W ramach 19. kolejki PKO Ekstraklasy Lech Poznań zmierzy się na wyjeździe ze Śląskiem Wrocław. Jednakże my przeniesiemy się do roku 2001, kiedy to Kolejorz pokonał w Pucharze Ligi wrocławian i równocześnie rozpoczął marsz po awans do najwyższej klasy rozgrywkowej. O tych wydarzeniach opowiada nam były bramkarz niebiesko-białych - Norbert Tyrajski.
Sezon 2001/2002 zaczynaliśmy z pełnym przekonaniem, że idziemy po awans. Mieliśmy personalnie dobry zespół, szeroką kadrę, wiedzieliśmy co chcemy grać i w jakim kierunku mamy iść. Oprócz ligi, rywalizowaliśmy w Pucharze Polski i Pucharze Ligi. Spotkanie ze Śląskiem Wrocław odbyło się w ramach III rundy Pucharu Ligi, a całą kampanię rozpoczęliśmy dwumeczem z Jagiellonią Białystok. Właśnie po tym pojedynku przyszedł czas na przeciwnika z wyższej półki, bo Śląsk grał wtedy w I lidze, która była najwyższą w Polsce. W pierwszym spotkaniu, które odbyło się w sierpniu 2001 roku, przegraliśmy 3:4. Przegrywaliśmy już 0:2, ale za sprawą Artura Bugaja udało nam się zdobyć bramkę kontaktową przed przerwą. Niestety nie daliśmy rady wygrać tego spotkania, ale w rewanżu po bramce Michała Golińskiego utrzymaliśmy jednobramkowe prowadzenie, które dało nam awans. Jak na drużynę drugoligową mądrze przesuwaliśmy się po boisku, byliśmy solidnie przygotowani taktycznie i punktowaliśmy wrocławian. Nasza drużyna była mocna, atmosfera dopisywała. Takie zwycięstwa napędzały nas do lepszej gry i koniec końców do awansu do najwyższej ligi.
Kibice również byli głodni sukcesów, a stadion zapełniał się już 45 minut przed meczem. Wychodziło się na rozgrzewkę i nie widać było wolnego krzesełka. To na pewno nam pomagało. Czy był duży przeskok pomiędzy pierwszoligowcami, a nami? Nie powiedziałbym, zaraz potem przyjechała do nas Amica Wronki, którą odprawiliśmy z kwitkiem, a w Pucharze Polski rozprawiliśmy się z Pogonią Szczecin, która była wtedy naszpikowana gwiazdami. Przy ulicy Bułgarskiej pojawiło się podczas tamtego meczu 22 tys. kibiców, co było niesamowite. Wygraliśmy sensacyjnie po rzutach karnych aż 12:11 i awansowaliśmy do 1/8 Pucharu Polski.
Trener Bogusław Baniak powtarzał nam w szatni: "Nie bójmy się, walczmy o swoje, dajmy z siebie wszystko, a wynik cały czas będzie sprawą otwartą". Tak też chcieliśmy grać, każdy z nas miał ochotę pokazać się z jak najlepszej strony i udowodnić innym, że mamy dobrą drużynę. Mieliśmy parę indywidualności, ale grzechem byłoby ich wymieniać jako jedynych architektów sukcesu, ponieważ wszyscy na to miano zasłużyli. Wszystkie te elementy złożyły się na to, że kończyliśmy ligę na pierwszym miejscu i następny sezon zaczynaliśmy rywalizacją z najlepszymi.
Zredagował: Miłosz Ciekalski
Zapisz się do newslettera