Marcin Kamiński i Mateusz Możdżeń mimo tego, że od blisko dwóch lat grają w innych zespołach wciąż utrzymują ze sobą kontakt. - Przed tym meczem jeszcze nie rozmawialiśmy. Dzwoniliśmy do siebie przed startem rundy i wtedy nastroje u nich były na pewno zdecydowanie lepsze - mówi obrońca Kolejorza.
Marcin Kamiński i Mateusz Możdżeń mimo tego, że od blisko dwóch lat grają w innych zespołach wciąż utrzymują ze sobą kontakt. - Przed tym meczem jeszcze nie rozmawialiśmy. Dzwoniliśmy do siebie przed startem rundy i wtedy nastroje u nich były na pewno zdecydowanie lepsze - mówi obrońca Kolejorza.
Obaj debiutowali w pierwszym zespole Lecha w tym samym sezonie. Jako pierwszemu udało się to Marcinowi Kamińskiemu, który pojawił się na boisku w trakcie dogrywki 1/16 finału Pucharu Polski ze Stalą Stalowa Wola we wrześniu 2009 roku. Trzy tygodnie później w pierwszym zespole zagrał Mateusz Możdżeń. 18-letni wówczas pomocnik zaczął od pierwszej minuty spotkanie z Wisłą Kraków, które zakończyło się zwycięstwem Kolejorza.
- To był okres, w którym trafiliśmy do zespołu i przez kilka lat trzymaliśmy się razem. Znamy się długo, to dla mnie nie tylko kolega z boiska, ale osoba, z którą spędzałem wiele czasu poza nim. Jeździliśmy razem nie tylko na treningi. Spotykaliśmy się też po ich zakończeniu - mówi Kamiński.
Dlatego w sobotę na pewno przed meczem zamienią kilka słów. - Podbeskidzie nie wystartowało najlepiej, a ja po tym meczu jeszcze z nim nie rozmawiałem. Jeszcze nie wiem czy dzwonić, bo nastroje mogą nie być najlepsze w ich zespole. Ten telefon pewnie, któryś z nas wykona - przyznaje lechita.
Znajomość Możdżenia z Kamińskim mimo tego, że obaj nie grają już w jednym zespole przetrwała. Obrońca Kolejorza, gdy Możdżeń grał w Lechii, został po jednym ze spotkań w Gdańsku. - Podobnie było, gdy Mateusz przyjechał do Poznania z Lechią - zaznacza 23-letni piłkarz. - Staramy się w miarę możliwości spotkać i odwiedzać się. Nie jest to łatwe, ale z tej znajomości nie zrezygnujemy - dodaje.
Jego zdaniem spotkanie z Podbeskidziem dla Lecha wcale nie będzie łatwe. - Zdajemy sobie sprawę z tego, że są ostatni w tabeli. Musimy jednak szanować rywala i na pewno nie podejdziemy do niego z dużą pewnością siebie. Nie możemy myśleć, że nieważne co się stanie to wygramy. W Bielsku-Białej gra się trudno i to zwycięstwo trzeba będzie wyszarpać - zapowiada Kamiński.
Zapisz się do newslettera