Trener Smuda mówi, że system gry nie jest dla niego aż tak ważny. A to dlatego, że w trakcie meczu i tak się bardzo często zmienia, więc nie ma sensu się do niego za bardzo przywiązywać. Zmiany systemu w trakcie gry nie oznaczają jednak, iż taktyka nie jest ważna. A system, w jakim zespół rozpoczyna spotkanie, określa też filozofię gry i założenia taktyczne.
Lech stosuje ustawienie 1-4-5-1, a właściwie należałoby powiedzieć 1-4-2-3-1, czyli z bramkarzem, czterema obrońcami, dwoma defensywnymi pomocnikami, trzema pomocnikami i jednym napastnikiem. Pojawiło się ono wiosną, kiedy Smuda zdecydował się zrezygnować z gry systemem 1-4-4-2. Dawał on efektowne mecze ze sporą liczbą bramek, ale często przegrane przez Lecha. Zbyt wątła defensywa "Kolejorza" powodowała bowiem, że Lech nie zawsze wygrywał wymianę ciosów.
1-4-5-1 miało wzmocnić defensywę lechitów przy pomocy owych defensywnych pomocników, którzy mieli rozbijać ataki rywala odpowiednio wcześnie. Działo się to kosztem ofensywy. Lech zaczął grać mecze w gorszym stylu, ale zdobywał punkty.
Każdy system gry sprawdza się wtedy, gdy są do niego odpowiedni wykonawcy. Akurat Lech ma w miarę dobrych piłkarzy do gry 1-4-5-1. Defensywni pomocnicy: Rafał Murawski i Maciej Scherfchen spełniają wyznaczone przez to ustawienie zadania, o ile są w formie. "Kolejorz" znalazł też napastnika idealnego do gry w 1-4-5-1. To Peruwiańczyk Hernan Rengifo. Umiejętność gry tyłem do bramki, przyjęcia piłki i stworzenia w ten sposób przewagi jest u niego wysoka. Do gry w 1-4-5-1 nadaje się nawet lepiej niż Reiss.
Reiss jest jednak zbyt wartościowym graczem, aby sadzać go na ławę. Gdy wyleczy kontuzję, bez wątpienia znajdzie się w kadrze. Co wtedy z Rengifo? Ławka? Też szkoda. Może uda się wykorzystać obu?
Kto wie, czy rozwiązaniem nie będzie powrót do ustawienia 1-4-4-2, czyli gry z dwoma napastnikami. Problemem jest fakt, że Reiss i Rengifo grają za bardzo podobnym stylem. System ten oznacza także rezygnację z jednego z pomocników. Którego? Dyspozycja wskazywałaby na Henry Quinterosa, ale z niego Smuda raczej nie zrezygnuje. Po pierwsze - to mistrz podań, po drugie - to praktycznie jedyny sensowny rozgrywający w Lechu. Smuda go nie zastąpi, bo nie ma kim. Dimitrije Injac na tej pozycji to rozwiązanie tylko tymczasowe.
Za powrotem do systemu 1-4-4-2 przemawia problem z formą Marcina Zająca oraz fakt, że obecna obrona Lecha z Marcinem Dymkowskim i Ivanem Djurdjeviciem nie potrzebuje już takiego wsparcia ze strony defensywnych pomocników. W ich gronie kłopoty z odnalezieniem formy ma Rafał Murawski, a Maciej Scherfchen gra gorzej niż na początku sezonu.
Smuda zatem staje przed takim oto dylematem: pozostać przy obecnym status quo i, wobec powrotu Reissa, narazić się na konieczność wyboru między nim a Rengifo albo zmienić system gry, który dał mu większą pewność w tyłach i wiele punktów, których żądają kibice. Co wybierze?
Zapisz się do newslettera