- Powrót na Bułgarską nie był udany, bo przegraliśmy. Fajnie było wrócić na ten obiekt. Zobaczyć go i kibiców Lecha. Szkoda, że nie było ich dużo - mówi były pomocnik Kolejorza Siergiej Kriwiec.
Białorusin grał w poznańskim zespole przez blisko trzy lata. Latem po czterech sezonach przerwy wrócił do Polski, aby kontynuować swoją karierę w Wiśle Płock. - Lech jest i będzie dla mnie wyjątkowym klubem. Spędziłem tutaj fajne chwile i mam coś wspominać. Wiadomo, że największym sukcesem jest mistrzostwo, ale też faza grupowa Ligi Europy i mecze z Juventusem i Manchesterem to coś, co długo zostanie mi w pamięci - mówi Kriwiec.
O tym jak wiele czasu upłynęło od odejścia pomocnika z Lecha najlepiej świadczy fakt, że w Lechu zostało tylko trzech piłkarzy. - Tomek Kędziora wchodził do zespołu, a dzisiaj jest kapitanem - śmieje się pomocnik Wisły. - Poza tym przez miesiąc w zespole był Łukasz Trałka. No i oczywiście Jasiu Burić, ale on dzisiaj nie zagrał. Więcej jest pracowników. Oczywiście chłopacy od murawy, ksiądz, fizjoterapeuci i pan Geniu. Miałem z kim porozmawiać - dodaje.
Był pomocnik Lecha do dziś jednak często odwiedza Poznania. Od czasu powrotu do Polski był już w nim kilka razy. - Mam żonę z Poznania, kupiliśmy tutaj mieszkanie. Regularnie przyjeżdżam. Byłem też na stadionie. Oglądałem mecz Lecha z Pogoń Szczecin, w którym debiutował nowy trener - mówi Kriwiec, który spotkanie z Kolejorzem rozpoczął na ławce rezerwowych.
W sobotnim meczu pojawił się na boisku dopiero w 61. minucie spotkania. Wisła przegrywała wtedy 1:0. - Szybko straciliśmy bramkę. Trzeba powiedzieć, że trudno było na tej murawie coś zrobić. Mieliśmy inny plan, chcieliśmy strzelić pierwsi. Niestety to się nam nie udało. Można powiedzieć, że zwycięstwo Lecha było zasłużone - podsumowuje Białorusin.
Zapisz się do newslettera