Skryty, raczej unikający kamer, ale mający niepodważalną pozycję w zespole - tak Waldemara Piątka wspominają poznańscy dziennikarze pracujący już wówczas przy Bułgarskiej.
Skryty, raczej unikający kamer, ale mający niepodważalną pozycję w zespole - tak Waldemara Piątka wspominają poznańscy dziennikarze pracujący już wówczas przy Bułgarskiej.
Poznany na wyjeździeJózef Djaczenko, redaktor Kibicpoznanski.pl, miał okazję poznać bramkarza jeszcze nim trafił do Lecha. Wszystko działo się przy okazji... meczu wyjazdowego Kolejorza. - Byłem świadkiem pierwszych rozmów na temat przejścia Piątka do Lecha. Często jeździliśmy wówczas w większej grupie razem z zarządem, siedząc nawet nie na trybunie prasowej, a miejscach rezerwowanych dla gości klubu. Zatrzymaliśmy się w zajeździe w okolicach Kielc i włodarze Lecha odeszli rozmawiać z kilkoma nieznanymi mi osobami. Po chwili jeden ze współtowarzyszy podróży podszedł do mnie i powiedział "Wiesz kto to jest? Waldemar Piątek, świetny bramkarz, niedługo będzie u nas grał". Tak też rzeczywiście się stało, bo już kilka miesięcy później Piątek trafił do Lecha z borykającego się z problemami organizacyjnymi KSZO Ostrowiec Świętokrzyski.
Pewniak między słupkami- Jego pozycja była niepodważalna, nie miał większej konkurencji. Wyparł Norberta Tyrajskiego, do rywalizacji sprowadzony został Krzysztof Kotorowski, który był już wówczas doświadczonym bramkarzem, ale nie mógł zagrozić Piątkowi - wspomina z kolei dziennikarz Radia Merkury, Grzegorz Hałasik. Bramkarz był jednym z głównych autorów pierwszych od ponad dekady sukcesów Lecha, kiedy zespół w 2004 roku sięgnął po Puchar i Superpuchar Polski. Ogromna radość panowała wówczas nie tylko wśród kibiców, ale i zawodników. W trakcie fety na Starym Rynku Waldemar Piątek był pierwszym, który wyrzucił w tłum... marynarkę.
Pamiątka z niedosytemGolkiper Kolejorza raczej niechętnie stawał przed dziennikarzami. - Zawsze był sympatyczny i kontaktowy, ale do mediów podchodził z dużą rezerwą. Mimo wszystko pozostawał dość skryty w sobie - opisuje radiowiec. Z tego też powodu Piątka rzadko dojrzymy w ujęciach z dokumentującego sukces z 2004 roku filmu "Droga po puchar", czego sam zainteresowany później nieco żałował. - Pamiętam jego wypowiedź z premiery filmu w jednym z multipleksów. Wspominał swoje niezadowolenie z faktu, że kamera wciąż za nimi chodziła, zaglądała w każde miejsce. Nie był zwolennikiem filmu, więc jej unikał. Gdy potem oglądał jak fajna rzecz z tego wyszła, trochę żałował swojej niechęci i ucieczek przed obiektywem. - wspomina Hałasik.
Zapisz się do newslettera