Lech Poznań podejmować będzie Stal Mielec w 24. kolejce PKO BP Ekstraklasy. W naszym cyklu 1klub1000historii wracamy dziś wspomnieniami również do marcowego meczu tych drużyn - tyle że 47 lat wcześniej. Zespoły rywalizowały przy komplecie publiczności na Dębcu, a spotkaniu przyglądała się cała piłkarska Polska ze względu na transmisję telewizyjną.
Stal to potęga polskie ligi w latach 70. Dość powiedzieć, że wtedy odniosła największe sukcesy - dwa razy byłem mistrzem Polski. Stało się to w 1973 orz 1976 roku. Toczyła wówczas także niesamowite boje w Europie, doszła do ćwierćfinału Pucharu UEFA, gdzie musiała uznać wyższość niemieckiego Hamburger SV. Z kolei jesienią 1976 los w Pucharze Europy Mistrzów Krajowych przydzielił słynny Real Madryt, która okazał się w dwumeczu lepszy, ale po skromnych wygranych 2:1 i 1:0. Kolejne rozgrywki to miejsce tuż za podium, a sezon 1977/1978 to lekki kryzys, bo ostatecznie mielczanie zajęli ósme miejsce.
Wciąż jednak takie nazwiska, jak Grzegorz Lato czy Henryk Kasperczak elektryzowały kibiców. A oni przyjechali wraz ze Stalą na poznański Dębiec 12 marca 1978 roku, czyli prawie 47 lat temu i wybiegli w podstawowym składzie. Co ciekawe, brakowało Andrzeja Szarmacha, który zdaniem trenera gości nie był w odpowiedniej formie. Punktualnie o godzinie 11 rozpoczynał się mecz pierwszoligowy. Frekwencję szacuję się na około 20 tysięcy. To oznaczało właściwie komplet na kameralnym klubowym obiekcie Kolejorza, zresztą od dawna było wiadomo, że ten wciśnięty między tory stadion jest za mały na potrzeby rozwijającego się błyskawicznie klubu. Wtedy trwały już intensywne prace przy Bułgarskiej, gdzie nieco ponad dwa lata później Niebiesko-Biali przenieśli się. Na początku tylko na starcia piłkarskie, później także do biur.
Lech okrzepł już wówczas w Ekstraklasie, w 1977 cudem uniknął spadku, a kolejny rok był wyjątkowy, bo zakończył się miejscem na podium i pierwszym w historii awansem do europejskich pucharów. Wiosnę lechici rozpoczęli w kratkę, bo przegrali na wyjeździe z Szombierkami Bytom (1:2), u siebie wygrali z Ruchem Chorzów (3:0), ale trzy dni przed konfrontacją z mielczanami został rozbity przez Arkę w Gdyni (0:4). Miał zatem sporo do udowodnienia kibicom, którzy przyszli tłumnie, a do tego spotkanie odbywało się na oczach piłkarskiej Polski, bo transmisję przeprowadzała Telewizja Polska.
Kiedy sędzia Ryszard Sobiecki z Warszawy odgwizdał koniec pierwszej połowy mieliśmy bezbramkowy remis. Krótko po zmianie stron na 1:0 dla gości trafił Edward Oratowski. Widzów do euforii doprowadził w 76. minucie Jerzy Kasalik, który wyrównał po dośrodkowaniu z rzutu rożnego w wykonaniu Mirosława Okońskiego i zgraniu Józefa Szewczyka. Dla Okonia był to pierwszy sezon po przejściu z Gwardii Koszalin, kibice byli już w błyskotliwym młodzianie zakochani.
Skończyło się podziałem punktów, z którego mogli cieszyć się przede wszystkim goście. Przytoczmy zresztą fragment relacji redaktora Andrzej Kuczyńskiego dla katowickiego Sportu:
- Według prowadzonej przeze mnie statystyki rzutów rożnych, Lech wygrał ze Stalą aż 20-2! Ostateczny wynik meczu wskazuje jednak wyraźnie, że w grze zwanej piłką nożną liczą się tylko strzelone bramki, a nie sytuacje do ich zdobycia. A tych ostatnich, zwłaszcza w końcówce spotkania, mieli gospodarze bez liku. Po wyrównaniu przez Lecha, rywale często na oślep wybijali piłki poza boisko. Byle tylko uratować jeden punkt z wiceliderem, który właśnie wczoraj to drugie miejsce w tabeli utracił.
Utracił, a na finiszu musiał stoczyć twardy bój o trzecią lokatę. Wywalczył ją i mógł szykować się do pierwszych, historycznych bojów pucharowych.
Zapisz się do newslettera