Cztery z pięciu na zero

Wystarczy podać statystykę. Bodø/Glimt zagrało u siebie 31 meczów w europejskich pucharach. W zaledwie czterech nie strzeliło gola. Raz było to jednak z dzisiejszej perspektywy w zamierzchłych czasach, bo w debiucie pucharowym w 1976 roku przeciwko włoskiemu SSC Napoli (0:2). Po raz drugi zdarzyło się to z Werderem Brema (0:5) w sezonie 1999/00, ale wówczas zagrano na Lerkendal w Oslo, bo Aspmyra Stadion nie był przystosowany do rozgrywek UEFA.

Od tego momentu były 22 gry i w nich tylko dwa razy rywale zachowywali czyste konto. Jesienią obecnych rozgrywek londyński Arsenal, który wygrał w Norwegii 1:0. A także mistrzowie Polski, którzy w czwartkowy wieczór zremisowali 0:0 w fazie play-off Ligi Konferencji Europy. - Patrząc faktycznie na ich przygody europejskie, to nie każdej, a właściwie tylko nielicznym drużynom, było pisane zagrać na zero. My znaleźliśmy się w ekskluzywnym gronie z Arsenalem i to jest oczywiście fajne, na pewno warte podkreślenia. Ale już kilka razy po końcowym gwizdku to mówiłem i powtórzę raz jeszcze: lekki niedosyt czuję - mówi bramkarz Kolejorza Filip Bednarek.

On wiosną dał się pokonać tylko w jednym spotkaniu - wyjazdowym z Miedzią Legnica (2:2). Poza tym kończył bez żadnych strat konfrontacje w PKO BP Ekstraklasie ze Stalą Mielec (0:0), przy Bułgarskiej z Miedzią (1:0), Wisłą Płock (1:0), a także w Norwegii. Razem - cztery na pięć. To pokazuje świetną pracę jego, a także defensywy i pracujących przed nią zawodników całego zespołu.

- Pewnie, to jest zawsze gdzieś jakiś dodatkowy prestiż, jeśli kończysz mecz bez straconego gola. Nie jest to jednak główna rzecz, na jaką liczę, kiedy wychodzę na boisko. Jasne, zawsze na końcu po meczu jestem zadowolony, jak utrzymam czyste konto i jakaś dodatkowa motywacja do osiągania tego jest. Natomiast na końcu liczy się wygrywanie. Nie gram przecież w sporcie indywidualnym, gdzie czerpię korzyści dla siebie. Chcemy wygrywać jako zespół i jestem od tego, żeby w tym pomagać - opowiada golkiper niebiesko-białych.

Na koniec podsumowuje: - Przed robotą powiedziałbym, że 0:0 brałbym w ciemno. Po robocie jednak jest lekki niedosyt, bo jednak mogliśmy wyjechać ze zwycięstwem. Chwała chłopakom biegającym przede mną, chwała wszystkim pozostałym, którzy byli na boisku. Zasłużyli, żeby dostać ten komplement. Świetnie walczyli i wygrywali pojedynki. Już nie możemy się doczekać rewanżu, ale najpierw czeka nas rywalizacja ligowa z Zagłębiem Lubin i o tym nie możemy zapominać.

Mecz Lech - Zagłębie Lubin w niedzielę (19 lutego) o godzinie 15:00 przy Bułgarskiej. A rewanż z Bodø/Glimt w najbliższy czwartek (23 lutego) w Poznaniu o godzinie 21. Bilety na oba starcia można kupić tutaj >>>