- Sporo naszych kibiców dotarło do miejsca, które jest położone tak wysoko na północy w Norwegii, za to należy im się wielki szacunek. Czuliśmy ich wsparcie i jestem przekonany, że będą nam pomagać również w najbliższych ważnych meczach, niedzielnym z Zagłębiem Lubin, a także czwartkowym z Bodø/Glimt - mówi napastnik Lecha Poznań Filip Szymczak, który ostatnio ustawiany jest jako skrzydłowy. I świetnie spisuje się w tej roli.
Przed nami dwupak, czyli dwa z rzędu starcia w naszym domu, czyli na stadionie przy Bułgarskiej. W niedzielę (19 lutego) o godzinie 15 zmierzymy się z Zagłębiem Lubin w walce o punkty w PKO BP Ekstraklasie. A w czwartek (23 lutego) o godzinie 21 rozpocznie się rewanż z Bodø/Glimt w 1/16 finału Ligi Konferencji Europy. W czwartek w Norwegii był bezbramkowy remis.
- Wracamy do tego jesiennego rytmu gry co trzy dni i oby trwało to jak najdłużej. Jasne, że wszyscy żyją drugim spotkaniem z Bodø, ale wiemy doskonale, że najpierw jeszcze gramy z Zagłębiem. Jesteśmy na takim etapie rozgrywek, że wszystko jeszcze jest możliwe. My wciąż wierzymy w pozytywne rozstrzygnięcie dla nas w lidze, dużo tych kolejek jeszcze przecież pozostało. Sprawa awansu w europejskich pucharach też jest jeszcze otwarta - mówi Szymczak i podkreśla rolę kibiców:
- Sporo naszych fanów dotarło do miejsca, które jest położone tak wysoko na północy w Norwegii, pod względem logistycznym i finansowym nie była to łatwa wyprawa, więc za to należy im się wielki szacunek. Czuliśmy ich wsparcie i jestem przekonany, że będą nam pomagać również w najbliższych ważnych meczach, niedzielnym z Zagłębiem, a także czwartkowym z Bodø/Glimt. Jeśli chodzi o tę drugą konfrontację, to uważam, że sprawa wciąż jest otwarta i szanse wyrównane. Remis był naszym planem minimum i teraz wszystko rozstrzygnie się na naszym stadionie.
Filip zagrał wiosną we wszystkich pięciu meczach, w tym czterech w podstawowym składzie. Z ławki wszedł tylko w Legnicy przeciwko Miedzi (2:2). W ostatnim czasie trener John van den Brom daje mu szansę na skrzydle, tym bardziej że w ataku niepodważalna jest pozycja kapitana drużyny, Mikaela Ishaka.
W grze 20-latka widać w ostatnim czasie niesamowitą pewność siebie i luz w boiskowych poczynaniach. Niezależnie od tego, że nie gra na nominalnej pozycji. Ogromnie dużo dała mu poprzednia runda, a zwłaszcza jej finisz i ważne gole, jakie wówczas strzelał. - Wiele razy to podkreślałem, że jestem takim zawodnikiem, który im więcej minut spędza na boisku, tym jest bardziej pewny siebie. W takim momencie właśnie się znajduję teraz. Pewnie gdybym był zapytany pół roku temu, czy wyjdę w podstawowym składzie w Wiedniu przeciwko Austrii Wiedeń, czy też w Bodø, w obu przypadkach na dodatek na skrzydle, to bym powiedział, że nie. Aczkolwiek oczywiście cieszy mnie to, że trener Brom chce na mnie stawiać. Wiadomo, jaka jest sytuacja w gronie napastników. Mi pozostaje odwdzięczyć się za to, co dostaję.
Jako skrzydłowy miał w czwartek dużo zadań defensywnych. - Musieliśmy wspomagać naszych obrońców, bo wahadłowi, a także skrajni defensorzy rywali byli ustawieni bardzo wysoko. Mieliśmy sporo pracy, żeby ich powstrzymać - podkreśla lechita, który mógł mieć na koncie asystę, ale jego imiennik i rówieśnik - Marchwiński nie wykorzystał świetnej akcji oraz dośrodkowania.
Zapisz się do newslettera