31 października 2010 roku Lech Poznań rozgrywał swój ostatni mecz pod wodzą Jacka Zielińskiego. Na Bułgarską przyjechała Wisła Kraków, która w 49 minucie objęła prowadzenie. Kolejorz nie podłamał się jednak straconą bramką. Poznaniacy odpowiedzieli czteroma i zainkasowali komplet punktów.
Po Zielińskim stery przy Bułgarskiej obejmował Jose Mari Bakero. Hiszpan był szkoleniowcem Lecha przez półtora roku. W tym czasie ani razu nie udało mu się odrobić strat z nawiązką. Jeśli Kolejorz w lidze tracił bramkę jako pierwszy, to najczęściej przegrywał, a czasami jedynie remisował.
Fatalna passa lechitów trwała także za kadencji Mariusza Rumaka. Obecny trener Lecha losy spotkania po raz pierwszy odwrócił po ponad roku pracy w stolicy Wielkopolski. 21 kwietnia tego roku poznaniacy szybko stracili bramkę w meczu z Zagłębiem, ale potrafili odpowiedzieć trzema golami i zdobyli trzy punkty. Tym samym po prawie 4 latach przerwali passę ligowych meczów, w których tracąc bramkę jako pierwsi nie potrafili wygrać.
W minionym sezonie był to jednak jednorazowy zryw lechitów i można było mówić o przypadku. Teraz nie ma już o tym mowy. Za nami nieco ponad połowa sezonu zasadniczego, a Lech już trzykrotnie wygrywał mecze, w których przegrywał. - Zespół zrobił duży krok w kwestii mentalnej. Ona jeszcze nie jest stabilna, ale wszyscy widzimy już, że jak będziemy szli we wspólnym kierunku, to będziemy jeszcze mocniejsi - uważa trener Lecha Poznań Mariusz Rumak.
Po raz pierwszy tej sztuki poznaniacy dokonali 19 października w Gdańsku, gdzie rozgromili Lechię 4:1. Mentalną siłę podopieczni Mariusza Rumaka potwierdzili w dwóch ostatnich meczach, gdy na INEA Stadion zawitały najbardziej utytułowane zespoły w ekstraklasie. Górnik prowadził do przerwy 1:0, by ostatecznie przegrać 1:3. Ruch z kolei wyszedł na prowadzenie 2:1 na godzinę przed końcem, żeby ulec Lechowi 2:4.
- Rośniemy z każdą bramką. Dobitnie było to widać w meczu z Ruchem, w którym do samego końca graliśmy o zwycięstwo. Po bramce na 2:2 szybko pobiegliśmy po piłkę i daliśmy sygnał do dalszych ataków. Nawet po strzeleniu gola na 3:2 nie cofnęliśmy się tylko walczyliśmy o kolejne bramki. Emocji w tym spotkaniu na pewno nie brakowało, a to jest to, co kibice lubią najbardziej - dodaje Mariusz Rumak.
Zapisz się do newslettera