Dając zwycięstwo drugiej drużynie Lecha Poznań w sobotnim meczu z Sokołem Ostróda (1:0) Maksymilian Pingot strzelił swojego debiutanckiego gola w seniorskiej piłce. Środkowy obrońca wszedł do dorosłego futbolu wiosną tego roku i od tej chwili notuje regularny rozwój, stając się jednym z najpewniejszych punktów swojej ekipy.
Delikatnie mówiąc, 18-latek mógł wyobrazić sobie nieco przyjemniejsze okoliczności do wkroczenia w seniorskie granie. Trwała tegoroczna runda wiosenna, rezerwy właśnie przegrały trzy spotkania z rzędu i zajmowały ostatnie miejsce w tabeli. Ponadto borykały się ze sporymi kłopotami kadrowymi, ale to właśnie one otworzyły szansę dla wychowanka Kolejorza, który wcześniej zdążył rozegrać tylko dwanaście spotkań na poziomie Centralnej Ligi Juniorów. Debiut w kwietniowym pojedynku w Grudziądzu z Olimpią rozpoczął się dla niego od… błędu przy golu dla gospodarzy, później już jednak było tylko lepiej, a lechici zwyciężyli w arcyważnej konfrontacji z bezpośrednim rywalem w walce o utrzymanie 3:1.
- Potrzebowaliśmy drugiego stopera do pary z Wojtkiem Onsorge, bo w ostatniej chwili z przyczyn osobistych wypadł nam jeszcze Grzesiek Wojtkowiak. Tydzień wcześniej zaprosiliśmy na treningi Maksa i oceniliśmy, że w tamtym momencie mógł dać nam to, czego oczekiwaliśmy. Okoliczności były ciężkie, a dla samego "Pinia" także początek meczu nie należał do łatwych. Szybko się otrząsnął, wziął udział w akcji bramkowej na 1:1 i dał nam swoją dalszą postawą mocny sygnał, że warto na niego postawić - wspomina wydarzenia z 10 kwietnia trener drugiego zespołu, Artur Węska.
Dlaczego jest to tak ważna data dla dalszej części historii? Ano dlatego, że w przeciągu ostatnich 200 dni z okładem Pingot zdążył wystąpić w rezerwach blisko 30 razy. Zaufanie sztabu zdobył błyskawicznie, bo do końca ubiegłej kampanii opuścił w trzynastu starciach zaledwie 80 minut. - To był nieoczywisty ruch, wymagał odwagi ze strony całego sztabu, ale też mieliśmy w tym przypadku poczucie, że możemy docelowo dostarczyć stopera do pierwszego zespołu. Maks jest zawodnikiem, którego atrybuty są widoczne gołym okiem. Czuje się świetnie przy wyprowadzeniu piłki, dysponuje dobrym, mocnym podaniem po ziemi między liniami, cały przed nim jednak dużo pracy. Na tym etapie musi udowadniać też swoją przydatność w grze bez piłki, wywiązywać się jak najlepiej z zadań defensywnych. Pierwsza drużyna będzie nieść przed nim potencjalnie inne wymagania, takie jak wyższa skuteczność w pojedynkach jeden na jeden z napastnikiem przeciwnika, lepsza asekuracja kolegi z defensywy, obrona światła bramki, gra na wyprzedzenie, wykonanie wślizgu w odpowiednim tempie. To cechuje najlepszych obrońców i także u niego idzie to w odpowiednią stronę - opowiada szkoleniowiec niebiesko-białych.
To, że młody stoper potrafi wyciągać odpowiednie wnioski i czerpać cenne lekcje z drugoligowych boisk znalazło potwierdzenie w ostatnim czasie. Ponownie oddajemy głos jego opiekunowi. - "Piniu" też miewa trudniejsze momenty, tak było chociażby w naszym przedostatnim meczu z Wigrami Suwałki. Po nim powiedzieliśmy sobie otwarcie, że zagrał słabo, popełniał zbyt wiele błędów, to nie był Maks, którego znamy. Oczywiście, mieliśmy przy tym na uwadze, że wracał do nas po krótkim okresie rekonwalescencji po kontuzji. Merytoryczna analiza w połączeniu z jego pełnym zaangażowaniem w kolejnych dniach sprawiły, że już w następnym spotkaniu z Sokołem udowodnił nam, że gorsza postawa z Wigrami miała charakter jednorazowy - twierdzi trener Węska.
Przeciwko ekipie z Ostródy 18-latek zdobył premierową bramkę w dorosłej piłce i co równie istotne, wraz z Mateuszem Skrzypczakiem, Filipem Borowskim, Krystianem Palaczem oraz Miłoszem Mleczko utworzył skuteczny blok defensywny. - Dużo poświęcamy ostatnio czasu na stałe fragmenty, zajmuje się tym głównie trener bramkarzy, Maciej Borowski. Rozpracowuje przeciwników, ustala sposób, w jaki mamy je wykonywać i od kilku meczów pachniało dla nas golem po dośrodkowaniach ze stojącej piłki. Tutaj wszystko zagrało idealnie, centra w punkt Sergeya Krivetsa w połączeniu z odpowiednim nabiegiem Maksa i dobrym strzałem dały nam jedynego gola. To cieszy tym bardziej, że było dokładnie tak zaplanowane - potwierdza szkoleniowiec.
Nie byłoby jednak tak harmonijnych postępów tego zawodnika, gdyby nie tylko praca sztabu rezerw czy samego zawodnika, ale także pomoc bardziej doświadczonych kolegów z zespołu. Nie chodzi tylko o często partnerujących mu na środku defensywy Adriana Laskowskiego, Mateusza Skrzypczaka czy Artura Marciniaka, a także graczy z innych formacji.
- Adrian Laskowski, Artur Marciniak czy Mateusz Skrzypczak bez wątpienia dokładają swoimi podpowiedziami i cennym doświadczeniem sporą cegiełkę do rozwoju Maksa. Sergey jest nieoceniony dla każdego z młodych zawodników, bo potrafi ich pobudzić często mocnymi słowami, wiele bodźców przez niego wysyłanych ma pozytywny wpływ na postawę kolegów. Dużo daje także Łukasz Spławski, z którym "Piniu" musi mierzyć się na co dzień na treningach. Wiemy, że to nieprzyjemny typ napastnika, a to właśnie z takimi rywalizować przychodzi w drugiej lidze weekendami Maksowi. Mathias Marker pracuje z nim indywidualnie nad rozwojem siły fizycznej, podobnie jak z resztą jego rówieśników i to będzie na pewno procentować w przyszłości, już dostrzegamy tego świetne efekty - kończy trener rezerw Kolejorza.
Zapisz się do newslettera