Osiem punktów więcej miałby Lech Poznań, gdyby jego piłkarzom dopisało szczęście przy oddawaniu strzałów - wylicza Ekstrastats. Zawodnicy Kolejorza tylko w meczach ligowych pięciokrotnie obijali słupki i poprzeczki bramek rywali. Gdyby wykazali się większą skutecznością dziś zajmowaliby pozycję lidera Lotto Ekstraklasy.
Już pod koniec poprzedniego sezonu poznaniacy mieli pecha. - Ciężko powiedzieć dlaczego tak się dzieje. Każdy z nas bardzo chce trafić do siatki. Co mecz piłka zatrzymuje się na słupku albo poprzeczce i nie chce wpaść. To nie jest normalna sytuacja, bo gramy już pięć albo sześć meczów bez bramki. To daje dużo do myślenia - mówił w maju Maciej Gajos, który w dwóch spotkaniach z rzędu trafił z rzutu wolnego w poprzeczkę bramki.
Ten sezon nie rozpoczął się dla lechitów lepiej. Już na inaugurację rozgrywek ligowych w meczu ze Śląskiem Nicki Bille trafił w sytuacji sam na sam z Pawełkiem w słupek bramki rywala. Ten mecz zakończył się bezbramkowym remisem. Miesiąc później w starciu z Bruk-Bet Termaliką Nieciecza w słupek trafił Dariusz Formella, a ten mecz podobnie jak starcie ze Śląskiem zakończył się podziałem punktów.
W poprzeczkę w spotkaniu z Arką Gdynia, które także zakończyło się bezbramkowym remisem, trafił Szymon Pawłowski. Pomocnik Kolejorza zbiegł do środka boiska, oddał groźny strzał i był blisko pokonania golkipera beniaminka, ale zabrakło mu szczęścia. Tego w spotkaniu z Górnikiem Łęczna długo nie miał Maciej Makuszewski. Pomocnik Lecha na początku spotkania trafił w słupek, ale w doliczonym czasie meczu pokonał Sergiusza Pruska i zapewnił Kolejorzowi wygraną.
- Miałem w pierwszej połowie dobrą sytuację zdobyć bramkę, to nie była stuprocentowa okazja, to była dwusetka. Mogłem przeszkodzić drużynie w wygranej - mówił po meczu Makuszewski. Takiego szczęścia jak on nie miał ostatnio Darko Jevtić, który wpisał się na listę strzelców w starciu z Wisłą. Gdyby jednak na początku spotkania piłka po jego strzale trafiła do siatki, Kolejorz po meczu mógłby dopisać sobie w tabeli trzy punkty, a tak ten zakończył się remisem.
W dwunastu meczach lechici trzykrotnie trafiali w słupek i dwa razy w poprzeczkę. Gdyby ich uderzenia byłyby precyzyjne to dziś poznaniacy mieliby osiem punktów więcej. Cztery z pięciu meczów, w których zawodnicy Lecha trafiali w słupki i poprzeczki ostatecznie kończyły się remisami. Gdyby piłkarze Kolejorza te sytuacje zamieniali na bramki to dziś mieliby cztery zwycięstwa więcej, a te pozwoliłyby mu przystępować do spotkania z Legią z pozycji lidera ekstraklasy
Kolejorz miałby wtedy 24 punkty. O jeden więcej ma obecnie Lechia, którą poprzeczki i słupki czterokrotnie ratowały przed stratą punktów. Podobną sytuację ma także druga w tabeli Termalika, której rywale pięć razy trafiali w słupki i poprzeczki oraz trzecia Jagiellonia, którą cztery razy słupki i poprzeczki ratowały od straty bramki.
Zapisz się do newslettera