojnie przygotowywać się do kolejnego meczu - dodaje "Ślusarz".
Zapisz się do newslettera