Lech Poznań po raz trzeci zagra na Islandii - w trzeciej rundzie kwalifikacji Ligi Konferencji Europy zmierzy się z Vikingurem Reykjavik. Jeśli chodzi o wcześniejsze wyprawy, to pierwsza była historyczna, bo to pierwsze zwycięstwo Kolejorza w europejskich pucharach. Na dodatek, wygrana, o której kibice bardzo długo nie wiedzieli. Z kolei osiem lat temu niebiesko-biali zagrali w nietypowych strojach i niestety wówczas przegrali 0:1, a tydzień później pożegnali się z rywalizacją.
Lech Poznań w pucharach zadebiutował w 1978 roku i zebrał srogie lanie od niemieckiego MSV Duisburg. Cztery lata później awansował jako zdobywca Pucharu Polski. To był wstęp do wielkich sukcesów drużyny Wojciecha Łazarka, która w kolejnych rozgrywkach sięgnęła po premierowe mistrzostwo kraju. Najpierw jednak zagrała w Europie i odniosła pierwsze zwycięstwo. W pierwszej rundzie Pucharu Zdobywców Pucharów los przydzielił klub, przy którego czytaniu nazwy polscy kibice bez wątpienia mogliby sobie połamać język. Bo to Íþróttabandalag Vestmannaeyja, czyli w skrócie IBV.
Islandczycy podejmowali Polaków w miejscowości Kopavogur. Kiedy lechici wrócili, to dzielili się wrażeniami, że jeszcze w przeddzień rywalizacji po murawie chodziły owce i wyżerały trawę. A sam obiekt został porównany do polskich trzecioligowych. To tam jednak został wywalczony pierwszy pucharowy triumf. Było 1:0 po golu obrońcy Leszka Partyńskiego. Niemal przez całe spotkanie padał deszcz, a temperatura była w okolicach 0 stopni Celsjusza.
Najciekawsze jednak jest to, że kibice w kraju długo musieli czekać na wynik konfrontacji toczonej 14 września 1982 roku. Wówczas w Polsce był stan wojenny, nie poleciał na Islandię żaden dziennikarz, nie było też transmisji telewizyjnej. - Przez cały wieczór i od wczesnych godzin rannych zablokowane były nasze telefony. Sympatycy futbolu dzwonili nawet do drukarni i wszyscy z jednym pytaniem - jaki jest rezultat meczu ze zdobywcą Pucharu Islandii. Coś niesamowitego! Wciąż słyszy się, że naród zgnuśniał, mało czym się interesuje, a tu raptem mamy do czynienia z ekspansją prawdziwych namiętności - pisała Gazeta Poznańska.
Emerytowany poznański dziennikarz Andrzej Kuczyński wspomina, że dopiero w środku nocy rezultat pojawił się w informacjach agencyjnych. Dzienniki, które wychodziły rano, nie miały jednak szans go przekazać. Stąd relacja była z jednodniowym opóźnieniem. W dobrej sytuacji był tylko Express Poznański, który był popołudniówką i 15 września podał wynik. Awans Lecha został przypieczętowany przy Bułgarskiej efektownym triumfem 3:0. To był zatem nie tylko pierwszy triumf, ale również pierwsza promocja do kolejnej rundy.
Kolejorz wrócił na Islandię po 32 latach, tyle że w kwalifikacjach Ligi Europy. Co ciekawe, z rywalizacji przeciwko Stjarnan również nie było transmisji telewizyjnej. Wiadomości dzięki internetowi i przede wszystkim radiowym łączom docierały do Polski na bieżąco. A te nie były dobre, bo mimo sporej przewagi, ówcześni wicemistrzowie kraju przegrali 0:1.
Liczyli, że odrobią straty w Poznaniu, ale nic z tego - padł bezbramkowy remis i jednak z największych pucharowych klęsk w historii klubu stała się faktem. Ciekawostka jest taka, że na Islandii lechici zagrali w nietypowych, bo bordowych koszulkach. To był trzeci komplet, nieco nawiązujący do przedwojennych, kiedy klub występował pod nazwą Kolejowego Przysposobienia Wojennego, w skrócie KPW Poznań. Ten trzeci komplet nie przyniósł jednak szczęścia. Dodajmy, że wówczas walka toczyła się na obiekcie Stjörnuvöllur w miejscowości Gardabaer. Na tym stadionie była sztuczna nawierzchnia, czyli podobnie jak teraz, kiedy zmierzy się z Vikingurem w Reykjaviku.
Zapisz się do newslettera