W czwartek poznaniacy będą walczyli o awans do trzeciej rundy eliminacji Ligi Europy. W spotkaniu z FK Haugesund będą chcieli odrobić straty z pierwszego spotkania z Norwegami, które zakończyło się porażką 2:3.
Niewiele jednak brakowało, a sytuacja Kolejorza byłaby jeszcze trudniejsza. Gdy w ostatniej minucie pierwszego meczu z FK Haugesund sędzia wskazał na wapno, kibice w Poznaniu zamarli. Po golu zdobytym przez Darko Jevticia można było usłyszeć spadający kamień z serca. To trafienie oznaczało jedno. W rewanżowym spotkaniu na INEA Stadionie będą wielkie emocje, ponieważ poznaniakom do awansu wystarczy skromna wygrana 1:0.
- Gdyby ten mecz zakończył się zwycięstwem 3:0 dla Norwegów, moglibyśmy czuć się co najmniej zakłopotani. Uważam, że w pierwszym meczu Lechowi udało się wyjść z tarapatów obronną ręką, mimo iż w tym starciu nawet nie zremisował. W kontekście dwumeczu, to 3:2 jest wynikiem, który pozostawia sprawę awansu w pełni otwartą - stwierdza były piłkarz Kolejorza, Jarosław Araszkiewicz.
Nie oznacza to jednak, że o awans będzie łatwo. Norwedzy są w rytmie meczowym, w miniony weekend wygrali kolejny ligowy mecz. Tym razem z Aalesund 2:0. - Rywale do Poznania nie przyjadą i nie położą się przed Lechem. Nie są to zawodnicy przypadkowi. Mają bardzo duże umiejętności i pokazali to w pierwszym meczu. FK Haugesund będzie chciało wyeliminować Lecha, aby pokazać się w Europie. - podkreśla pięciokrotny mistrz Polski z Kolejorzem.
Dużym wyzwaniem przed czwartkowym meczem, a także na początku sezonu, będzie szybkie zgranie zespołu. Na Bułgarską trafiło ośmiu nowych zawodników. Nie da się ukryć, że drużyna potrzebuje czasu, by zdążyła się zgrać i mogła pokazać pełnie swoich możliwości. - Lech jest teraz nowo budowanym zespołem. Przyszło do Kolejorza ośmiu nowych zawodników i nie będzie tak, że ktoś za sprawą czarodziejskiej różdżki zgra ich wszystkich ze sobą. Potrzeba przede wszystkim na to trochę czasu. Wie o tym na pewno trener, zarząd i mam nadzieję, że kibice. - kończy "Araś".
Zapisz się do newslettera